Logo Przewdonik Katolicki

Drugie imię miłosierdzia

bp Damian Muskus OFM
il. Agnieszka Robakowska

Mt 18, 21–35 Panie, ile razy mam przebaczyć?

Zdolność do nielimitowanego przebaczania winna charakteryzować każdego ucznia Jezusa. Dowiedział się o tym najpierw Piotr, który sądził, że przebaczanie powinno mieć jakieś granice. Nauczyciel szybko wyprowadził go z błędu, mówiąc, że ani czasowych, ani ilościowych granic nie można stawiać, bowiem przebaczenie jest nierozerwalnie związane z miłością.
Warto przebaczać, bo tak robi Bóg. Jesteśmy Jego dziećmi i uczniami, którzy zostali wezwani do doskonałości na wzór doskonałości Ojca. A On – jak powtarza papież Franciszek – nie męczy się przebaczaniem. Jego miłosierdzie jest uprzedzające, ogarnia grzesznika, zanim ten w ogóle uświadomi sobie, że popełnił zło, wyrządził krzywdę. Zanim w ogóle odczuje w sobie pragnienie wyznania winy i prośby o jej odpuszczenie. Wzorując się na doskonałej miłości Ojca i Jego miłosierdziu względem każdego człowieka, warto więc ćwiczyć się w trudnej sztuce przebaczania. Choćby po to, by poszerzać przestrzenie dobra w świecie i nie dopuszczać do eskalacji w nim cierpienia i niesprawiedliwości.
Szukanie zemsty czy uparte dążenie do wyrównania rachunków jest bowiem drogą donikąd. Można wzajemnie się oskarżać, tropić przejawy zła i odpłacać złem za wyrządzone krzywdy, ale to prowadzi do zatrucia naszych wspólnot toksyną nienawiści. Oczywiście nie chodzi o to, by tolerować zło i bezwolnie pozwalać na to, by ludzie nas krzywdzili. Chodzi o to, by postawić tamę słowom, czynom i zachowaniom, które wpływają niszcząco na nas i świat, w którym żyjemy. Miłość bliźniego pomaga nam zrozumieć dwie rzeczy. Po pierwsze miłość otwiera na prawdę, że faktycznie rzadko się zdarza, by człowiek świadomie ranił drugiego. Zwykle krzywdy nam wyrządzane są smutnym owocem czyjegoś pogubienia, bezradności, nieumiejętności radzenia sobie z samym sobą. Z tej świadomości rodzi się kolejna, przypominająca, że nie ma ludzi doskonałych. Nie da się przejść przez życie, nie raniąc przy tym nikogo. My także więc potrzebujemy przebaczenia innych ludzi, ich wielkoduszności.
Przebaczenie innym jest potrzebne jednak przede wszystkim nam samym, bo pozwala uwolnić się z rozpamiętywania doświadczonego zła, chroni przed zgorzknieniem, frustracją czy ślepym szukaniem odpłaty pięknym za nadobne. Warto wybaczać, bo to najlepszy balsam na rany spowodowane doznaną krzywdą. To nie jest rzeczywistość abstrakcyjna. Aby przebaczyć, potrzebujemy bardzo konkretnie nazwać i określić rozmiar krzywd. W przypowieści Jezusa są one opisane precyzyjnie: jeden dług wynosił dziesięć tysięcy talentów, drugi – sto denarów. Nazwanie wyrządzonego zła jest potrzebne, by pogodzić się z drugim i z samym sobą. W przeciwnym razie nieokreślone poczucie zranienia, spychane gdzieś na dno duszy, będzie nas powoli rozbijało. Ale trzeba jednocześnie pamiętać o tym, że rozdrapywanie ran nie służy uleczeniu, tylko je komplikuje. Trudno jednak przebaczyć bez uczciwego rozliczenia się z wyrządzonego zła, by ono nie zdominowało naszych międzyludzkich relacji, nie dyktowało nam reguł, według których tworzymy więzi z bliźnimi.
Jezus wzywa nas więc do budowania kultury przebaczenia – nie w opozycji do kultury sprawiedliwości, która jest nieodzowna, by społeczeństwa mogły harmonijnie funkcjonować, ale w opozycji do kultury zemsty, która powiększa obszary cierpienia i powoduje zamieranie życia w naszych wspólnotach. Przebaczenie jest drugim imieniem miłosierdzia, nieodzownym elementem chrześcijańskiego stylu życia. Jest to sztuka, w której wciąż trzeba nam się doskonalić. Ale jesteśmy też wezwani do tego, by doskonalić się w staraniach, by nie krzywdzić drugiego, by umieć z pokorą przyznać się do popełnionych win i prosić o przebaczenie, które daje wolność.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki