Obserwując otaczającą mnie rzeczywistość i rozmawiając ze znajomymi rodzicami, odnoszę wrażenie, że Kościół mało zajmuje się dziećmi. Działania są dość powierzchowne, jakby nieprzystające do rzeczywistości. W Synodzie, który w dużej części za nami, również niewielka przestrzeń poświęcona była dzieciom. Jak to wygląda z perspektywy osoby, która uczy katechezy w szkole, a także przygotowuje maluchy do wczesnej Komunii św.?
– W trakcie poznańskiego Synodu przysłuchiwaliśmy się dzieciom w ramach katechezy. Dla katechetów przygotowane były różne materiały, które miały im pomóc przeprowadzać rozmowy z uczniami. Część z nich podjęła się tego zadania, jednocześnie przysyłając wyniki rozmów. Młodzież dodatkowo wypowiadała się w ramach różnorodnych duszpasterstw. Uczniowie na różnym poziomie edukacji zadają dużo pytań. Dotyczą one zarówno Pana Boga, jak i Kościoła. Maluchy dopytują na przykład, co Pan Bóg je na kolację i czy dużo śpi (śmiech). Dzieci świadomie nie słuchają wiadomości, nie czytają prasy. Pewien ogląd sytuacji czerpią z rozmów dorosłych i z obserwacji tego, co dzieje się dookoła. One zadają pytania, a metodą dziś skądinąd bardzo synodalną, jest usiąść i ich posłuchać. Usłyszeć, jak młode pokolenia widzą Pana Boga, co już wiedzą o Nim. Czasami wiedzą bardzo dużo, ale bywa i tak, że obraz ten, z różnych przyczyn, jest mocno zafałszowany. Słuchanie jest dziś podstawową metodą pracy katechetycznej. Najpierw trzeba ich usłyszeć, aby w przestrzenie ich pytań zacząć wchodzić z Ewangelią. Mam wrażenie, że Ewangelia wtedy trafia na najlepszy grunt, ponieważ pytania płyną z ich zaciekawienia.
Jakie potrzeby dzieci diagnozuje dziś Kościół?
– Dużą potrzebą jest dziś tworzenie przestrzeni dla dzieci i młodzieży poza szkolną katechezą. Pokazuje mi to m.in. wspólnota, do której należę. Okazuje się, że przyciąga ona ludzi szukających miejsca, w którym ich dzieci mogłyby poznać Ewangelię. Przyjęliśmy w naszej wspólnocie formułę klubików dla dzieci. Rodzice rotacyjnie prowadzą zajęcia dla swoich dzieci, w trakcie formacji osób dorosłych. Wydaje mi się, że to, iż dzieci przez zabawę, śpiewy, gry, poznają Ewangelię, przyciąga jak magnes. Istnieje powszechna potrzeba, aby takie grupy były tworzone. W wielu parafiach mylnie rozumiana jest koncepcja duszpasterstwa dla dzieci. Osadza się ona głównie na tym, że w październiku zaprasza się dzieci na modlitwę różańcem, w Adwencie na roraty, w Wielkim Poście na drogę krzyżową, a w maju na nabożeństwo majowe. Tymczasem trzeba pomagać dzieciom schodzić głębiej w rozumieniu wiary, a nie tylko przeżywać religijne treści w trakcie nabożeństw.
Skąd wynika niezbyt duże zainteresowanie potrzebami dzieci w naszych wspólnotach parafialnych?
– W obliczu ujawnianych skandali w związku z pedofilią – skądinąd dobrze się dzieje, że oglądają one światło dzienne – wielu księży może przyjmować postawę zachowawczą. Mimo czystych intencji mogą podświadomie lub świadomie unikać kontaktu z dziećmi. Wiele osób jest zdania, że to katecheci powinni przejąć pełną odpowiedzialność za rozwój duchowy dzieci, także poza szkołą. Nie jest to możliwe ze względów czasowych. Katecheci oprócz zaangażowania w szkole dokształcają się i podejmują dodatkowe zobowiązania w parafiach. W Kościele brakuje osób, który zajęłyby się dziećmi. Być może, podobnie jak w mojej wspólnocie, rozwiązaniem byłoby większe zaangażowanie rodziców. Tym bardziej, że dzieciom potrzebnie jest świadectwo dorosłych. Przygotowując dzieci do wczesnej Komunii św., obserwuję, że zazwyczaj mają one położony świetny fundament. Nie wynika on z tego, że miały świetną katechezę w przedszkolu, gdyż zazwyczaj godzin katechezy w przedszkolu jest niewiele. Mają podstawy, gdyż pochodzą z zaangażowanych religijnie rodzin. O tym mówią również dokumenty Kościoła, że pierwszymi katechetami dzieci są rodzice. Bezsprzecznie potrzebne jest nam dziś ożywienie wiary rodziców.
Czy potrzebna jest specjalna przestrzeń liturgiczna dla dzieci?
– Potrzeba jest duża, ale poziom, w jakim dajemy dzieciom tę przestrzeń, jest różny. W tych miejscach, gdzie dzieci są zapraszane i liturgia jest do nich dostosowana, kościół jest pełen dzieci. Warto zaznaczyć, że niekoniecznie muszą one podczas całej Eucharystii być z przodu. Uważam, że idealną sytuacją jest, gdy przebywają z rodzicami w trakcie Mszy, ponieważ to oni wprowadzają malucha w życie liturgiczne, np. pomagając zrobić znak krzyża czy wykonać inne gesty. Jestem przedstawicielką pokolenia, w którym wszystkie dzieci podczas Mszy św. miały być z przodu. Kończyło się to tym, że przez większość czasu szturchaliśmy się i rozmawialiśmy, tym samym przeszkadzając. Dzieci mogą podejść bliżej księdza podczas homilii. Wraz z księżmi, z którymi współpracowałam, praktykowaliśmy model obecności dzieci na liturgii, w którym przychodziły one do przodu w trakcie części homilii, by wysłuchać kilku zdań skierowanych specjalnie dla nich. Następnie wracały do rodziców i ksiądz kierował kilka zdań do dorosłych. W Niemczech jest często praktyka, że po przeczytanej Ewangelii dzieci wychodzą do osobnego pomieszczenia wraz z merytorycznie przygotowaną osobą. Tam mają krótkie zajęcia na temat usłyszanego słowa Bożego. Wracają do kościoła na modlitwę powszechną. Niestety w wielu z naszych kościołów przestrzeń liturgiczna w żaden sposób nie jest dostosowana do dzieci. Długofalowo powoduje to ich niechęć do uczestnictwa w jakichkolwiek formach kultu.
Rzadko bywam na Mszach z udziałem dzieci, ale zazwyczaj uderza mnie na nich język. Księża często wykonują akrobacje językowe w trakcie homilii. Jak mówić do dzieci ich językiem, jednocześnie nie spłycając myśli i nie infantylizując siebie i dzieci?
– Przygotowując dzieci do wczesnej Komunii, mówię językiem dostosowanym do nich. Opowiadam im o ważnych sprawach, ale ich językiem. Nauczyłam się tego języka od nich. Przez lata na przykład szukałam odpowiedniego określenia, którego mogę użyć dla momentu przeistoczenia. Jeśli pięcio- czy sześciolatkom mówię, że dokonuje się przeistoczenie, nic to dla nich nie oznacza. Szukałam właściwego określenia i mówiłam, że następuje przemiana. Pamiętam, że któregoś roku, gdy doszliśmy do tego momentu, zapytałam dzieci, co się zmieniło. Jedno z dzieci odpowiedziało, że zmieniła się wartość chleba. To był strzał w dziesiątkę, gdyż to jest sposób myślenia dzieci. Teraz tak mówię o przeistoczeniu i do nich to trafia. Dzieci pomagają mi wyrażać trudne pojęcia prostszym językiem. Kiedyś w katechezach wczesnokomunijnych uczestniczyła babcia, której wnuczki mieszkają we Francji. Zależało jej, aby przygotować dziewczynki do Komunii. Starsza pani przychodziła na katechezę, robiła notatki, a przez Skype’ a łączyła się z wnuczkami, opowiadając im o tym, co usłyszała na katechezach. Po kilku miesiącach przyszła do mnie i powiedziała, że przez całe życie nie dotarła do niej katecheza w takim stopniu, w jakim zrozumiała ją przez te kilka miesięcy przygotowań, kiedy słuchała dzieci. Ważne jest to, aby język, którym mówimy dzieciom o Bogu, był prosty, niewyszukany, nawiązujący do ich codzienności. W rozmowach z dziećmi nie pozwalam sobie na to, aby przedstawiać dzieciom Pana Boga w sposób infantylny. Język ma być prosty, ale o Bogu mówmy poważnie. Zalecam rodzicom, aby wystrzegali mówienia o Bogu ,,bozia”. Pamiętajmy, aby język przedstawiał prawdziwy obraz Pana Boga. Niezależnie od wieku dziecka, rozmawiajmy z nimi o Bogu poważnie, jednak unikając stricte teologicznych pojęć. Podczas omawiania z dziećmi różnych modlitw, gdy dochodzimy do momentu „Wierzę w Boga”, polecam im, aby podkreśliły wyrazy i zwroty, których nie rozumieją. Nierzadko podkreślona jest cała modlitwa. Dla nich to archaizmy. Absolutnie jestem przeciwna zmianom modlitw czy sformułowań liturgicznych. Jednak księża czy katecheci nie tyle powinni odpytywać dzieci z modlitw, ile pomóc zrozumieć słowa, które się tam znajdują, przetłumaczyć je na język dziecka. Staram się pokazać dzieciom, że modlitwy nie są od tego, aby z nich odpytywać, ale żeby się nimi modlić. Ciągle jeszcze pokutuje akcent położony na odpytywanie. Czasem katecheci tak działają, ponieważ oczekuje tego od nich ksiądz z parafii. Dla niektórych nadal przygotowanie do sakramentu Eucharystii lub sakramentu pokuty to wymienianie modlitw. Co roku organizuję spotkanie dla rodziców dzieci z klas trzecich, aby im wytłumaczyć, że chcę podprowadzić ich dzieci do próby zrozumienia tego, co się dzieje, gdy przystępujemy do sakramentu pojednania i Eucharystii. Na to kładę akcent, a nie na zaliczenie kolejnego etapu. Kiedyś młodzież wypisywała się z lekcji religii po bierzmowaniu, dziś tendencja ta przeniosła się na okres pokomunijny. W świadomości wielu osób sakramenty się „zalicza”. Ginie przekonanie, że sakramenty są po to, aby nas umocniły, pogłębiły naszą więź z Bogiem i prowadziły nas w życiu. Katecheza na ten temat potrzebna jest przede wszystkim dorosłym, co wybrzmiało w Synodzie. Jeśli dorośli nie będę mieć właściwej formacji, to formując tylko dzieci, nie wychowamy osób dojrzałych w wierze.
Mówiłyśmy o warstwie semantycznej języka i rozumieniu pojęć. A jak dotrzeć do serca i rozumu dziecka, którego głównym światem jest Instagram i TikTok?
– Przede wszystkim opowiadam dzieciom i młodzieży z ostatnich klas szkoły podstawowej o mojej relacji z Panem Bogiem. Gdy w zeszłym roku rozpoczynałam pracę w nowej szkole, na pierwszej lekcji opowiadałam, dlaczego uczę religii. Mówiłam, że zawsze marzyłam, aby być nauczycielem, ale chciałam uczyć innego przedmiotu. W liceum podjęłam decyzję, że to jednak będzie religia, ponieważ w tamtym czasie odkryłam piękny obraz Pana Boga. Przedtem się właściwie Go bałam, bo był daleki, groźny, a w liceum odkryłam, że jest On zupełnie bliski. To mnie skłoniło do tego, by połączyć to, że chcę o takim Bogu mówić innym, z tym, że chcę być nauczycielem. Uczniowie dzielili się ze mną tym, że podoba im się moja historia. Była ona pretekstem do wielokrotnego zadawania mi pytań o osobiste doświadczenie relacji z Bogiem. Już Paweł VI, w latach 60. ubiegłego wieku, powiedział, że „świat nie potrzebuje nauczycieli, lecz świadków”. Mam wrażenie, że dzisiaj jeszcze bardziej potrzebni są świadkowie. Mogę opowiadać moim uczniom o różnych sposobach modlitwy, ale ostatecznie zawsze zapytają mnie, czy ja się tak modlę. Oni często opowiadają mi o tym, co lubią, o swoich grach, tiktokerach, których obserwują. Nierzadko pokazują mi swój świat, na przykład dając do posłuchania piosenki, wyświetlając filmiki w telefonie. Jeśli zbuduje się z uczniami relacje i zaprzyjaźni się, to naprawdę można dużo im przekazać. Niezwykle istotna jest wzajemna wymiana światów.
A co, jeśli lekcje religii szkodzą i budują w dziecku fałszywy obraz Boga?
– Jest wielu katechetów, którzy mają serce oddane dzieciom i misji. Niestety ci, którzy mają zupełnie niewłaściwy obraz przekazywania wiedzy i wiary, również się zdarzają. Jedna z moich przyjaciółek bardzo nie chciała wypisać dziecka z religii, jednocześnie była pełna niepokoju odnośnie do prowadzonych zajęć. Gdy mi o tym opowiedziała, zasugerowałam jej, aby pomyślała o wypisaniu dziecka z religii. Jeśli katecheta przekazuje wiarę i pomaga młodemu człowiekowi, żeby on sam szukał Boga, to lekcje te mają sens. Jeżeli jednak miałoby to dziecku zaszkodzić, lepiej nie posyłać go na takie zajęcia, gdyż mogą uczynić w młodym człowieku więcej strat niż pożytku. Odwrócenie złego obrazu Boga, który się wytworzy, będzie trwało dłużej. Młodsze dzieci często opowiadają o tym, co usłyszały na lekcjach religii. Warto się temu przysłuchać. Jeżeli rodzic ma jakieś podejrzenia, dobrze jest, aby poszedł do katechety i rozwiał swoje wątpliwości. Dla dobra dziecka rozmowa i wyjaśnienie wszystkich kwestii jest podstawą.
Jak wyrażają swoje potrzeby duchowe Twoi uczniowie?
– Jeśli ktoś twierdzi, że młodzież dziś nie ma potrzeb duchowych i nie szuka Boga, niech spojrzy na wydarzenia typu Światowe Dni Młodzieży. Liczby mówią same za siebie. W poprzednim roku w siódmej klasie dopiero w okolicach Bożego Narodzenia zaproponowałam temat, wcześniej to oni sami wychodzili z inicjatywą. Czasem jest tak, że gdy zaczynam odpowiadać na zadane pytanie, w nich rodzą się już następne. W starszych klasach istnieją tematy nieśmiertelne (śmiech). Obecnie flagową kwestią jest stosunek Kościoła do osób LGBT. Zazwyczaj młodzi są bardzo zdziwieni, gdy otwieramy Katechizm Kościoła katolickiego i czytamy punkty, w których jest mowa o osobach homoseksualnych. Niejednokrotnie pytają mnie, czy wszyscy księża i biskupi znają te punkty. Kolejnym ekscytującym tematem są egzorcyzmy. Zazwyczaj „załatwiam” to w ciągu jednej lekcji. W ostatnim roku wiele pytań padało też o wojnę. Pojawiają się też kwestie aborcji czy eutanazji. Niejednokrotnie pytają, co muszą zrobić, aby znaleźć się w niebie.
---
HANNA SOŁTYSIAK
Nauczycielka religii, od 1995 r. prowadzi katechezę przygotowującą dzieci do wczesnej Komunii św., autorka książek: Oto wielka Tajemnica, Tajemnica spowiedzi, Prezent z nieba.
12 historii od przyjaciela