Chodzi o relacje. Chyba tak można by streścić to, co biskupi chcą powiedzieć księżom w swoim liście na Wielki Czwartek 2023 roku. Nie jest to list przełożonych do podwładnych. I to mnie cieszy. Bo jest w nim również element – wyrażony przynajmniej w słowach – o współodpowiedzialności za te relacje ze strony biskupów.
List, choć kierowany jest do księży, wart jest lektury przez wszystkich. Nie tylko po to, by zobaczyć, na co w odniesieniu do duchowieństwa biskupi kładą akcent, ale także dlatego, że list ten nadaje się na medytację o naszej obecności w Kościele – każdego i każdej z nas.
Biskupi przypominają o tym, że nie da się być księdzem, nie da się prowadzić duszpasterstwa, nie da się współtworzyć Kościoła bez relacji. W pierwszej kolejności musi to być relacja z Jezusem i Jego Ojcem. A następnie braterska relacja we wspólnocie.
Brak więzi z Mistrzem, który jest u początku każdego powołania i jest źródłem ewangelicznego entuzjazmu, prowadzi – przestrzegają biskupi – do „pokładania ufności jedynie w swoich możliwościach albo gorączkowego poszukiwania efektywnych metod głoszenia i gromadzenia wspólnoty – aż po kult sukcesów duszpasterskich”. Cieszę się, że biskupi to akcentują: kult sukcesów duszpasterskich nie jest miarą ich pochodzenia z Ducha Świętego, czego liczne przykłady mieliśmy w ostatnich latach w Kościele w Polsce. Z pewnością jest to przestrzeń do ogromnej pracy w relacjach między biskupami a księżmi. Przecież w naszej pracy chodzi o duchowy wzrost, który ma różną dynamikę, nieraz wymaga długiego czasu, nim przyjdą efekty. Bywa więc demotywującym i frustrującym odpytywanie o liczby, efekty i sukcesy, zamiast całościowego wsłuchiwania się w duszpasterskie troski i radości, wsłuchiwania się w problemy i wspólnego szukania sposobów ich rozwiązania.
„Bardzo potrzebujemy tego, by między sobą być braterską wspólnotą gotową służyć sobie wsparciem, dzielić się wiarą, braterskim upomnieniem i zrozumieniem w słabości” – piszą biskupi. To chyba jeden z trudniejszych wymiarów pracy duszpasterskiej i w ogóle codzienności każdego z nas: umiejętność przyznania się do błędu, porażki, słabości czy grzechu, stanięcie w prawdzie o sobie, odważnie mierzenie się z problemami, zdolność przyjęcia upomnienia, ale też odwaga i wyczucie w upominaniu.
To, co ujmuje w liście biskupów, to wyraźne zaakcentowanie wymiaru wspólnotowego Kościoła, a może nawet wskazanie na ten wymiar przed jego instytucjonalnym charakterem. „Wspólnota Kościoła, a przez to i wspólnota prezbiterium, o tyle jest dobrym miejscem, w którym chce się być, o ile stanowi sieć rzeczywistych relacji budowanych z wrażliwością na nie swoje tylko potrzeby” – czytamy. Właśnie tak: bez relacji, bez wrażliwości na swoje potrzeby, bez uznania, że każdy ma potrzeby, bez ich nazwania, bez wspólnego wysiłku nie stworzymy wspólnoty. W Kościele nie da się być na siłę. Zresztą Jezus nikogo siłą nie trzymał. Ludzie za Nim szli, bo chcieli. Poganie przyjmowali chrzest, bo uwierzyli w Jezusa jako Syna Bożego i chcieli być częścią wspólnoty, którą On zapoczątkował. Nie da się inaczej przyciągać do Kościoła jak siłą wspólnoty otwartej i wrażliwej na człowieka.
Jest w tym liście jeszcze jedna rzecz, na którą warto zwrócić uwagę. Biskupi przyznają, że wskutek także ich dramatycznej niewierności (nie wszystkich oczywiście) Kościół traci w oczach ludzi wiarygodność, a co za tym idzie, zdolność przekazywania wiary kolejnym pokoleniom. „Zamiast Hosanna słychać często bolesne słowa odrzucenia i konfrontacji. Rozczarowanie Kościołem – zwłaszcza jego instytucjonalnym wymiarem – staje się doświadczeniem wielu. Także tych, którzy próbują wiernie żyć Ewangelią. Z całą tą sytuacją, z całym tym ciężarem wchodzimy w ciszę Wielkiej Soboty. Bez odpowiedzi. Bez gotowych rozwiązań. Tylko z nadzieją, którą niełatwo utrzymać żywą, na przekór śmierci” – piszą biskupi. Cieszę się, że biskupi widzą problem, cieszę się, że współdzielą odpowiedzialność, i cieszę się, że nie mają złotych recept. Czasem właśnie w poczuciu bezradności tworzy się przestrzeń do działania Ducha Świętego.
Chyba chcę właśnie takiego Kościoła i takich relacji, o jakich piszą biskupi. Chcę wspólnoty, a nie korporacji. Chcę Ewangelii, nie polityki. Chcę relacji, nie zarządzania. „Ufamy, że Duch chce nas doprowadzić do dojrzałości wiary i uczyć braterskiej, ewangelicznej wspólnoty, w której jest miejsce na świętość i heroizm, ale i na słabość i błędy. Wspólnoty wytrwale poszukującej prawdy – także o sobie, gotowej do brania odpowiedzialności za grzechy i błędy, do pokuty i prawdziwego pojednania”.