Logo Przewdonik Katolicki

Wojtyła w teatrze

Szymon Bojdo
Plakat z przedstawienia Kawaler księżycowy. Na zdjęciu: członkowie Studia Dramatycznego 39, a wśród nich Karol Wojtyła (pierwszy z prawej, w trzecim rzędzie od dołu) Fot. Laski Diffusion / East News

Dla przyszłego papieża tworzenie teatru nie było tylko pasją. To także sposób na wyrażanie ważnych prawd o człowieku i jego kondycji w świecie.

Wokół postaci Jana Pawła II znów ostatnio rozgorzała ogólnopolska dyskusja, która bynajmniej nie będzie przedmiotem tego artykułu. Jak każde tego typu zdarzenie ma ono swoją dynamikę: od rzekomej sensacji, poprzez symptomatyczną dla naszych czasów potrzebę, by każdy się w danej sprawie wypowiedział, po stopniowe wygaszenie tematu – uwaga dzisiejszego człowieka nie jest w stanie zatrzymać się na dłuższy czas. Być może także dlatego w naszej zbiorowej pamięci o papieżu więcej jest przenoszonych w czasie klisz, stałych motywów, które się z nim wiążą, niż pogłębionej refleksji. To oczywiste, że łatwiej jest postawić pomnik, przywołać krzepiącą anegdotę, niż spróbować pogłębić przesłanie, które kierował on do ludzi. I może działać to w dwie strony, również spora grupa jego dzisiejszych adwersarzy, wątpiących w słuszność jego poszczególnych działań, często opiera się na wycinkach, wyjętych z kontekstu historycznego faktów, które mają stać się argumentem dla potwierdzenia ich tezy. To, co ciekawsze i cenniejsze, leży, jak sądzę, obok tych dwóch podejść, choć może się okazać, że wcale niedaleko.

Tam to było świetnie
Weźmy chociaż słynne papieskie kremówki. Całe przemówienie papieża do mieszkańców rodzinnych Wadowic z 19 czerwca 1999 r. było przygotowaniem do wspólnej modlitwy „Pod Twoją obronę”, wyrażeniem wdzięczności za dar życia. Wspomnienie popularnego deseru było jedynie improwizowanym dodatkiem do garści wspomnień o tym, jak wyglądało rodzinne miasto Wojtyły w jego czasach. To jednak owe kremówki przebiły się do powszechnej świadomości, pewnie nie bez pomocy tych, którzy zwietrzyli tu dobry interes. Tymczasem papież wypowiedział wtedy inne symptomatyczne słowa, które zwracają uwagę na to, jak formował się on jako młody człowiek: „Chodziło się także do «Sokoła» na przedstawienia. Wspominam Mieczysława Kotlarczyka, wielkiego twórcę teatru słowa. Wspominam moich kolegów i koleżanki z Wadowic (…) Wiele wspomnień. W każdym razie tu, w tym mieście Wadowicach, wszystko się zaczęło. I życie się zaczęło, i szkoła się zaczęła, i studia się zaczęły, i teatr się zaczął, i kapłaństwo się zaczęło”. Nawet tą ikoniczną frazę o tym, że tam wszystko się zaczęło, urywamy, nie podając, co się właściwie miało rozpocząć. A były to studia, teatr i kapłaństwo – w tej właśnie kolejności. To dzięki nauce w gimnazjum młody Karol miał okazję poznać miejscowe koło teatralne, a działanie w nim, obcowanie z żywym słowem i kontynuowanie teatralnej pasji było jednym z czynników, które wyklarowały jego późniejsze powołanie. Byłoby nadużyciem powiedzieć, że bez teatru nie byłoby Jana Pawła II, ale z pewnością te doświadczenia miały na niego spory wpływ, choćby dlatego, że we wspomnianym cytacie teatr wspomina on raz jeszcze: „Kiedy byliśmy w piątej gimnazjalnej, graliśmy Antygonę Sofoklesa. Antygona – Halina, Ismena – Kazia, mój Boże. A ja grałem Hajmona. «O ukochana siostro ma Ismeno, czy ty nie widzisz, że z klęsk Edypowych żadnej na świecie los nam nie oszczędza». Pamiętam do dziś. A wy jeszcze gracie teraz, macie teatr amatorski w «Sokole»? Macie teatr amatorski w «Sokole»? Tam to było świetnie”. Wystawienie Antygony w młodym wieku jest nie lada wyzwaniem – specyficzny rytm wiersza, skomplikowana budowa zdania, wreszcie bardzo poważne dylematy moralne będące tematem tej tragedii Sofoklesa… Podkreślmy jeszcze, że Karol Wojtyła nie był tylko widzem tego teatru – on go tworzył, a każdy, kto choć w małym stopniu brał udział w jakimś teatralnym występie, wie, jak bardzo jego przygotowanie może angażować osobowość człowieka. Nic dziwnego, że Wojtyła twierdzi, że w amatorskim teatrze w szkole było świetnie – choćby przez atmosferę twórczej pracy w gronie koleżanek i kolegów.

Więcej niż ambitny nauczyciel
Nie byłoby tych teatralnych doświadczeń, gdyby nie pochodzący z Wadowic Mieczysław Kotlarczyk, którego zresztą papież wspomina. I znów – gdyby opierać się tylko na tym wspomnieniu, można by dojść do wniosku, że to po prostu ambitny nauczyciel, który zarażał młodych ludzi pasją do teatru. Wystarczy jednak bliżej przyjrzeć się jego postaci, by zauważyć, że dla sztuki teatralnej tamtych czasów znaczył on znacznie więcej. Zaledwie 12 lat starszy od Wojtyły, był synem urzędnika sądowego Stefana Kotlarczyka i Marii z Malottów. W 1926 r. ukończył gimnazjum w Wadowicach, następnie do 1931 r. studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. W roku 1933 otrzymał dyplom nauczyciela szkół średnich. Jeszcze w trakcie studiów założył w Wadowicach Amatorski Teatr Powszechny, a do 1939 r. zrealizował w nim m.in. Mazepę, Romantycznych, Achilleis. W 1936 r. obronił pracę doktorską i przeniósł się do Sosnowca, gdzie nadal pracował jako nauczyciel gimnazjalny oraz ogłaszał recenzje teatralne w „Kuźnicy”. Tam też do wybuchu wojny prowadził amatorski teatr szkolny. Wygłaszał pogadanki teatralne w krakowskiej i katowickiej rozgłośni Polskiego Radia. Zajmował się krytyką teatralną, a także opracowywaniem dzieł literackich do występów teatralnych; tę pracę dostrzegł wybitny aktor i reżyser teatralny Juliusz Osterwa. W okresie okupacji niemieckiej Kotlarczyk przebywał do połowy 1941 r. w Wadowicach, następnie w Krakowie. Początkowo pracował jako konduktor tramwajowy, a od października 1942 r. jako urzędnik. Wtedy też, mimo restrykcyjnych zakazów okupanta, postanowił stworzyć konspiracyjny teatr amatorski, w którego szeregi, niejako do niego wracając, wstąpił jego były uczeń, a obecnie student polonistyki Karol Wojtyła. Działalność teatr rozpoczął Królem-Duchem, do marca 1943 r. dano jeszcze sześć premier.

Chcesz zmarnować talent?
Jak w okupacyjnej rzeczywistości, w której za szerzenie polskiej kultury groziła nawet kara śmierci, tworzyć teatr? Można było, oczywiście w małym gronie, czytać bądź recytować teksty kultury, tworzyć coś na kształt wieczorów poetyckich czy akademii. Jednak jak zwięźle podaje Encyklopedia teatru polskiego: „Kotlarczykowi udało się zbudować styl teatralny, odbiegający od wieczorów poezji. Ideę Teatru Rapsodycznego wyprowadził głównie z Lekcji XVI Mickiewicza, gdzie odczytał pochwałę teatru ubogiego: słowa, epiki, liryki, dialogu i krasomówstwa; teatru tekstów niescenicznych”. Właśnie z takim teatrem zetknął się Karol Wojtyła, a że była to forma dla współczesnych atrakcyjna, może świadczyć fakt, że po wojnie Kotlarczyk kontynuował swoją działalność. Jego twórczość ewoluowała także w kierunku teatru sakralnego, reżyserował widowiska teatralne w Kalwarii Zebrzydowskiej, Piekarach Śląskich i Szczyrzycu, przedstawienia miały służyć głoszeniu Ewangelii, a ich układ często odwoływał się do kalendarza liturgicznego. Dalej inscenizował on także teksty polskiej i światowej klasyki, po Rapsodach (11 października 1947) i Dialogach miłości (3 grudnia 1947) sukces odniósł Eugeniusz Oniegin (18 lutego 1948), potem Lord Jim (12 czerwca 1948) i trzecia, najdojrzalsza, wersja Pana Tadeusza (23 lutego 1949). Wielokrotnie Teatr Rapsodyczny występował też gościnnie, w sezonie 1946/1947 było to aż 47 wyjazdów. Równolegle był Kotlarczyk członkiem redakcji „Teatru” i nadal wygłaszał pogadanki na falach radiowych. Jego teatr w 1949 r. upaństwowiono, a w czasach stalinowskich na cztery lata zamknięto (1953–1957), jednak po wznowieniu jego działalności Kotlarczyk pracował w nim aż do ponownego zamknięcia w 1967 r.,
następnie do emerytury w 1973 r. był pracownikiem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, gdzie opracował program studium teatralnego, prowadził wykłady i ćwiczenia z fonetyki, retoryki i wymowy kościelnej w Archidiecezjalnym Seminarium Duchownym w Krakowie; przygotował z klerykami dziesięć przedstawień rapsodycznych. Łatwo więc zauważyć, że drogi dawnego ucznia i nauczyciela ponownie się zeszły: tym razem jego wychowanek był już wykładowcą na KUL, a następnie biskupem krakowskim. Więź ta wyrażona jest także w listach, jeszcze w 1939 r. młody Wojtyła pisze do Kotlarczyka: „Wierzę w Twój teatr i chciałbym go koniecznie współtworzyć, bo on byłby różny od wszystkich «polskich» i nie łamałby człowieka, ale podnosił i zapalał i nie psuł, ale przeanielał”. Tylko ktoś ważny dla Wojtyły mógł na decyzję o wstąpieniu do seminarium duchownego odpowiedzieć: „Człowieku, co ty robisz? Chcesz zmarnować talent?” – co przytaczał sam papież w swojej książce Wstańcie, chodźmy. W tejże książce wspomina też, że póki Kotlarczyk żył (a zmarł w lutym 1978 r., często dyskutowali o teatrze, nawet zastanawiając się czysto teoretycznie, kto mógłby obsadzić konkretną rolę w sztuce.

Zgłębianie aktorskiego kunsztu
Wracając do teatralnej pasji samego Wojtyły, warto wspomnieć ten okres, kiedy Kotlarczyk działa w Sosnowcu, a młody Karol rozpoczyna studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wybitny znawca twórczości Jana Pawła II, prof. Jacek Popiel, odnotowuje zaangażowanie się młodego studenta w działalność Studia 39 – szkoły dramatycznej prowadzonej przez Krakowską Konfraternię Teatralną. Organizacja ta, poprzez aranżowanie spektakli teatralnych w plenerze, wykorzystujących zabytkową architekturę Krakowa, obrała sobie za cel ożywienie życia teatralnego w tym mieście. Przygotowywali oni także przedstawienia z okazji Dni Krakowa i dlatego przykładali dużą wagę do kształcenia swoich aktorów. Od stycznia 1939 r. uczył się tu też Karol Wojtyła: „Tutaj uczestniczył na przykład w zajęciach techniki wymowy i impostacji głosu oraz ruchu scenicznego. Premiera Kawalera księżycowego Mariana Niżyńskiego odbyła się
7 czerwca 1939 roku na dziedzińcu Collegium Nowodworskiego przy ul. św. Anny”. Nie bez racji więc późniejszą swobodę w publicznych wystąpieniach Karola Wojtyły przypisuje się zgłębianiu aktorskiego kunsztu. Jak wiemy, wojna, która wybucha parę miesięcy po czerwcowej premierze Studia 39, mocno tę działalność młodego studenta polonistyki ograniczy.

Dramat wymaga ciągłości i skupienia
Paradoksalnie jednak teatr wojenny stał się okazją, żeby tworzeniem Teatru mógł Wojtyła zająć się z zupełnie innej strony. Jak wiadomo, już jako młody człowiek przymierzał się on do tworzenia poezji. Jednak to właśnie koniec 1939 r.
i początek kolejnego stały się dla niego okazją zgłębienia nowej formy literackiej i stworzenia pierwszych dramatów. Powstają wtedy Dawid (którego tekstu do dzisiaj nie odnaleziono) z 1939 r.,
a w 1940 r. jeszcze Hiob. Drama ze Starego Testamentu i Jeremiasz. Same tytuły wskazują, że dzieła te mocno będą osadzone w rzeczywistości biblijnej, jednak dla człowieka skonfrontowanego z dramatem wojny były one też okazją wyrażenia swoich lęków, zapisem myśli, wyrażeniem nadziei. Z tych pierwszych prób dramatycznych Karol Wojtyła nie był jednak szczególnie zadowolony, twierdził, że dramat „wymaga ciągłości i skupienia”, a w niepewnej sytuacji wojny zdecydowanie łatwiej było zająć się liryką. Nie porzuca jednak tej formy, jeszcze w czasie okupacji napisze pierwszą wersję dramatu o bracie Albercie Chmielowskim (którego ostateczna publikacja nastąpi w 1979 r. i w tej wersji jest nam znany pod tytułem Brat naszego Boga). Krótko po wojnie, już jako ksiądz, teatrem zajął się dwukrotnie: jako reżyser w czasie studiów w Rzymie w grudniu 1947 r. wystawił jeden akt sztuki Adama Bunscha o bracie Albercie Przyszedł na ziemię święty. Z kolei jako wikary w Niegowici poprowadził kółko dramatyczne, które wystawiło Gościa oczekiwanego Zofii Kossak-Szczuckiej. W „Tygodniku Powszechnym” publikował także recenzje teatralne. Do dramatu powróci z początkiem lat 60., a trybuną jego pierwszych publikacji dramatycznych będzie miesięcznik „Znak”. Pod pseudonimem Andrzej Jawień ogłosił pierwszy z nich – Przed sklepem jubilera. Medytacje o sakramencie małżeństwa w grudniu 1960 r. Swojemu mistrzowi – Kotlarczykowi pisał, że korzystał z doświadczenia teatru rapsodycznego, jego specyficznego stylu, który sprzyja właśnie medytacji. Kolejna praca dramatyczna Promieniowanie ojcostwa, którego fragment Rozważania o ojcostwie pojawi się w „Znaku” w numerze piątym z 1964 r.,
potwierdza ów refleksyjny, medytacyjny styl dramatów Wojtyły. Wychodząc od teatru „tekstów niescenicznych”, skupionego na słowie, jego znaczeniu i brzmieniu oraz nadając spajającą, wręcz kreującą rolę narratorowi, młody ksiądz poszukuje innej formy do rozważań na tematy, którymi właściwie się zajmuje. Przecież niemal równolegle wydaje swoją książkę Miłość i odpowiedzialność – studium etyczne miłości i małżeństwa, będące owocem jego wykładów z etyki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Jako duszpasterz, następnie także biskup, obserwuje wokół siebie daleko idące zmiany w kulturze, w definiowaniu małżeństwa, w odczytywaniu przez człowieka swojego miejsca w świecie, właśnie poprzez powołanie do założenia rodziny. Bliskość takiej mistyki życia codziennego sprawia, że nie zmieści się ona tylko w naukowym traktacie, dramat jest z kolei idealnym miejscem, by móc konstruować takie rozważania.

Tajemnicę tę ciągle trzeba odkrywać
Jak pisze prof. Jacek Popiel: „Dla Wojtyły teatr «istotny», teatr «prawdziwy» to teatr podejmujący podstawowe problemy ludzkiej egzystencji oraz problemy narodu i chrześcijaństwa”. Nie jest to więc twórczość skonwencjonalizowana, Wojtyła dramatopisarz sięga po zawsze świeże dla danego problemu środki wyrazu – stąd być może, choć możemy dostrzec w nich inspiracje romantyczne czy młodopolskie, dramaty Wojtyły będą inne od tych, które ich twórcy przygotowywali do wystawienia na scenę. W 1951 r. tworzy na przykład cztery misteria, mające w jakiś sposób formę paraliturgiczną, splatającą tekst biblijny z tradycyjnymi pieśniami. Choćby w Pasji według św. Mateusza wplata jednak również do tej narracji rozważania o odkupieniu i tajemnicy Krzyża: „Ludzkość ciągle za mało o niej myśli, ciągle za mało nią żyje. Nie zna jej głębi. Tajemnicę tę ciągle i stopniowo trzeba odkrywać. Nie wolno być poza nią”. Jak ciekawie koresponduje z nią jedno z pierwszych zdań późniejszego dramatu Promieniowanie ojcostwa: „Od tylu już lat żyję jak człowiek wygnany z głębszej mojej osobowości, a równocześnie skazany na to, by ją zgłębiać”. Tworząc pewien teatralny kosmos, Karol Wojtyła stara się odnaleźć człowieka, jego najgłębsze pragnienia i właściwym sobie torem prowadzi go ostatecznie do Chrystusa. Prowadzi to do źródeł współczesnego europejskiego teatru, którym było także misterium – co można swobodnie przetłumaczyć jako odkrywanie tajemnicy. Takiej, którą chce poznać każdy z nas – o sensie i znaczeniu naszego życia.

Korzystałem z trzeciego tomu Dzieł literackich i teatralnych Karola Wojtyły pod red. prof. Jacka Popiela, wyd. Znak 2022
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki