Jest Pani założycielką i prezeską Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa. Każdy z nas zapewne ma jakieś intuicje, gdy słyszy nazwę Cyfrowe Obywatelstwo. Czym ono jest w praktyce?
– Określenie to funkcjonowało od wielu lat, głównie w krajach Europy Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych. W szkołach niektórych z nich znajdziemy nawet w programie nauczania lekcje pod nazwą „digital citizneship”. Koncentrowano się jednak głównie na kompetencjach cyfrowych, np. bezpiecznym poruszaniu się w internecie i edukacji jego użytkowników. Tymczasem przestrzeń cyfrowa i to, co w niej robimy, nie zależy wyłącznie od jej użytkowników, ale także od twórców nowych technologii i współtwórców treści, które w nich funkcjonują. Internet nie jest światem wirtualnym, ale kolejną przestrzenią funkcjonowania współczesnego człowieka, nierozerwalnie związaną z jego „ja”. W związku z tym także tutaj musimy wymagać przestrzegania prawa, a państwo musi chronić swojego obywatela.
Dlatego proponujemy definicję cyfrowego obywatelstwa opartą na definicji obywatelstwa w ogóle, które oznacza związek pomiędzy obywatelem a państwem i społeczeństwem i wynikającą z tego związku wzajemną odpowiedzialność. Tym właśnie jest cyfrowe obywatelstwo: wzajemną odpowiedzialnością za przestrzeń cyfrową, zarówno jej użytkowników, jak i twórców i współtwórców.
Cyfrowe obywatelstwo przywraca też właściwe proporcje w dyskursie o bezpieczeństwie w sieci. Istnieje tendencja, aby za wszystkie problemy związane z niewłaściwym użytkowaniem internetu obarczyć winą użytkowników: ,,to ty nie potrafisz prowadzić swojego dziecka w sieci, ty uzależniasz się od telefonu”. Tymczasem urządzenia ekranowe i dostępne w nich treści są projektowane tak, aby bazować na słabościach naszego mózgu. Ich twórcy nie dokładają też wszelkich starań, aby skutecznie chronić dzieci w sieci.
Dzisiaj w centrum tworzenia nowych technologii znajduje się głównie biznes i zysk. To jest patologiczne podejście, niesłużące człowiekowi. Dlatego postulujemy coś, co nazwałam cyfrowym personalizmem, tj. postawienie w centrum rozwoju technologicznego człowieka. I nie ma w tym nic utopijnego. Inne branże także zostały niegdyś zmuszone do pewnej odpowiedzialności przez państwa lub obywateli, np. fabryki nie mogą spuszczać ścieków do rzek. Podobnie gospodarka cyfrowa musi wypracować pewne rozwiązania związane ze społeczną odpowiedzialnością, a my jako użytkownicy musimy uczyć się higieny cyfrowej, czyli używania urządzeń ekranowych w sposób chroniący zdrowie. Bo w tej chwili niewłaściwe korzystanie z internetu jest problemem społecznym.

Pani Fundacja przeprowadziła pierwsze badania higieny cyfrowej dorosłych, w efekcie publikując raport na ten temat. Sama złapałam się na tym, że myśląc o zagrożeniach internetu, rozważam je głównie w kontekście dzieci i młodzieży. Dlaczego tak mało mówimy o bezpiecznym użytkowaniu sieci przez dorosłych?
– Przede wszystkim nie mamy świadomości tego, jak oddziałują na nas urządzenia ekranowe. A działają – i to silnie – na nasz mózg, o którym naprawdę niewiele wiemy. Uczymy się o budowie pantofelka i procesie fotosyntezy, a tymczasem powinniśmy przede wszystkim zrozumieć, jak działa nasz „komputer pokładowy”. Mam wrażenie, że wydaje nam się, że nasz mózg jest pomieszaniem myśli, duszy, pyłu gwiezdnego i czegoś nadprzyrodzonego (śmiech). Tymczasem jest to zwykły narząd, który działa według skryptów i którego zadaniem jest zbieranie i przetwarzanie informacji. Jest też zaprogramowany ewolucyjnie do pozyskiwania przyjemności, bo dążenie do przyjemności oznaczało przeżycie. Dzięki temu najadaliśmy się, poszukiwaliśmy wygodniejszych miejsc do życia i tak dalej. Ale w świecie, w którym mamy w ręku urządzenia ekranowe stale kuszące nas szybką dostawą przyjemności, narażeni jesteśmy na wiele negatywnych konsekwencji. Dekoncentracja i brak kontroli nad urządzeniami sprawiają, że codzienne czynności zajmują nam więcej czasu, a z kolei czas przeznaczony na ekran często odbywa się kosztem innych aktywności. Badanie higieny cyfrowej dorosłych pokazało, że chociaż dwie trzecie z nas uważa, że spędza przed ekranem dużo lub za dużo czasu, to tylko 14,3 proc. stara się ten czas kontrolować, jedna na pięć osób ogranicza liczbę powiadomień i zaledwie 7 proc. nie sprawdza ich natychmiast po tym, jak je otrzymają. Czyli prawie wszyscy przerywają czynności, by sprawdzić powiadomienie…
Przez brak wiedzy o wpływie ekranów na nasz mózg nie widzimy związku pomiędzy używaniem telefonu a naszym życiem, zdrowiem i codziennym funkcjonowaniem. Na dodatek nie chcemy o tym rozmawiać i przyznawać się do błędów, wolimy mówić o problemach dzieci. Dlatego stwierdziłam, że trzeba zrobić coś, co otworzy dyskusję o problemach dorosłych z używaniem urządzeń ekranowych. A nic tak dobrze nie działa, jak dostarczenie niezbitych dowodów w postaci danych. I tak narodził się pomysł badania naukowego, które zbada higienę cyfrową dorosłych.

Niewłaściwe korzystanie z internetu kojarzy nam się z osobami uzależnionymi od gier czy pornografii. Państwa raport pokazuje, że rzeczywistość nie jest taka czarno-biała.
– Od początku mieliśmy podejście, aby to był projekt badawczo-edukacyjny. Chcieliśmy, aby zgromadzona wiedza nie była tylko tym, co nas zainteresuje jako badaczy, ale również aby była użyteczna dla odbiorców, chcieliśmy to jak najlepiej ludziom wytłumaczyć i zmotywować do zmiany nawyków pozytywnym przekazem, a nie straszeniem. Definiując higienę jako zachowania chroniące zdrowie, podzieliliśmy ją na cztery obszary. Pierwszym z nich jest stawianie granic i kontrola użytkowania urządzeń ekranowych. Mówiąc w dużym skrócie, urządzenia ekranowe pobudzają układ nagrody w naszym mózgu. Mózg człowieka już od pierwszego użycia telefonu zapamiętuje, że korzystanie z niego jest bardzo przyjemne i zaspokaja wiele potrzeb, w związku z tym będzie kierował naszą uwagę na telefon i wzbudzał silną motywację do korzystania z niego, wydzielając na jego widok lub dźwięk dopaminę – neuroprzekaźnik zwany hormonem motywacji. W efekcie czas ekranowy będzie się wydłużał. W diagnostyce uzależnień nazywa się to zjawiskiem tolerancji: do osiągnięcia tego samego poziomu przyjemności potrzebujemy coraz więcej tego samego bodźca. Na początku wystarcza nam dziesięć minut skontrolowania Facebooka, a nagle nie wiadomo kiedy godzina będzie niewystarczająca. Dlatego ważnymi zachowaniami chroniącymi zdrowie jest zwracanie uwagi na to, co i jak długo robimy w sieci, oraz ograniczanie liczby powiadomień z aplikacji, które mamy zamontowane w telefonach. Za każdym razem gdy dostajemy powiadomienie, jesteśmy wybijani z codziennych czynności, bo nasz mózg nie jest w stanie ignorować tego typu bodźców. Ciągłe sprawdzanie powiadomień sprawia więc, że żyjemy w stałej dekoncentracji i nasz mózg zaczyna się do tego stanu przyzwyczajać. W efekcie wiele osób odczuwa problemy z czytaniem dłuższych tekstów, ponieważ mózg „lubi” się rozpraszać, tak go wytresowaliśmy.

W jakich innych przestrzeniach internet stanowi dla dorosłego człowieka niełatwe wyzwanie?
– Na pewno musimy pracować nad obszarem związanym z odpowiedzialną komunikacją w sieci. Także nad reagowaniem, gdy widzimy w niej łamanie prawa czy norm społecznych. Tylko jedna na pięć osób zgłasza niepokojące treści administratorom stron, choć jest to anonimowe i zajmuje zwykle 30 sekund. Jeśli jako dorośli nie reagujemy na zło w sieci, to nasze dzieci też nie będą tego robić. Oczywiście nie wyeliminujemy tego zła zupełnie, podobnie jak w przestrzeni offline, ale reagując na nie choćby zwykłym anonimowym zgłoszeniem, możemy ucywilizować trochę ten internetowy „dziki zachód”. Zachowaniami z obszaru higieny cyfrowej, w których jako dorośli nie wypadamy zbyt chlubnie, są te związane z dbałością o sen. Tylko jeden na dziesięciu badanych dorosłych nie używa urządzeń ekranowych tuż przed zaśnięciem, choć lekarze i WHO od dawna zalecają, by na 1–2 godziny przed snem nie używać ekranów, ponieważ używane przed zaśnięciem fatalnie wpływają na jakość i długość naszego snu. Leżąc wygodnie w łóżku, mamy tendencję do długiego przeglądania telefonu, co samo z siebie odbywa się kosztem snu. Do tego niebieskie światło emitowane przez ekrany do złudzenia przypomina mózgowi światło słoneczne. W konsekwencji zaburzone zostaje wydzielanie melatoniny, hormonu, którego potrzebujemy, aby zasnąć. Możemy cierpieć więc na bezsenność, problemy z zasypianiem, nie zdając sobie sprawy, dlaczego ich doświadczamy. Problematyczne jest także spożywanie posiłku w obecności telefonu. Nasz mózg potrafi koncentrować się tylko na jednej czynności, a pozostałe robi odruchowo. Kiedy patrzymy w ekran, nie kontrolujemy ilości spożywanego jedzenia, a niektórzy nabierają złego nawyku podjadania przy ekranie. Fatalnym pomysłem jest zwłaszcza karmienie dziecka przy ekranie. Niestety jest to dziś częstą praktyką, niektóre restauracje oferują nawet specjalne stojaki na tablet lub telefon! Dziecko tak karmione nie polubi jedzenia, bo jego mózg skupia się wyłącznie na ekranie. Maluch nie rejestruje wówczas faktury jedzenia, temperatury, smaków oraz nie zauważa uczucia sytości. To prosta droga do zaburzeń odżywiania oraz żądania ekranu do każdego posiłku.
Badanych pytaliśmy również o to, czy zwracają uwagę na samopoczucie podczas korzystania z ekranów. Sam fakt bodźcowania się strumieniem informacji naraża nas na zjawisko, które psychologia nazywa przeciążeniem informacyjnym. Nasz mózg nie jest ewolucyjnie przystosowany do przetworzenia takiej liczby informacji, jaką mu dzisiaj serwujemy. Kiedy dajemy mu za dużo informacji, męczy się, podobnie jak żołądek, kiedy się przejadamy. Niestrawność w przypadku mózgu polega na poczuciu rozdrażnienia, problemach z koncentracją, z pamięcią, a także z syntezą informacji. Dlatego tak ważne jest zwracanie uwagi na swoje samopoczucie i łączenie pewnych faktów – czy moje problemy ze skupieniem nie wynikają z tego, że zbyt długo siedzę w internecie?
Jak wyznaczyć sobie zasady higieny cyfrowej?
– Zasady musimy ustalać sobie sami i wbrew pozorom to nie jest takie trudne, wystarczy pewna podstawowa wiedza. Jesteśmy zdolni to zrobić, tak samo jak każdy z nas jest w stanie, mimo że nie kończył dietetyki, w miarę uregulować sobie odżywianie, zauważyć, co mu służy, a co nie. Dlatego w mojej książce Wychowanie przy ekranie kładę nacisk na to, że ważniejsze niż wyuczenie się na pamięć zasad higieny cyfrowej jest zdobycie wiedzy, jak świat cyfrowy wpływa na moje życie. Na stronie higienacyfrowa.pl udostępniliśmy też test higieny cyfrowej. Warto go wykonać nie tylko po to, by się sprawdzić, ale również dlatego, że jest tak skonstruowany, aby być pozytywnym drogowskazem. Nasze badanie pokazało, że potrzebujemy dzisiaj edukacji społecznej w tym zakresie dla wszystkich grup wiekowych. W tym celu musimy zacząć kształcić kadry, aby umiejętnie uczyć cyfrowego obywatelstwa na różnych płaszczyznach naszego życia. Wiedza na ten temat musi przenikać np. do lekarzy czy nauczycieli, a nawet księży.
Chyba największym zjadaczem czasu w sieci są media społecznościowe. Wielu z nas wie, że bardzo trudno mówić w tym kontekście o kontroli i zarządzaniu czasem.
– Przede wszystkim potrzebujemy odpowiednio dobierać sobie treści. Zanim klikniemy „lubię to” lub „obserwuję”, warto się zastanowić, czy naprawdę chcemy to widzieć i jak to może na mnie wpływać. W moim życiu działa sposób, który w książce nazywam żniwami. Raz na jakiś czas krytycznie przyglądam się temu, co obserwuję w mediach społecznościowych, i usuwam z obserwowanych wszystko, co sprawia mi jakiś dyskomfort. Kiedyś zaobserwowałam konto, na którym autorka wrzucała treści związane z równouprawnieniem w domu. Wydawały się one niewinne i zabawne, a w prezentacje włączał się nawet mąż twórczyni. Z czasem zaczęłam czuć, że to do mojej głowy i serca sączy mi jakiś jad. Niby śmiałam się, ale zostawało we mnie poczucie, że mężczyzna to jest ten, który nie potrafi trafić skarpetkami do pralki, że jest w domu zupełnie nieudolny. Po pierwsze było to nie fair wobec mojego męża, który się angażuje. Po drugie czułam, że za chwilę zacznę patrzeć na niego jak na przedstawiciela opozycyjnego gatunku. Innym przykładem z mojego osobistego doświadczenia byli edukatorzy, którzy zachęcają do aktywności fizycznej. Wiem, że to są dobre i potrzebne działania, ale jestem mamą trójki dzieci i ostatni rok spędziłam na pisaniu książki i przeprowadzaniu badania naukowego. Wybór między aktywnościami nigdy nie jest zero-jedynkowy, a doba nie jest z gumy. Oczywiście nie jestem dumna z tego, że nie byłam dostatecznie aktywna fizycznie, ale taka była ostatnio moja rzeczywistość, musiałam coś wybrać. Z czasem zauważyłam, że komunikaty, które mówiły mi, że zainwestowanie czterdziestu minut dziennie w aktywność fizyczną to kwestia dobrej organizacji, okropnie mnie frustrowały. Edukatorzy i edukatorki w sieci robią wiele dobrego i tworzą wartościowe treści, ale jeśli otoczymy się tylko takimi „motywacyjnymi” przekazami, razem potrafią złożyć się w jeden wielki głos: jesteś niewystarczająca. To nie dotyczy tylko aktywności fizycznej, ale także bycia lepszym rodzicem, efektywniejszym pracownikiem, człowiekiem zaangażowanym w ekologię czy praktykującym minimalizm. Te wymagania są nie do spełnienia przez przeciętnego człowieka! Media społecznościowe mają również swój niechlubny udział we wzroście polaryzacji społecznej. Ich algorytmy zamykają nas w tak zwanych bańkach informacyjnych. Algorytm poszczególnych serwisów podpowiada nam treści, które odpowiadają naszym zainteresowaniom. Im więcej oglądamy kotów, tym więcej kotów będziemy widzieć. Algorytm równie szybko orientuje się, jakie mamy poglądy polityczne lub społeczne i zaczyna wyświetlać tylko te informacje, które utwierdzają nas w naszych poglądach, bo człowiek ma atawistyczną potrzebę potwierdzania, że się nie myli. A więc jeśli serwis otacza nas treściami, które potwierdzają, że mamy rację, chcemy w tym serwisie być dłużej, bo jest nam tam przyjemnie. Polaryzacja społeczna i zamykanie się w swoich grupach nasila zjawisko, które prof. Skarżyńska nazywa darwinizmem społecznym. Zamknięcie w bańkach informacyjnych sprzyja poczuciu, że jesteśmy w stanie permanentnej wojny, gdyż trzeba walczyć z tymi, którzy mają inne poglądy. A przecież media społecznościowe i internet to cały arsenał broni do takiej walki – hejt, fake newsy, komentarze. W takiej sytuacji nie ma przestrzeni dialogu, bo albo kochamy, albo nienawidzimy. Albo jesteś w naszej bańce, albo jesteś wrogiem, z którym trzeba walczyć. Pod tym względem media społecznościowe stają się areną wiecznych igrzysk, na których lud żąda mocnych wrażeń, więc twórcy ochoczo je dostarczają, abyśmy spędzali przed ekranem jak najwięcej czasu.
---
MAGDALENA BIGAJ
Twórczyni i prezeska fundacji Instytut Cyfrowego Obywatelstwa, autorka książki Wychowanie przy ekranie wspierającej rodziców i opiekunów w towarzyszeniu dziecku w sieci. Członkini Komitetu Dialogu Społecznego KIG oraz Rady Programowej Fundacji Orange. Medioznawczyni i badaczka wpływu nowych technologii na społeczeństwo