Logo Przewdonik Katolicki

Poplątana sieć dzieciństwa

Weronika Frąckiewicz
fot. Unsplash

Rozmowa z dr. Konradem Ciesiołkiewiczem o cyfrowej dehumanizacji, czytających algorytmach i potrzebie holistycznej edukacji

Możemy dziś postawić zdecydowaną linię podziału miedzy światem realnym a wirtualnym?
– Nie powinniśmy tych światów rozdzielać, zwłaszcza z punktu widzenia młodych ludzi. Kłopot polega na tym, że zarówno na poziomie indywidualnym, jak i instytucjonalnym myślimy w kategorii dualistycznej: albo online, albo offline. Tymczasem światy te są ze sobą już od dawna sprzężone, działają jako jeden zintegrowany ekosystem funkcjonowania, życia, rozwoju, nauki, rozrywki, budowania relacji. Dziś już nie jest możliwe rozdzielenie ich. Bardzo dobrym przykładem przenikania się tych światów, a zarazem ich nierozerwalności, jest problem przemocy rówieśniczej wśród dzieci i młodzieży. Aktualnie bezcelowe jest mówienie o zjawisku przemocy i potrzebie zapewnienia bezpieczeństwa bez uwzględnienia cyberprzemocy, gdyż nie ma od niej ucieczki po wyjściu ze szkoły czy poprzez wyłączenie komputera. Wielu specjalistów w dziedzinie pracy z dziećmi i młodzieżą ucieka od strefy online z powodu poczucia braku kompetencji; oczekują oni, że głęboki problem rozwiążą osoby zajmujące się cyfryzacją. Jako społeczeństwo z jednej skrajności przeszliśmy w drugą. Od jakiegoś czasu cyfryzujemy wszystko, co możliwe, w naszej przestrzeni publicznej – i jest to niewątpliwie dobry kierunek, ale nie możemy zapomnieć o humanizacji strefy cyfrowej. Dlatego tak ważne jest, aby osoby z kompetencjami humanistycznymi wchodziły w tę przestrzeń cyfrową.

W raporcie z monitoringu obecności dzieci i młodzieży w internecie „Internet dzieci” używa Pan w kontekście świata cyfrowego sformułowania „przestrzeń publiczna”. Z jakimi konsekwencjami wiąże się dla użytkowników takie rozumienie bycia w internecie?
– Przede wszystkim ze szczególnym poczuciem odpowiedzialności za innych. Przestrzeń publiczna jest wówczas rozumiana jak przestrzeń dobra wspólnego, za którą wszyscy ponoszą odpowiedzialność, o którą w jakimś stopniu wszyscy powinni się troszczyć, podobnie jak o siebie wzajemnie. Wartością nadrzędną powinna stać się solidarność społeczna. Dziś środowisko cyfrowe rozwinęło się w kierunku zatomizowanego indywidualizmu, w którym takie wartości jak wzajemna troska czy solidarność społeczna nie istnieją. Dominującą postawą w internecie jest społeczny darwinizm, który opiera się na wykorzystywaniu słabości innych. Uprzedmiotowienie innych i traktowanie ludzi jak środka do własnego celu staje się w pewnym sensie cnotą i powodem do dumy. Przyczyn takiego naszego funkcjonowania w sieci jest wiele, a jedną z podstawowych niewątpliwie jest to, że narzędzia zabezpieczające nasze bycie w internecie są oparte na komercjalizacji: każda minuta spędzana w sieci, każde wypowiedziane zdanie, każde zachowanie jest bezpośrednio monetyzowane. Jeślibyśmy doskonale zdawali sobie z tego sprawę i według tego postępowali, konsekwencje nie musiałyby być groźne. Świadomość społeczna jednak nie nadąża za marketingiem i podczas gdy wydaje nam się, że jesteśmy częścią elektronicznej demokracji, tak naprawdę znajdujemy się w samym środku komercyjnego rynku. Monetyzowane są również treści mające destrukcyjny wpływ na młodego człowieka, co pociąga za sobą poważne konsekwencje.

Obserwując różne odsłony działalności internetowej naszego społeczeństwa, postrzeganie świata wirtualnego jako przestrzeni publicznej wydaje się jak na razie daleko poza zasięgiem…
– Właściciele wielkich platform internetowych pod hasłem wolności przemycają dziś krzywdzenie innych. Pojęcie wolności w przestrzeni internetu zupełnie się wypaczyło. W rozumieniu szefów koncernów technologicznych oznacza dziś ono presję rynkową, monetyzację wszystkich działań i skrajną koncentrację na maksymalizacji zysku. Weszliśmy w te mechanizmy bezrefleksyjnie, ponieważ po latach społecznych zawirowań mieliśmy silną potrzebę indywidualizmu i wolności, nawet tej pozornej. Mimo że potrzeby same w sobie nie są złe, granica w internecie się zatarła. Jednocześnie w nieprawdopodobnym tempie rozwinęły się algorytmy, na których opierają się systemy rekomendacyjne, co jest kolejnym atakiem na naszą wolność. Można dziś odnieść wrażenie, że algorytmy lepiej czytają nasze lęki, cienie i ciemne strony niż my sami. Jeśli szukamy informacji np. o zdrowiu psychicznym, algorytm będzie podsuwał nam zwielokrotnioną liczbę wiadomości o zaburzeniach. Wpłynie to na nas w ten sposób, że będziemy poszukiwać jeszcze więcej informacji na ten temat, co nazywane jest mechanizmem „króliczej nory”. Tego rodzaju mechanizm działa również na dzieci. Jedno wyszukiwane przez nas hasło sprawia, że wpadamy w iluzję, która każe nam wierzyć, że wszystko kręci się wokół jednego tematu. Dziś nie tylko nie ma społecznej kontroli nad działaniem algorytmów, ale brakuje również dostępnej wiedzy nad sposobami ich funkcjonowania. Jedynie przedsiębiorstwa technologiczne szczycą się unikatowością funkcjonowania stosowanych przez nie algorytmów. Głównym celem algorytmów jest przyciągnięcie i jak najdłuższe przytrzymanie nas przy ekranie smartfonu, laptopa lub innego urządzenia, abyśmy nie stracili zainteresowania platformą czy aplikacją. Trwa wielki wyścig korporacji technologicznych o naszą uwagę. Dopiero dziś, bardzo powoli, dochodzi do nas, że internet jest narzędziem, które powinno być w rękach człowieka, a nie odwrotnie.

Raport na temat obecności dzieci w sieci i doświadczenia zapewne większości z nas pokazują, że dzieci w internecie żyją swoim, niekontrolowanym przez dorosłych życiem. Dlaczego tak łatwo odpuściliśmy wpływy wychowawcze w przestrzeni sieciowej?
– Zawiodły nas dobre intencje związane z bezpieczeństwem. Jonathan Haidt, amerykański psycholog społeczny, mówi o tym, że zabraliśmy dzieci z placów zabaw i boisk w celach bezpieczeństwa, zamiast stworzyć te miejsca bezpiecznymi. Drugim znaczącym czynnikiem jest przyspieszenie technologiczne. Dla naszych pokoleń internet był czymś nowym, musieliśmy się go nauczyć. Doświadczaliśmy internetu w pozycji horyzontalnej, jednowymiarowej. Nie było aplikacji, nie bombardowano nas nadmiarowymi treściami. Dziś młody człowiek nie musi poszukiwać treści erotycznych czy pornograficznych. One są mu podawane. Wystarczy, że raz zaloguje się na tego typu portalu, odhaczając pełnoletniość, co w ogóle nie jest weryfikowane, i będzie przez swój telefon, w intymności, zalewany treściami pornograficznymi. Różnica mentalna w postrzeganiu możliwości internetu miedzy nami a młodszymi pokoleniami jest kolosalna. Dodatkowo towarzyszy nam kompleks kompetencji. Badania EU Kids Online przeprowadzane cyklicznie pokazują, jak duży poziom kompleksów odnośnie do użytkowania internetu prezentują w stosunku do swoich dzieci rodzice. Analizy wyraźnie wskazują, że rodzice nie poruszają tematu aktywności dzieci w sieci, ponieważ są przekonani, że ich kompetencje są za niskie. Jest to oczywiście nieprawda, gdyż kompetencje rodziców nie są niskie, lecz inne, ponieważ poruszają się oni w innych przestrzeniach internetu. Nawet jeśli dorośli byliby doskonali w obsłudze, to ich świat sieciowy i tak będzie inny niż dziecka, dlatego poziom kompetencji nie ma żadnego wpływu na rozmowę o obecności dziecka w sieci. Wyniki raportu z monitoringu obecności dzieci i młodzieży w internecie „Internet dzieci” są odzwierciedleniem tego, że z młodym pokoleniem nikt o ich życiu w sieci nie rozmawia.

Czy w przestrzeni globalnej możemy oczekiwać konkretnych zmian?
– Bez radykalnych zmian prawnych trudno oczekiwać realnych rezultatów. Aktualnie pojawiają się pewne drgnięcia legislacyjne w obrębie Unii Europejskiej, choć niepokojące są dokładnie odwrotne ruchy i naciski płynące ze strony amerykańskich oligarchów. Pozostaje nam obserwować, jak właściciele wielkich platform będą reagować na napięcie w regulacjach prawnych między Europą a USA. Najbardziej dojmujące jest to, że wszyscy gracze rynkowi, czyli właściciele platform, sektor marketingu i reklamy, zdają sobie sprawę z tego, że dzieci są obecne w przestrzeni internetowej tam, gdzie być ich nie powinno. Jeżeli weźmiemy pod uwagę grupę wiekową 7–12 lat, która korzysta z platform społecznościowych dopuszczanych od 13 roku życia, to ich tam jest milion czterysta tysięcy. Prawie półtora miliona młodych ludzi w wieku 7–14 lat korzysta z treści pornograficznych. W Polsce z samego TikToka korzysta 760 tys. dzieci z tej kategorii wiekowej. Rośnie grupa dzieci w wieku 3–6 lat krzywdzonych seksualnie w sieci. Manipulowane dzieci same przesyłają nagie zdjęcia swoim krzywdzicielom. Ktoś pomyśli, że jest niemożliwe, aby pięciolatek sam przesyłał tego typu treści. Otóż w rzeczywistości się to wydarza. Dziecko w bardzo młodym wieku dostaje do użytkowania urządzenie, za pomocą którego wchodzi do sieci, mimo że mentalnie zupełnie nie jest na to przygotowane. Tymczasem aplikacje, których używa, są banalnie proste. W bardzo prosty i szybki sposób dzieci są atakowane przez groomera, czyli kogoś, kto próbuje je uwodzić, oszukiwać, szantażować. Dorosły toczy z dzieckiem psychologiczną, niebezpieczną grę, a ono odbiera to jako formę zabawy. Z jednej strony rodzic powinien – jeśli decyduje się na danie dziecku dostępu do urządzenia – zablokować wszystkie aplikacje, a z drugiej strony jeśli jednak dziecko pojawi się na którejś z platform, powinno z automatu być blokowane przez system. Dziś milion trzysta tysięcy nastolatków korzysta z Pornhuba, czyli najpopularniejszego serwisu pornograficznego, a osiemset tysięcy młodych ludzi loguje się w serwisach hazardowych przeznaczonych tylko dla osób dorosłych. Tymczasem badania pokazują, że nastolatkowie są najbardziej narażeni na uzależnienie behawioralne od hazardu. Dlatego właśnie powinniśmy oczekiwać odpowiedzialności, a także wyciągać konsekwencje wobec instytucji zajmujących się kreowaniem internetowego świata, ponieważ nie są to jakieś efemeryczne byty, lecz konkretne przedsiębiorstwa mające gigantyczne zasoby finansowe, ludzkie i prawne. Polska przyjęła w 1991 r. Konwencję o prawach dziecka, której główna zasada mówi o dobru dziecka i że powinno być ono brane pod uwagę w pierwszej kolejności przed dobrem innych grup społecznych. Mam poczucie, że w świecie cyfrowym nie jest ono w ogóle brane pod uwagę.

Wydaje się, że znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia…
– Jeśli cokolwiek możemy zrobić z naszej pozycji, to zwiększyć nacisk na edukację. Nauka higieny cyfrowej i krytycznego refleksyjnego podejścia do zjawisk cyfrowych, elementem czego jest np. świadomość algorytmów, są istotnymi elementami zabezpieczania młodego pokolenia. Edukacja algorytmiczna nie polega na tym, żeby uczyć dzieci tworzenia algorytmów, tylko na budowaniu świadomości wpływu algorytmów na nasz sposób myślenia i działania w sieci. Wiele badań, m.in. międzynarodowe badania Youth Skills z 2023 r., prowadzone także przez London School of Economics, a z polskiej strony przez Uniwersytet im. Adama Mickiewicza z prof. Jackiem Pyżalskim na czele, pokazuje, jak niski jest poziom świadomości działania algorytmów wśród dzieci i młodzieży. Młode pokolenie jest przekonane, że istnieje jeden świat internetowy, tymczasem sieciowy świat każdego z nas jest zupełnie inny, gdyż algorytmy każdego z nas czytają w inny sposób. Dwie osoby z tego samego pokolenia, chodzące do tej samej klasy, mają zupełnie inne systemy rekomendacyjne, które zachęcają do korzystania z zupełnie innego rodzaju treści, ponieważ algorytm je zna i prowadzi w zupełnie innym kierunku. Światy sieciowe są coraz bardziej rozłączne. Świadomość algorytmów jest równoznaczna ze świadomością zniekształceń poznawczych, którym ulega każdy z nas. Człowiek powinien być ich uczony, nie po to, aby nie popełniać błędów, ale żeby popełniać ich jak najmniej. Wszystkim nam powinno zależeć na wychowywaniu świadomych użytkowników sieci, którzy będą coraz bardziej stawać się podmiotem, a nie przedmiotem wirtualnego świata. Młody człowiek z punktu widzenia rozwoju emocjonalnego i poznawczego nie ma kompetencji, aby traktować ekosystem sieciowy, w którym funkcjonuje od rana do nocy, tylko i wyłącznie jako narzędzie. Między innymi to jest przyczyną tak olbrzymiej skali wykorzystania seksualnego dzieci i młodzieży w internecie. Musimy w Polsce postawić na holistyczną edukację, co również nam, dorosłym, pozwoli szerzej spojrzeć na dzisiejsze wyzwania młodego człowieka. Zachęcam do zapisywania dzieci na przedmiot edukacja zdrowotna. Jej podstawa programowa była konsultowana z Państwową Komisją do spraw przeciwdziałania wykorzystaniu seksualnemu małoletnich poniżej lat 15, której jestem członkiem. Mam świadomość, że przedmiot ten będzie miał swoje wyzwania w postaci znalezienia właściwych nauczycieli i organizacji, jednak podstawa programowa bardzo dobrze odpowiada na aktualne potrzeby młodego człowieka. Przedmiot uwzględnia edukację w zakresie higieny cyfrowej, ale również dezinformacji, szeroko występującej w sieci. Edukacja zdrowotna to profilaktyka różnych form przemocy, ze szczególnym uwzględnieniem przemocy seksualnej.

Z przygotowanego przez Państwa raportu i naszej rozmowy wynika, że główną odpowiedzialność za brak bezpieczeństwa dzieci w świecie ponoszą wielkie koncerny technologiczne i instytucje, które nie wprowadzają możliwych do weryfikacji rozwiązań prawnych i systemowych. Użytkownicy, zwłaszcza ci dorośli, mogą czuć się rozgrzeszeni?
– W zdecydowanej większości dyskusji na temat braku bezpieczeństwa młodego pokolenia w sieci przerzuca się odpowiedzialność za niewłaściwe użytkowanie internetu właśnie na dzieci, co naturalnie powoduje w młodym pokoleniu niemałą frustrację. Tymczasem dzieci i młodzież nie może inaczej korzystać z internetu, ponieważ ten ekosystem jest tak bardzo atrakcyjny, a młody człowiek poznawczo ciekawy. On po prostu jest w sieci obecny, dlatego ja w najmniejszym stopniu nie winiłbym młodego człowieka za to, że korzysta z takich czy innych treści. Drugą grupą najczęściej obarczaną winą za niebezpieczne zachowania w sieci są rodzice i opiekunowie. Tymczasem w dorosłych również jest napięcie związane z poczuciem braku kompetencji, o czym rozmawialiśmy, ale i z presją społeczną w obliczu niemal już ikonicznego pytania: zakazywać dziecku dostępu do sieci czy nie? Rodzic tymczasem powinien mieć poczucie odpowiedzialności, a nie winy. Wzięcie odpowiedzialności pozwoli rodzicowi uważniej przyjrzeć się obecności dziecka w sieci, bez akcentów na kary i kategoryczne zakazy wobec młodego człowieka, ale również będzie bodźcem do angażowania się w wywieranie presji na decydentów, którzy dziś tego nacisku ze strony rodziców są pozbawieni.

Z pełną treścią raportu „Internet dzieci” można zapoznać się na stronie internetowej cyfroweobywatelstwo.pl

---


KONRAD CIESIOŁKIEWICZ
Doktor nauk społecznych, członek Państwowej Komisji ds. przeciwdziałania seksualnemu wykorzystywaniu małoletnich poniżej lat 15,  przewodniczący Komitetu Dialogu Społecznego Krajowej Izby Gospodarczej, laureat Nagrody im. Janusza Korczaka, autor wielu publikacji, współtwórca, wraz z Fundacją Instytut Cyfrowego Obywatelstwa, raportu z monitoringu obecności dzieci i młodzieży w internecie „Internet dzieci”

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki