Logo Przewdonik Katolicki

Zjednoczeni w jednym Ciele

Ks. Dariusz Piórkowski SJ
Fot. Marina/Adobe Stock

Eucharystia jest streszczeniem i podsumowaniem całej naszej wiary – czytamy w Katechizmie Kościoła. Wyczuwamy, że gdy mowa o Eucharystii w tym zdaniu, nie chodzi o Komunię Świętą, lecz o liturgię, nazywaną też Mszą Świętą.

Sercem Eucharystii pozostaje wprawdzie przemiana chleba i wina w Ciało i Krew Pańską, ale czynności przed i po przeistoczeniu nie są tylko jej oprawą lub ornamentem. Cała liturgia z jej strukturą, bogactwem znaków i treści zwięźle wyraża złożoność i piękno wiary. Wiemy, że w Nowym Testamencie bycie uczniem Jezusa zostało nazwane wiarą, a nie religią. Święty Paweł określa też chrześcijaństwo (obok miłości) jako drogę, czyli taki sposób życia, którego celem jest osiągnięcie dojrzałej miłości i upodobnienie się do Chrystusa. A więc to rzeczywistość dynamiczna, pulsująca do tego stopnia, że apostoł odważa się ogłosić, iż jego obecne życie „jest życiem wiary w Syna Bożego” (Por. Ga 2, 20). Wiarę i życie chrześcijańskie możemy więc uważać za dwie strony tego samego medalu.

Źródło i szczyt
Z tego powodu Sobór Watykański II uczy, że Eucharystia jest również „źródłem i zarazem szczytem całego życia chrześcijańskiego”. Źródło kojarzy się z nieprzerwanym dopływem energii, pokarmu i napoju. Źródło to także początek, bez którego nie ma dalszych etapów drogi. Natomiast szczyt wiąże się po części z drogą, po części z ruchem i celem. Eucharystia jest początkiem, drogą i celem. Przyjmujemy słowo i Ciało Chrystusa, aby Pan podtrzymywał i rozwijał Jego Ciało, którym jest wspólnota Kościoła, a w pewnym sensie każdy człowiek.
Nie da się oddzielić eucharystycznego Ciała Chrystusa od tego Ciała, który tworzą wszyscy ochrzczeni. Eucharystia postrzegana wyłącznie jako pewien ryt albo wymóg żądany przez Boga, aby Go zadowolić, w oderwaniu od Kościoła, mija się z celem. „Kościół urzeczywistnia się jako zgromadzenie liturgiczne, przede wszystkim eucharystyczne. Kościół żyje Słowem i Ciałem Chrystusa, sam stając się w ten sposób Jego Ciałem” (KKK, 752). Kościół jako Lud Boży, zgromadzenie, a nie budynek, istnieje o tyle, o ile sprawuje Eucharystię. Należy dodać, że całe zgromadzenie aktywnie uczestniczy w szczególnym przeżywaniu wiary i obecności Zmartwychwstałego. Z kolei bez Kościoła Eucharystia nie mogłaby zaistnieć, ponieważ nie spełniłaby swego celu. Potrzeba bowiem zarówno wspólnoty jak i wyświęconego celebransa, nie mówiąc o przedstawicielach całego stworzenia: chleba i wina. Kościół karmiony Chrystusem istnieje dzięki Niemu i staje się Jego Ciałem, czyli Nim samym.
Co więcej, Jezus nie tylko wyraźnie utożsamia się z Ciałem i Krwią w Wieczerniku, ale w nie mniejszym stopniu z prześladowanymi uczniami, czego dowód znajdziemy w Dziejach Apostolskich, gdy Chrystus mówi do Pawła: „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz” (Dz 9, 4). W Ewangelii według św. Mateusza idzie jeszcze dalej i identyfikuje się z każdym człowiekiem, który cierpi. Powiada wszak podczas Sądu Ostatecznego: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40).
Niezwykle trafnie odsłania ten kluczowy aspekt wiary modlitwa przypisywana św. Teresie z Avili: „Chrystus nie ma teraz innego ciała niż twoje, innych dłoni niż twoje, innych stóp niż twoje. To przez twoje oczy współczucie Chrystusa ma patrzeć na świat. To na twoich stopach ma przemierzać świat, czyniąc dobro. To twoimi dłońmi ma nas teraz pobłogosławić”. Brzmi to dziwnie, bo będąc Ciałem Chrystusa, mamy równocześnie pielęgnować, żywić i umacniać Jego Ciało, ale obecne gdzie indziej – w żywych ludziach.

Zredukowana wizja Kościoła
Przyglądając się aktualnej sytuacji Kościoła, który znalazł się na zakręcie historii, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w przestrzeni publicznej, a także w codziennych rozmowach na ten temat, ciągle stykamy się ze zredukowaną wizją Kościoła jako instytucji. Jest to, jak sądzę, jedna z kluczowych przyczyn obecnego kryzysu. Takie postrzeganie Kościoła można zrozumieć w przypadku tych, którzy do niego nie należą lub odrzucają istnienie Boga działającego w tym świecie. Jednak podobne zawężenie charakteryzuje także tych, którzy uważają się za chrześcijan: świeckich i duchownych. Kiedy wypowiadamy słowo „Kościół”, a dotyczy to także sporej części duchowieństwa, mamy na myśli głównie hierarchię i pewną strukturę organizacyjną. Patrzymy na Kościół jak na świątynię jerozolimską, do której się „chodzi”, by się pomodlić i złożyć ofiary. Potem jednak wraca się do domu, przekraczając próg zupełnie innej przestrzeni bądź środowiska życia, gdzie występuje się już w innej roli. Kościół z kamienia przestaje być środkiem, a także znakiem obecności i działania Boga, lecz pozostaje niemalże wyłącznym miejscem, gdzie można Go jakoś spotkać. Sam się nieraz zastanawiam, co chcą powiedzieć osoby, które twierdzą, że spotykają Boga poza kościołem, w przyrodzie czy innych doświadczeniach. Takie przeakcentowanie materialnego wymiaru Kościoła jest o tyle dziwne, że Nowy Testament w gruncie rzeczy znacznie więcej uwagi poświęca Kościołowi jako żywej budowli tworzonej przez ludzi. Często dla wielu gorliwych katolików Eucharystia jest wyłącznie „prywatnym” spotkaniem z Bogiem, a przecież sam obraz Ciała zawiera w sobie przesłanie o istnieniu wielu komórek, organów i systemów połączonych w jeden organizm.
Wydaje mi się, że także niefortunny podział Kościoła na „stany”: duchowny, świecki i zakonny, jakby były one niczym niezwiązanymi ze sobą grupami, wynika częściowo z praktycznego ograniczenia obecności Chrystusa Zmartwychwstałego do samej Eucharystii. Co więcej, Ciało Chrystusa to dla wielu ochrzczonych jedynie Komunia Święta. I dlatego „idzie się do kościoła”, aby tam spotkać i „dostać” Komunię św., którą „wybrani” rozdzielają i równie „wybrani” ją otrzymują, bo trzeba przyznać, że tłumnie nie jest przyjmowana. Niewątpliwie jest to także skutek walki z poglądami braci odłączonych, którzy podważyli trwałą obecność Chrystusa w Eucharystii i święcenia, eksponując kapłaństwo powszechne i wspólnotę Kościoła jako Ciało Chrystusa. Gdy zaczyna się czegoś bronić, zwykle wahadło wychyla się w drugą stronę.

Eucharystia i Kościół
Być może jednym z lekarstw, które musimy zastosować, jest powrót do bardziej źródłowego rozumienia Eucharystii, która ukazuje nie tylko głębię wiary, ale również czym już jest Kościół, a także czym ma się stać. W cyklu, który rozpoczynam, chciałbym się przyjrzeć Eucharystii jako powtarzanej nieustannie za pomocą słów i znaków katechezie odsłaniającej tajemnicę Kościoła. Eucharystia streszcza w sobie i odbija zasadnicze rysy Kościoła. Przecież nazwana jest sakramentem inicjacji chrześcijańskiej, a więc wprowadza w głębsze poznanie Boga i Jego działania. Ten proces tak naprawdę nigdy się nie kończy. Jednak na skutek osłuchania i przyzwyczajenia znaczenie wiele znaków i „technicznych” terminów często pozostaje dla nas ukryte lub niejasne. Trudno wtedy zobaczyć żywotny związek pewnych gestów, postaw i prawd z codziennym życiem chrześcijanina. Spróbujemy więc wyruszyć w duchową podróż, aby powoli odsłaniać kolejne fragmenty namalowanego już wielowątkowego obrazu Kościoła, jaki wyłania się z tego, co się dzieje, mówi i czyni w trakcie Eucharystii. Co to znaczy, że Kościół, czyli wszyscy ochrzczeni, powiązani są ze sobą dzięki Eucharystii i dzięki temu stają się Ciałem Chrystusa? Jak ta więź odnosi się do innych, kluczowych imion Kościoła: Ludu Bożego, winnicy Pańskiej, owczarni? Będzie to pewnego rodzaju lectio divina i kontemplacja Eucharystii, w takiej formie, w jakiej obecnie ją przeżywamy. Mam nadzieję, że w ten sposób lepiej zrozumiemy, że tak naprawdę Eucharystia w życiu Kościoła nigdy się nie kończy, nawet wtedy, gdy wychodzimy poza mury kościołów.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki