Logo Przewdonik Katolicki

Rodzina to wielka radość

Karolina Sternal
Na początku lipca rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak wręczył Zofii i Kazimierzowi Milerom w ratuszu w Lesznie Odznakę Honorową za Zasługi dla Ochrony Praw Dziecka fot. archiwum Urzędu Miasta Leszna

Rozmowa z Zofią Miler, która od 14 lat wraz z mężem prowadzi rodzinę zastępczą.

Kiedy pojawiła się pierwszy raz myśl, aby stać się rodziną zastępczą? Aby otworzyć drzwi swojego domu dla tych dzieci, którym ich rodzinny dom nie zapewniał należytej opieki?
– Oboje z mężem pracowaliśmy jako nauczyciele i korzystając z możliwości, jakie wtedy były w oświacie, wcześniej przeszliśmy na emeryturę. Nie bez znaczenia było i to, że przez wiele lat prowadziliśmy zespoły dziecięce i młodzieżowe. To była taka nasza życiowa pasja, dlatego przez pierwsze lata bycia na emeryturze, ciesząc się tą swobodą, kontynuowaliśmy to wszystko, co nas niosło przez całe życie. Wiele wtedy podróżowaliśmy. To były wyjazdy z zespołami, wyjazdy na festiwale, gdzie mąż był jurorem. W pewnym momencie stwierdziłam, że to jednak jest za mało. Będąc w Poznaniu, zwróciłam uwagę na ogłoszenia, jakie pojawiły się na ulicach, dotyczące dzieci. Te apele o pomoc zapadły mi w serce. Zaczęliśmy z mężem coraz więcej rozmawiać na temat możliwości założenia rodziny dla tych dzieci, stworzenia im domu.

Ale Państwo macie własne dzieci, własną rodzinę. Do tego wieloletnia praca w szkole oraz z zespołami młodzieżowymi – to Państwu nie wystarczało?
– Dzieci wtedy były już dorosłe i samodzielne. Miałam poczucie, że możemy zrobić coś więcej niż bycie wyłącznie rodzicami dla naszych dzieci. To pewnie była też taka tęsknota za liczną, dużą rodziną. Za domem pełnym gwaru i bliskich. Mieliśmy spore doświadczenie wyniesione z pracy w szkole, do tego dzięki naszej działalności związanej z ruchem artystycznym mogliśmy tak wiele zaoferować tym wszystkim dzieciom, które potrzebowały wsparcia i opieki. Zaczęłam zbierać informacje, odwiedzać odpowiednie instytucje i ostatecznie trafiliśmy na kurs dla rodziców zastępczych. Mniej więcej w tym samym czasie przejęłam w Lesznie dom po rodzicach na Zatorzu, zatem mieliśmy wszystko, co nam było potrzebne.

Kiedy przyjęliście Państwo pierwsze dzieci w tym domu?
– Na początku zdecydowaliśmy się na przyjęcie całej rodziny – rodziców wraz z dziećmi. Znalazłam im pracę, załatwiłam wszystkie formalności i wspierałam w różnych sytuacjach. Mieszkali u nas przez cztery lata, bywało różnie. Po takich doświadczeniach stwierdziliśmy, że najlepiej będzie, jeśli staniemy się rodziną zastępczą. Nabraliśmy przekonania, że to my sami musimy się zająć dziećmi, bo problemy są z rodzicami, a nie z dziećmi. I tak już od 14 lat jesteśmy rodzicami zastępczymi.

Ile dzieci do tej pory przyjęliście Państwo pod swój dach?
– Dokładnie 58 dzieci. 25 z nich opuściło nas po uzyskaniu pełnoletności i zdecydowało się na pełne usamodzielnienie. 12 z nich ma już własne rodziny. 23 dzieci po usamodzielnieniu wróciło do swoich biologicznych rodzin. Było także kilkoro dzieci, które w trakcie pobytu u nas musiały trafić do innych rodzin zastępczych. W tej chwili mamy pod opieką dwoje dzieci, a ponieważ pełnimy także rolę rodziny pomocowej, w czasie wakacji jest u nas dodatkowa czwórka.

Pamięta Pani ten moment, gdy pierwsze dzieci zamieszkały w Państwa domu?
– Oczywiście, że pamiętam. To były trzy dziewczynki, które przebywały w innej rodzinie zastępczej, a ponieważ tam było już za dużo dzieci, robiło się za ciasno, więc dziewczynki skierowano do nas. Zanim ostatecznie zamieszkały z nami, przez pewien czas poznawaliśmy się nawzajem. Zbieraliśmy doświadczenia, podpatrywaliśmy tamtą rodzinę, rozmawialiśmy, aby jak najlepiej zaopiekować się dziewczynkami. Trafiły do nas zaraz po zakończeniu roku szkolnego, na samym początku wakacji, które tak zaplanowaliśmy, aby dzieci towarzyszyły nam podczas wyjazdów na festiwale i występy zespołów, które w tym czasie mąż nadal prowadził. I tak spełniło się moje marzenie, abyśmy mogli uczestniczyć w tych wydarzeniach jako rodzina. To była wielka radość, że możemy się tym bogactwem przeżyć i doznań dzielić z dziećmi, że razem z nami mogą poznawać ciekawe miejsca i ludzi.

W Państwa życiu nastąpiły zmiany nie tylko związane z rodzicielstwem zastępczym. W pewnym momencie Wasz dom stał się swego rodzaju świetlicą środowiskową.
– Wiadomo, że oprócz szkoły i zajęć domowych dzieci muszą mieć także zorganizowany czas wolny. Jeśli robię to dla trojga, czworga czy dziesięciorga naszych dzieci, to równie dobrze mogę to robić dla większej grupy, tym bardziej że w domu było wystarczająco dużo miejsca. I tak zaczęły do nas przychodzić dzieci z sąsiedztwa na różnego rodzaju wspólne zajęcia, głównie muzyczne. Z czasem stworzyliśmy nawet zespół, który nazwaliśmy ,,Małe Zatorze”. Im więcej dzieci, tym lepiej dla nich, dla ich samopoczucia, rozwoju, wychowania, nabywania różnego rodzaju umiejętności. Zauważyliśmy, że nasze dzieci znacznie szybciej nadrabiają braki w szkole, lepiej radzą sobie z problemami, z jakimi do nas przyszły. Lepiej zaczynają funkcjonować w środowisku, ale też w domu. Zaczęły się rodzić między nami a dziećmi coraz trwalsze więzi, czuliśmy, że stajemy się prawdziwą rodziną.

Problemów nie da się uniknąć w żadnej rodzinie. Czy doświadczyliście takich kłopotów ze swoimi wychowankami, z którymi trudno było Wam sobie poradzić?
– Największe problemy były z rodzicami biologicznymi. Ponieważ nigdy nie utrudnialiśmy dzieciom kontaktu z rodziną, oczywiście jeśli tylko było to możliwie, to były wizyty, odwiedziny. Niestety, skutki tych relacji były czasami różne, nie zawsze pozytywne. W trudnych sytuacjach mogliśmy liczyć na wsparcie ze strony instytucji i specjalistów zajmujących się pieczą zastępczą. Nigdy nie zostawaliśmy sami z problemem. Poznałam prawie wszystkie szkoły w Lesznie, wszystkich pedagogów, z którymi wspólnie pomagaliśmy dzieciom w radzeniu sobie z problemami, z którymi one przyszły do nas ze swoich rodzin biologicznych.

Jakie to uczucie być rodzicem zastępczym?
– Niesamowite. Zajmowanie się dziećmi, pomaganie im w radzeniu sobie z trudnościami, możliwość pokazania im, że świat może być inny, lepszy od tego, który do tej pory znały, to wielka radość i satysfakcja. Dzieci są fantastyczne, trzeba im tylko dać szansę i stworzyć bezpieczny dom. Ważne jest, aby rodzice stali się wzorcami do naśladowania. Jeśli tak się stanie, to wszystko w rodzinie zaczyna się układać. Do tego potrzeba wzajemnego zrozumienia i zaufania. Dziecko jest darem danym nam na jakiś czas, nie jest naszą własnością. Im więcej różnorodnych, drobnych, życiowych sytuacji, tym lepiej je poznajemy i pomagamy mu wzrastać.

Nie czuje się jednak Pani zmęczona? Każde kolejne dziecko to kolejna historia, kolejne życie do ogarnięcia…
– Psychicznie czuję się tak, jakbym dopiero zaczynała. Fizycznie wiek i zdrowie dają już nieco znać o sobie, ale jeszcze nie jest tak, abym myślała o zmianie. Skrzydeł dla realizowania moich zamiarów dodawało mi zawsze kroczenie drogą neokatechumenalną, dzięki której coraz lepiej rozumiałam naszą wiarę katolicką, dzięki której utwierdzałam się w przekonaniu, że ,,chcieć to móc”. Te słowa są ciągle aktualne w moim życiu.

Obecnie trwa dyskusja na temat zmian prawa regulującego funkcjonowanie rodzin zastępczych. Jedną z przyczyn konieczności wprowadzenia tych zmian jest malejąca z roku na rok liczba kandydatów na rodziców zastępczych. Jakie jest Pani zdanie w tej kwestii?
– Przepisy prawne powinny odpowiadać na potrzeby i realia, w jakich rodziny zastępcze funkcjonują. Rozmawiałam na ten temat z rzecznikiem praw dziecka i muszę przyznać, że mamy wiele wspólnych spostrzeżeń. Prawdopodobnie we wrześniu zostaniemy zaproszeni na spotkanie rodzin zastępczych, abyśmy podzielili się swoimi doświadczeniami i opiniami na temat niezbędnych zmian w systemie prawnym. Natomiast jeśli chodzi o brak kandydatów na rodziców zastępczych, to ma to związek z kryzysem odpowiedzialności. Ludzie boją się przyjęcia na siebie obowiązku bycia odpowiedzialnym nie tylko za siebie, ale także za inną osobę. Uważam, że to jest głównym powodem tego, że brakuje chętnych do założenia rodziny zastępczej. Oczywiście dochodzą jeszcze sprawy finansowe. Sytuacja materialna poprawiła się z chwilą wprowadzenia między innymi programu 500+, a umiejętność gospodarowania domowym budżetem jest podstawą funkcjonowania każdej rodziny. To zapewne także ma wpływ na chęć podjęcia się obowiązków związanych z rodzicielstwem zastępczym.

Za prowadzenie zawodowej rodziny zastępczej, a także za tworzenie wielu organizacji wychowawczych 28 czerwca w katedrze poznańskiej Zofia Miler została odznaczona przez abp. Stanisława Gądeckiego Medalem Optime Merito Archidioecesis Posnaniensis.
Także w czerwcu minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg  wręczyła Zofii Miler odznakę honorową ,,Meritis pro Familia”, podkreślając, że założenie rodziny zastępczej „motywowane było potrzebą pomocy drugiemu człowiekowi”, a podopiecznym pani Zofia „oddaje z pełnym zaangażowaniem i odpowiedzialnością całe swoje serce”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki