Logo Przewdonik Katolicki

Piękno jest w nas ukryte

Maciej Mróz
fot. ABACAPRESS.COM/PAPAbaca

Rozmowa ze Stephanem Posnerem, dyrektorem międzynarodowym Federacji L’Arche, o życiu w przyjaźni z niepełnosprawnymi intelektualnie oraz odkrywaniu dzięki nim własnego piękna

Dwa lata temu zostałem wybrany liderem międzynarodowym.
– Ciekawą rzeczą w mojej biografii jest to, że choć L’Arche jest głęboko zakorzeniona w Kościele Katolickim i w chrześcijańskich wartościach, ja sam jestem Żydem. I chociaż naturalnie większość członków wspólnoty, która deklaruje religijną przynależność to chrześcijanie, pozostaje ona organizacją międzyreligijną. Kiedy zaczynałem moją drogę z Arką nie miałem pojęcia, co oznacza bycie chrześcijaninem ani co znaczy żyć z osobami z niepełnosprawnościami intelektualnymi, więc była to prawdziwa podróż, także w sensie mojej duchowej tożsamości. Za kilka dni wybieram się do Poznania na zaproszenie tamtejszej wspólnoty, a będzie to dla mnie podróż bardzo ważna, bo moja rodzina pochodzi z Polski, i to z Poznania właśnie. Moje nazwisko Posner pochodzi właśnie od Poznania.
 
Krótkie historie wideo, które L’Arche publikuje w internecie (zatytułowane „As I am”) kończą się zdaniem: „Wyobraź sobie świat inaczej”. W jaki sposób możemy wyobrazić sobie świat według L’Arche?
– To wyobrażenie wyraża serce życia naszej wspólnoty, zawarte jest w doświadczeniu spotkania i relacji. Trochę tak, jakby świat „normalnego” porządku postawić do góry nogami. Zwykle ludzie odnoszą się do osób z niepełnosprawnościami, a w szczególności z niepełnosprawnościami intelektualnymi, jako do tych z marginesu. Doświadczanie Arki jest natomiast takie, że są to ludzie, którzy mają mi do powiedzenia coś, co jest bardzo ważne dla mojego życia. Coś co podpowiada, jak być lepszym człowiekiem. A zatem to wyobrażanie sobie świata inaczej polega na tym innym spojrzeniu, patrzeniu na nasze życie i życie innych przez inne soczewki, niż te do których jesteśmy przyzwyczajeni. Często w tym kontekście cytuję jedną z naszych wolontariuszek we Francji, która po kilku miesiącach życia w Arce napisała list: oczywiście jestem asystentem, przyszłam, aby asystować ludziom, ale odkryłam, że jestem osobą pomagającą, której udziela się pomocy. I to jest dokładnie to odwrócone spojrzenie.
 
Misja przemian społecznych jest wpisana w działanie wspólnot L’Arche. Zastanawiam się, czy rzeczywiście jest ona skuteczna.
– To prawda, że na wiele sposobów wierzymy, że nasza wspólnota ma pewną odpowiedzialność wobec społeczeństwa. I kiedy mówię „nasza wspólnota”, mam na myśli każdego z jej członków z i bez niepełnosprawności. Nasze wspólnoty nie są celem samym dla siebie. Posiadają pewien rodzaj misji. Ale jednocześnie jesteśmy bardzo pokorni, wiemy, że życie wspólnotowe jest trudne. Niemniej, wiemy z doświadczenia, że ludzie żyjący w naszej wspólnocie, a w szczególności osoby z niepełnosprawnościami, mają silny wpływ na swoje środowisko. Dobrym tego przykładem jest nasze świętowanie. Ma ono w sobie dużo radości, co jest jednocześnie dla wielu bardzo zaskakujące. Ludzie z zewnątrz są świadkami tej szczególnej radości, są nią poruszeni. I to jest ten rodzaj wpływu i przemiany, której doświadczają ludzie kontaktujący się z naszą wspólnotą.
 
A zatem jest to wpływ i przemiana, głównie wynikająca ze spotkania człowieka z człowiekiem, a nie na przykład przez organizację naukowej konferencji.
– Tak, to prawda. To jest bardzo intymne doświadczenie. Ważne natomiast jest to, żeby niektórzy z nas próbowali zrozumieć i właściwie nazwać to doświadczenie, zarówno z duchowego, jak i antropologicznego punktu widzenia. A powiedziałbym nawet, że powinniśmy je osadzić w perspektywie politycznej. L’Arche nie jest oczywiście partią polityczną, ale ponieważ pokazuje, jak możemy żyć wspólnie w różnorodności, posiada także to polityczne znaczenie.
 
Jean Vanier mówił, że każdy jest piękny i że to piękno należy odkryć, ujawnić. Jak przekonać do tej prawdy innych, a w szczególności ludzi młodych?
– Zanim zaczniemy przekonywać innych, jest bycie samemu przekonanym, co samo w sobie jest wystarczająco trudne. Jest to też najlepszy sposób, aby innych rzeczywiście przekonać. Czy naprawdę wierzysz, że jesteś piękna, piękny? Do udzielenia przekonywającej dla samego siebie odpowiedzi prowadzi długa droga. Ponieważ piękno, o którym mówimy, jest bardzo blisko naszej podatności na zranienia. I dla nas jako istot ludzkich pierwszą obroną jest ukrywanie naszej słabości. I to z wielu powodów. Dopiero kiedy jesteśmy zdolni otworzyć się i w pewien sposób pokazać, że jesteśmy krusi, coś z naszego prawdziwego piękna zostaje odsłonięte. I faktycznie Jean często mówił, że w rzeczywistości jesteśmy piękniejsi, niż ośmielamy się o sobie myśleć. Ale mówił też, że mamy prawo do bycia brzydkimi w sensie moralnym. To także jest bardzo głębokie, ponieważ oznacza, że musimy się przyznać, że każdy z nas ma i dobrą, i złą stronę. Mamy w sobie światło, ale też ciemność. Dopiero wtedy, gdy zintegrujemy wszystkie te wymiary, będziemy mogli odsłonić siebie innym i samemu sobie. To niekończący się proces. Dlatego nikt nie może powiedzieć o sobie: już to osiągnąłem. W pewien sposób niekończące się nawrócenie. I o dziwo relacje, które budujemy z osobami niepełnosprawnymi, pomagają nam odkryć to piękno. Które jest oczywiście tak inne od tego, które oglądamy na okładkach magazynów i fantazji na temat tego, jak powinniśmy wyglądać. Kontakt z osobami niepełnosprawnymi często staje się sposobem na uzyskanie kontaktu z samym sobą.
 
Jak ludzie z niepełnosprawnościami, czy mówiąc bardziej ogólnie, ludzie ubodzy, mogą rzeczywiście wnieść jakąś wartość do naszego życia, jak mogą nas zmieniać? A stawiam to pytanie w kontekście powtarzanej często opinii na temat ludzi oddających czas innym, że w gruncie rzeczy robią to, żeby samemu poczuć się lepiej, żeby mieć satysfakcję, że zrobili coś dobrego.
– Nie mam na to żadnego przepisu. L’Arche też go nie ma. L’Arche jest zaproszeniem: przyjdź i zobacz! Przyjdź i żyj doświadczeniem! Ludzie w Arce nie są lepsi od ludzi poza nią, jesteśmy jak wszyscy. Jest mnóstwo efektów ubocznych tego, co i jak robimy. Jest więc i to miłe uczucie, że robi się coś dobrego. Jednocześnie, jeśli przychodzisz tylko, żeby czuć się dobrze, nie zostaniesz na długo, ponieważ jest to wymagające doświadczenie. Więc to musi być coś głębszego. Ale przede wszystkim jest to właśnie doświadczenie. Przyjdź i zobacz, przyjdź i doświadcz. Niezależnie od tego, czy zostajesz u nas zaledwie na jeden posiłek, czy dziesięć, dwadzieścia lat, prawdopodobnie zaczerpniesz coś z tego spotkania.
 
Jean Vanier mówił, że słowem kluczowym dla trwania Arki jest przyjemność. Rzeczywiście tak przyjemne jest bycie w Arce? Tak niewiele jest trudności w życiu z ubogimi?
– Nie zgodziłbym się z Jeanem (śmiech). Powiedziałbym, że nie chodzi tyle o przyjemność, ile o radość. Jednakże życie w L’Arche, jak całe nasze życie, jest wyzwaniem. Mamy dobre i gorsze dni. Jak już mówiłem, nie mamy żadnej receptury na szczęście. L’Arche jest bardzo złożonym doświadczeniem. Jeśli doświadczamy radości, to potem spotka nas także smutek. Pamiętam, kiedy młoda wolontariuszka przyszła do jednej z naszych wspólnot, po roku powiedziała: nigdy w życiu nie śmiałam się tyle co w L’Arche i jednocześnie nigdy w życiu tyle nie płakałam. I jeszcze jeden przykład. Na koniec każdego roku robimy ankietę i do każdego, kto spędził od 9 do 12 miesięcy w naszej wspólnocie, wysyłamy kwestionariusz, i ponad 90 procent odpowiedzi mówi, że było to dobre albo bardzo dobre doświadczenie, przy tym ponad 50 procent ankietowanych zaznacza w odpowiedzi na inne pytanie, że było to czas dla nich trudny. Dla większości z nas bycie w Arce to jednocześnie bardzo dobre i wymagające doświadczenie. To też jest droga do wzrastania w człowieczeństwie. Nie chodzi tylko o przyjemność. Chodzi o stawanie się bardziej dojrzałym i dlatego ta droga jest tak trudna. I to jest to za co kocham Arkę, że jest zanurzona w rzeczywistości.
 
W jaki sposób przyjaźń z ubogimi może wpływać na to, jak odkrywamy Boga, albo jak doświadczenie takiej przyjaźni może zmieniać nasz obraz Boga?
– Pytanie o duchowość w L’Arche jest pytaniem stawianym już od samego początku. Jak mówiłem, nie jesteśmy organizacją chrześcijańską, nie jesteśmy organizacją katolicką. Nawet jeśli jesteśmy bardzo blisko Kościoła Katolickiego, z którym mamy bardzo silne więzi, i które według mnie są bardzo cenne. Ale to ustawia Arkę w bardzo specyficznym miejscu. Znam wielu biskupów, a przynajmniej tych francuskich, którzy bardzo by chcieli, żeby Arka była organizacją katolicką. To byłoby duże prostsze. Tymczasem ludzie nie wiedzą, gdzie nas ulokować. Natomiast według mnie jest to bogactwo, że nie możemy zmieścić się w żadne ramy. Ludzie z niepełnosprawnościami – wspomniał pan „tyranię normalności” – oni się nie mieszczą w żadne ramy. Oni są na marginesie. I w ten sposób odkrywamy, że istnieje pewna relacja pomiędzy marginesem a sercem. I powiedziałbym, że to samo dotyczy duchowości. Ci z Kościoła katolickiego, którzy spędzają czas z nami, wiedzą że jesteśmy cenni, że jesteśmy cenni dla Kościoła, dokładnie tam gdzie jesteśmy. Ponieważ stojąc na marginesie mówimy z serca Kościoła. W Arce mamy całe spektrum różnych wrażliwości od chrześcijan, poprzez Żydów i innych, aż do ludzi nieodnoszących się do żadnej religii. To sprawia, że czasami trudno posadzić wszystkich przy jednym stole. Ale jest to sedno tego, czym L’Arche jest, i przesłania, które niesiemy innym. Jemy przy tym samym stole, ponieważ dzielimy to samo doświadczenie spotkania, doświadczenie relacji i dzielimy ze sobą życie. Ktoś mógłby się obawiać, że skoro jesteśmy tak bardzo otwarci, to osłabić możemy nasze korzenie, np. że jeśli ktoś jest chrześcijaninem to ta otwartość może osłabić jego wiarę. Ten natomiast mały cud, który wydarza się dla nas, to otwartość, która paradoksalnie umacnia nasze duchowe korzenie i zakorzenia każdego z nas jeszcze głębiej w jego duchowej tradycji. Jest jakiś rodzaj połączenia pomiędzy wyjątkowością naszej tożsamości a uniwersalnym doświadczeniem, które współdzielimy. I to prowadzi nas w kierunku, nie wiem czy mogę powiedzieć, obrazu Boga, ale tego małego zrozumienia Boga, które możemy posiadać. Boga, który sam potrzebuje naszego wsparcia, potrzebuje, aby mu pomóc. To jest Bóg, który jednocześnie jest bardzo blisko, bardzo łagodny i który potrzebuje, aby mu pomagać.
 
O czym marzy L’Arche?
– Słowo, które przychodzi mi do głowy, to pokój. L’Arche jest miejscem, i pragnę jeszcze raz to podkreślić, w którym posiadamy wiele ograniczeń, ale gdzie staramy się być budowniczymi pokoju. Jest to miejsce, w którym rozumiemy słowa: „kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym”. Ludzie, którzy zostali odrzuceni są sercem społeczeństwa. Istnieją przecież różnice między ludźmi z i bez niepełnosprawności. I pytamy: jak sobie z tym poradzimy? Jak będziemy żyć z naszymi różnicami? Jak będę żyć z kimś, kto jest po drugiej stronie granicy? Z kimś, kto nie podziela tej samej religii czy narodowości. W sercu L’Arche jest doświadczenie komunii, pomimo różnic. Przy świadomości wielu własnych ograniczeń, jeśli Arka może być miejscem pokoju, znakiem pokoju, osiągniemy sedno tego, do czego jesteśmy wezwani.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki