Celibat to temat gorący. Zawsze takim trochę był. Bo z jednej strony to wyjątkowy znak całkowitego oddania, ale z drugiej chyba nic bardziej jak właśnie celibat nie okazuje się zapalnikiem powracających wciąż dyskusji. Czy muszą mu podlegać wszyscy księża, niezależnie od tego, czy powołanie do celibatu odczuwają, czy nie? Albo jaki jest ostatecznie sens życia w bezżenności, kiedy właśnie z tego powodu tak wielu księży z kapłaństwa rezygnuje, a wydaje się, że ta liczba tylko wzrasta? Abp Grzegorz Ryś w swojej książce Celibat z 2002 r. przywołuje liczbę blisko 55 tys. księży z całego świata, którzy porzucili kapłaństwo po Soborze Watykańskim II. Jeśli wspomnieć ponadto aktualne dyskusje, które toczą się w samym Kościele – chociażby te związane z niedługo rozpoczynającym się synodem o Amazonii, który temat celibatu podejmie w kontekście uwarunkowań miejscowej kultury albo zapowiadaną w Kościele niemieckim debatę na ten temat na synodzie krajowym – to wydaje się, że już zaczęliśmy stąpać po polu minowym. Nie dlatego, żeby sama debata o zniesieniu celibatu była aż tak niebezpieczna. Ta toczy się w Kościele od wieków i nigdy do końca nie wygasła. Dzisiaj natomiast możemy być pewni jednego: jakiekolwiek decyzje z niej wynikające odnosić się będą do konkretnego życia duchownych nie w jednym, ale w każdym geograficznym zakątku Kościoła. Celibat więc nigdy nie przestał, a teraz na dobre zaczyna podgrzewać atmosferę wewnątrzkościelnych spekulacji.
Kontestacja
Ta dość sensacyjna atmosfera świetnie wpasowuje się we współczesną krytykę celibatu. Włoska „La Repubblica” podała niedawno, że Watykan po cichu pracuje nad zniesieniem celibatu, ale nie należy się go spodziewać wcześniej niż za 50 lat. A wszystko to w opinii dziennikarzy za sprawą zmniejszającej się liczby powołań. Do takich opinii wielkiej wagi przywiązywać nie trzeba, ale to nie znaczy, że problemu nie ma. Coraz mniejsze przekonanie co do wartości celibatu daje bowiem o sobie znać także wewnątrz Kościoła. Nie tak dawno koncentrowała się ona na zarzutach o nienaturalność tego wyboru. Dzisiaj przywołuje się raczej problem wykorzystania seksualnego jako koronny argument nie tylko na jego nienaturalność, ale wręcz wynaturzenie. W ostatnich dziesięcioleciach powstało na całym świecie wiele środowisk katolickich, które domagają się z tego powodu zmian, choć różnie tę potrzebę uzasadniają. Przykładem jest austriacka Pfarrer-Initiative (Inicjatywa Proboszczów), zainicjowana w 2006 r., która sformułowała apel o nieposłuszeństwo, poparty nazwiskami 400 prezbiterów i diakonów (stanowiących 8,5 proc. duchowieństwa Austrii), żądając między innymi zniesienia celibatu. Wciąż żywy jest także ruch „Wir sind Kirche” (My jesteśmy Kościołem), który w swoich różnych wersjach krajowych wyraża podobne postulaty. A przykłady można by mnożyć.
Diagnozowanie
Co więc jest problemem, celibat czy sposób jego przeżywania? Wina jest po stronie mało pobożnych księży, nadinterpretacji Ewangelii, w której Jezus wprost o celibacie księży nie mówi czy po prostu jakaś niedoskonałość ukrywa się w przyjętym powszechnie stylu kapłańskiego życia? Od tych pytań uciec się nie da, tym bardziej że wskazywanie palcem na księży, że to oni są zawsze winni niedotrzymywania wierności, jest co prawda odpowiedzią prawdziwą, ale niepełną. Bo rzeczywiście wierność zależy najpierw od osobistej decyzji konkretnego człowieka. Ponadto przyjęcie święceń kapłańskich nie oznacza jedynie pełnienia jakiejś funkcji w Kościele, ale jest udziałem w sakramencie, który daje łaskę wytrwania. Ślub celibatu oznacza jednak także decyzję życia w takim, a nie innym środowisku.
No właśnie, moja ostrożność, aby środowisko księży nazywać wprost wspólnotą – tym bardziej, jeśli będziemy próbowali ująć ją w kategoriach wręcz rodzinnych relacji także z biskupami – nie jest bezpodstawna. Nie dlatego, że jej zupełnie nie ma, ale że w praktyce jest ona rozumiana i praktykowana dość abstrakcyjnie. I nie dotyczy to tylko Polski, ale daje o sobie znać w wielu odległych od siebie geograficznie wspólnotach kościelnych. A jest to o tyle ważne, że wiele wskazuje na to, że nie sam celibat – traktowany zresztą zbyt często jako dużo większe wyrzeczenie w stosunku do trudności związanych z życiem w małżeństwie – jest źródłem kryzysów kapłańskich czy przypadków wykorzystania seksualnego, ale że problemem jest właśnie życie wspólne. I dość paradoksalne jest też to, że problem ten dotyka także wspólnot zakonnych, które z założenia nie posyłają swoich członków na samodzielne placówki i nie powątpiewają o charyzmacie czystości, który w kontekście życia zakonnego kwestionowany raczej nie jest. Jaka jest więc poprawna odpowiedź na pytanie o celibat? Jego wartość zależy od nas księży, od konkretnego sposobu życia w Kościele czy może jego osłabienie jest wynikiem powszechnej seksualizacji? Od właściwej diagnozy zależy dzisiaj przyszłość nie tylko samych księży, ale w jakimś sensie całego Kościoła.
Ewangeliczne źródła
Zanim zapytamy o okoliczności sprzyjające przeżywaniu celibatu, warto powrócić do jego ewangelicznych źródeł. Okazuje się bowiem, że sam Jezus mówi – i to niejednokrotnie – o wartości, jaką stanowi pójście za Nim, przy jednoczesnym pozostawieniu osobistych planów na przyszłość: „Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym” (Mk 10, 29b–30). Te słowa Jezusa, zapisane także w innych Ewangeliach synoptycznych, są już wystarczającym powodem, aby charyzmatu życia całkowicie oddanego Bogu i Kościołowi w celibacie nie negować.
Szukając jednak najgłębszego znaczenia celibatu w źródłach biblijnych, zacząć należałoby od samego Jezusa. Przede wszystkim to On dokonał wyboru, żeby żyć w taki właśnie sposób, nie zakładając własnej rodziny. To wpatrywanie się w Jezusa i Jego relację do Ojca w niebie rzeczywiście odsłania niezwykłą przygodę, jaką celibat zapowiada, jeśli ktoś zdecyduje się iść drogą Syna Bożego. Pozostawienie wszystkiego dla Królestwa nie ma tutaj przede wszystkim posmaku wyrzeczenia, ale jest zapowiedzią jakiegoś większego piękna, do którego już w tym życiu zaproszeni są niektórzy. Większego nie w tym sensie, jakoby małżeństwo było czymś gorszym, ale że ślub czystości oznacza obok rezygnacji także pewną wartość dodaną. Tę jednak zrozumieć mogą tylko ci, którzy do celibatu zostali powołani, bo owa wartość objawia się na poziomie serca, a nie tylko rozumu, podobnie zresztą, jak nie da się udowodnić wartości emocjonalnej, jaką niesie związek z tą a nie inną osobą i to na całe życie.
Estetyczne rozwinięcie
Nie musimy się więc przepychać i konkurować, czyje życie jest bliższe Bogu z racji jego życiowych wyborów. Duchowa wyższość celibatu nad małżeństwem to zdecydowanie relikt przeszłości. To, co do nas należy, to kierowanie się natchnieniami Ducha, który sam pociąga do Boga na tej a nie innej drodze życia. Nie musimy więc także wymagać od siebie, abyśmy jako celibatariusze z małżonkami całkowicie potrafili się rozumieć. Bo chodzi raczej o to, aby odkryć sercem, że Bóg pragnie mnie dla siebie w tym właśnie miejscu. Nawet wtedy, jak powiedziałby św. Ignacy Loyola, kiedy z jednej strony małżeństwo wydaje się w naszych oczach bardzo atrakcyjne, a celibat ogromnie wymagający. Bo ostateczną odpowiedzią nigdy nie będzie próba obiektywnego zestawienia plusów i minusów obu tych dróg, a jedynie wsłuchanie się w Ducha, który także w tym, co bardzo trudne, potrafi obudzić piękno i fascynację. Do seminariów przychodzą więc młodzi mężczyźni, którzy mają w sobie pragnienie małżeństwa i rodziny, odczuwają potrzeby seksualne. Gdyby tak nie było, można by twierdzić, że są w jakiś sposób nienormalni. Ci sami jednak, pomimo tego ludzkiego piękna, czują w sobie wezwanie do czegoś innego, równie pięknego, a może w ich odczuciu nawet piękniejszego, jakim jest życie w bliskości z Chrystusem i na podobieństwo samego Chrystusa. Stąd w tak wielu świadectwach powołań powraca przykład światła ludzkiej miłości, jakim jest symbolicznie przedstawiana świeca zapalona w ciemnym pokoju, w którym nagle – a tak opisują powołani do kapłaństwa swoje doświadczenie – zapala się światło słońca, którym jest miłość Boga. I to za tym światłem idą, nigdy nie zapominając pragnienia i doświadczenia miłości ludzkiej.
Wybór serca
Dostrzegając zasadniczą różnicę między Bogiem a człowiekiem, musimy jednak uczciwie przyznać, że nie mamy pełnego wglądu w to, jaka była realna jakość przeżywania celibatu przez Jezusa w jego relacji do Ojca. Nie wiemy, czy Jego odczuwanie bliskości Boga i Jego miłości było zasadniczo inne od tego, jak może odczuwać je człowiek. Tym bardziej że Jezus był co prawda także człowiekiem, ale bezgrzesznym. Jego serce nie miało żadnych przeszkód w relacji z Bogiem. Możemy też zakładać, że naprawdę i dosłownie słyszał On głos Ojca. Przecież słyszeli go zupełnie dosłownie także niektórzy święci. Pisała o tym Matka Teresa z Kalkuty czy s. Faustyna Kowalska. Sceny ewangeliczne, w których opisany jest głos słyszalny z nieba, prawdopodobnie słyszeli obok Chrystusa także inni uczestnicy tego wydarzenia. „To jest mój syn umiłowany” – mogli czy nawet wprost słyszeli razem z Jezusem jego najbliżsi uczniowie. Trudno więc twierdzić, że celibat przeżywany dzisiaj będzie miał tę samą jakość co świat ludzkich uczuć Chrystusa, ale na pewno może być on traktowany jako zapowiedź tego, co przynajmniej w pewnym stopniu – a dotyczy to każdego wierzącego w relacji do Boga, także tego, i to w bardzo osobisty i niepowtarzalny sposób, który decyduje się na kapłaństwo – może wydarzyć się w sercu człowieka. Celibat jest tym właśnie wyborem, wyborem serca.
Styl życia apostolskiego
Czytając jednak dokładnie Ewangelię i nie pretendując do tak głębokiej analizy ludzkich uczuć Jezusa, odkrywamy coś, co w proponowanym tu ujęciu indywidualnym naśladowania Syna Bożego może być potraktowane zbyt powierzchownie. I wydaje się, że w rozumieniu kapłaństwa rzeczywiście było tak traktowane. Okazuje się bowiem, że ewangeliczne przykłady pójścia za Chrystusem nigdy nie redukują się do życia w indywidualnej relacji z Bogiem, ale zawsze oznaczają także decyzję bycia we wspólnocie uczniów, czy wręcz we wspólnocie apostolskiej. Nigdy w oderwaniu od innych ludzi, a szczególnie od braci na tej samej drodze. Celibat ewangelicznie zrozumiały jest więc jedynie w kontekście przyjaźni, jaką Chrystus nawiązał ze swoimi uczniami.
Nauczanie starożytnego Kościoła zawarte w Didache potwierdza fakt życia następców apostołów na wzór Chrystusa. Podobnie jak wcześniej pisze o tym św. Paweł, który często wspomina o swoich współpracownikach, Tymoteuszu, Tytusie czy Sylwanie, pisze o nich językiem pełnym czułości i atmosfery rodzinności. Pisze o dzieciach i synach, którzy są jego, choć nie są z krwi. Nigdy nie prowadzi misji w pojedynkę. Językiem pełnym miłości o swojej wspólnocie i współpracownikach pisze św. Jan. Dzieje Apostolskie również wymieniają imiona prezbiterów współpracujących w jednej miejscowości. Pismo Święte przepełnione jest przykładami apostolskiej formy życia (apostolica vivendi forma), która przetrwała w pierwotnym Kościele, zanim doszło do późniejszej redukcji rozumienia kapłaństwa ujmowanego w perspektywie duchowości indywidualistycznej.
Intymna jedność
Prawdę o fundamencie wspólnotowym kapłaństwa bardzo silnie przypomniał Sobór Watykański II i w swoich dokumentach zawarł wizję kapłaństwa w rozumieniu wspólnotowym. Pierwsze schematy dokumentów soborowych nie zawierały jeszcze tego poszerzenia tradycyjnej indywidualistycznej koncepcji księdza, mistycznie złączonego z Bogiem, udzielającego sakramentów i osobiście zarządzającego jednostką parafialną. Wraz jednak z kolejnymi odkryciami ojców soborowych dotyczących wizji Kościoła, który zaczęli postrzegać coraz głębiej w kategoriach biblijnych, zmieniała się także perspektywa postrzegania powołania kapłańskiego, a nawet celu i skuteczności tej służby. Od momentu bowiem, kiedy dominującym obrazem Kościoła stała się komunia osób na wzór komunii Osób Boskich w Trójcy Świętej, powołanie księży zaczęto wiązać ze wspólnotą życia księdza z innymi księżmi i biskupami, aby w ten sposób już na poziomie samego prezbiterium dał o sobie znać Bóg, który jest Wspólnotą miłości. Najważniejszy tekst soborowy o kapłaństwie, Presbiterorum ordinis, mówi więc o intymnym braterstwie sakramentalnym (intima fraternita sacramentalis). Już nie ksiądz jako jednostka, nawet najbardziej mistycznie zanurzona w Bogu, ale wspólnota kapłańska mająca udział w jednym sakramencie, staje się znakiem wiarygodności głoszonej w Kościele Ewangelii.
To ewangeliczne odkrycie, choć wciąż w dokumentach soboru ujęte bardzo delikatnie, oczekiwało wiele lat na potraktowanie go z całą powagą i konsekwencjami dla życia księży. Bo już nie tylko będzie chodziło o poprawę samopoczucia księży żyjących w celibacie, żeby chcieli z tego powodu wspierać się przez ściślejsze w przyszłości życie wspólne, ale wprost o istotę Ewangelii, która przemawiać będzie głośniej przez znak wzajemnych relacji między księżmi.