Od początku chrześcijaństwa istniał więc pewien paradoks: było możliwe bycie księdzem, mając rodzinę, a jednocześnie powołanie kapłańskie wiązało się z koniecznością przynajmniej częściowego dystansu od własnej rodziny. W tym kontekście bardzo wiarygodnie wybrzmiewa twierdzenie Benedykta XVI, którego zdaniem celibat jest charyzmatem ściśle związanym z kapłaństwem; że to oddalenie od rodziny z powodu święceń było w tradycji Kościoła coraz głębiej rozumiane, tak że w końcu uznano, że z racji wyboru kapłaństwa rodziny lepiej w ogóle nie zakładać.
To nie znaczy, że kapłaństwo musi zawsze oznaczać celibat. Jeśli św. Piotr celibatariuszem nie był, to znaczy, że bardzo dobrym księdzem może być także żonaty mężczyzna. Nie można negować wartości kapłaństwa żonatych duchownych w Kościołach wschodnich. Nie wywróci też w żaden sposób Kościoła decyzja o konieczności lokalnego rozeznania tego wymogu, na przykład dla Amazonii. Nie wywróciła go decyzja Benedykta XVI, aby święcić w Kościele katolickim konwertujących z anglikanizmu żonatych duchownych. Nie widziałbym też wielkiego zagrożenia dla Kościoła nawet wtedy, gdyby celibat księży diecezjalnych został zniesiony całkowicie. Co byłoby jednak w praktyce dość skomplikowane.
Mój niepokój wzbudza coś innego. Otóż martwi mnie to, że zbyt wielu jest księży nieradzących sobie z celibatem. Zbyt wiele jest prób poradzenia sobie z tym problemem w sposób grzeszny, od alkoholu zaczynając. Nie chciałbym, aby to zabrzmiało jak próba usprawiedliwiania nas, duchownych. W każdej sytuacji należy jednak najpierw zapytać o przyczynę tego, co się dzieje, a nie tylko osądzać i karać. Dochodzę coraz częściej do wniosku, że głównym problemem nie jest dzisiaj praktyka tak ścisłego łączenia celibatu z kapłaństwem, ale sposób, w jaki księża przeżywają swoje kapłaństwo w celibacie.
Co jest nie tak? Kapłaństwo jest dzisiaj propozycją życia zbyt wyizolowanego z relacji, jakie zwykle przeżywa się w rodzinie. I nie chodzi o idealizowanie życia rodzinnego. Tam, gdzie są relacje, tam są zawsze jakieś problemy. W dobrze przeżywanym życiu wspólnym księży, jak w dobrym małżeństwie, może być ich jednak znacznie mniej.
Narasta więc we mnie przekonanie, że już niedługo Kościół przeżyje jedną z największych swoich reform, która pozwoli mu odnowić się niejako od głowy: reformę sposobu życia oraz duszpasterzowania księży i biskupów; reformę, która u podstaw zastąpi duchowość indywidualistyczną duchowością komunii. O czym bardzo wymownie – także z racji Światowego Dnia Życia Konsekrowanego – opowiadają dla „Przewodnika” kobiety żyjące w poznańskiej wspólnocie Focolari (s. 14).
Ta reforma, i to w różnych postaciach, ma już miejsce na zachodzie Europy i w innych miejscach świata. Zdarza się, że nawet zakonnicy uczą się na nowo wspólnego życia od księży diecezjalnych. W Polsce takich miejsc jest niewiele. Jeśli jednak Kościół ma się odnowić, a młodzi ludzie odkrywać atrakcyjność charyzmatu celibatu i kapłaństwa, to taka reforma także w Polsce jest niezbędna. I to ona będzie kluczowa dla zmian mentalnościowych w całym duszpasterstwie, jeśli ma się ono opierać – o czym mówi Sobór Watykański II i przypomina papież Franciszek – na wspólnotowych relacjach. Bo tylko duchowość komunii pozwoli także na zastosowanie innego postulatu papieża Franciszka, który chciałby, aby rozeznawanie woli Bożej dokonywało się zawsze w konkretnych sytuacjach życiowych, a nie ograniczało się do stosowania prawa. Do relacyjnej wrażliwości w Kościele konieczna jest jednak komunijna wrażliwość samego kapłaństwa.