Logo Przewdonik Katolicki

To nie jest narzędzie do rozwiązywania chwilowych kłopotów

Magdalena Guziak-Nowak

O tym, że decyzji o przeniesieniu dziecka do innej szkoły nie warto podejmować pochopnie, z pedagogiem Agnieszką Majcher

Przemoc rówieśnicza, inne potrzeby edukacyjne, a może atmosfera w szkole? Dlaczego uczniowie zmieniają klasy i szkoły?
– Wśród rodziców przenoszących dzieci z innych szkół do naszej placówki najczęściej deklarowanymi przyczynami na poziomie szkoły podstawowej i gimnazjum są relacje z rówieśnikami, zbyt szybkie tempo nauki i zbyt duża liczba osób w klasie (w naszej szkole do jednego oddziału należy maksymalnie 25 osób). Z kolei licealiści zmieniają klasy lub szkoły zazwyczaj wtedy, kiedy nie mogą w nich realizować wybranych rozszerzeń – np. chcą pogłębiać matematykę i fizykę, a dostali się na chemię i biologię. Z mojej perspektywy to najczęstszy powód, a składa się na niego z pewnością wiele czynników. Czasem uczniowie i ich rodzice nie mają pełnej wiedzy o ofercie szkoły średniej. Bywa, że dziecko idzie do szkoły, którą wybrał jego najlepszy kolega, choć nijak się to ma do jego pasji. Albo po prostu szuka placówki jak najbliżej domu. Wśród powodów poszukiwania miejsca w naszej szkole jest też poczucie bezpieczeństwa i dobra opinia „na mieście”, która podkreśla „rodzinny” charakter szkoły. Nasi nauczyciele traktują indywidualnie każdego ucznia, biorąc pod uwagę jego talenty i dostrzegając trudności.
 
Dziecko czuje się dobrze w szkole, kiedy…
– Kiedy dobrze funkcjonuje w trzech strefach: emocjonalnej, społecznej i poznawczej. Sfera emocjonalna „jest objęta dobrą opieką”, kiedy uczeń ma pomoc w przeżywaniu jego emocji. One nie zawsze będą przyjemne, ale jeśli dziecko ma w pobliżu osobę, która pomoże mu sobie z nimi poradzić, to jest to cenne. Sferę społeczną możemy uprościć do atmosfery panującej w szkole. Jeśli jest pozytywna (każdy rozumie przez to coś innego, np. prawie wszyscy się znają, dziecko ma poczucie przynależności, buduje satysfakcjonujące relacje z rówieśnikami i nauczycielami), to uczeń naprawdę może lubić szkołę. Z kolei sfera poznawcza to zdobywanie wiedzy. Uczeń nie musi być orłem; ważne, by sam proces uczenia był dla niego przyjazny. Nie sprzyja temu ani presja wyników nauczania, ani wszelkiego rodzaju rankingi, choć są osoby, które deklarują, że dobrze się czują w takim środowisku. W rzeczywistości ponoszą „ukryte koszty”, których nie są świadome, a które odbijają się później zaburzeniami lękowymi czy depresją. Niestety, wiele z tych problemów tworzą lub potęgują dorośli. Miałam ucznia, który marzył o cukiernictwie, ale rodzice upierali się, by poszedł do liceum. Nie było to łatwe, ale wspólnymi siłami udało nam się ich przekonać, że nie każdy musi skończyć studia. Teraz chłopak jest po szkole branżowej, świetnie mu idzie i pewnie za jakiś czas pomyśli o swoim biznesie. W liceum przeżywałby same frustracje.
 
Decyzja o przeniesieniu dziecka do innej szkoły to zwykle stres dla całej rodziny i wysokie koszty emocjonalne. Jak postępować, aby nie podjąć jej pochopnie?
– Ta sama trudna sytuacja dla każdego może mieć inny „ciężar”. Bywa, że chcąc chronić dziecko, nakładamy filtr własnej edukacji, przypominamy sobie nasze własne przeżycia, a wtedy łatwo o decyzję w afekcie. Tymczasem jeśli dziecko doświadcza trudności, to dla jego dobra powinniśmy dać sobie i szkole czas na zmianę. To oczywiście jest stresujące, ale stresem jest również wyrwanie ucznia ze środowiska, w którym co prawda nie realizuje się w stu procentach, ale się przyzwyczaił i je zna. Stresem jest utrata starych kolegów i poznawanie nowych, walka o pozycję w grupie, w której pewien porządek jest już ustalony. Nie każde dziecko to potrafi – jedno zawalczy siłą, inne stanie się wycofane, nieśmiałe, prawie niewidoczne.
Zawsze zachęcam, aby wdrażać dzieci i młodzież do samodzielnego radzenia sobie z trudnymi sytuacjami (lżejszego kalibru). Mam ciekawe doświadczenie, że kiedy my, dorośli, przestajemy się wtrącać, wówczas dzieci wiele trudności potrafią rozwiązać same, zyskując dzięki temu pewność siebie, odporność psychiczną, poczucie sprawczości.
Są sytuacje, kiedy zabranie dziecka z toksycznego dla niego środowiska jest niezbędne, jednak przestrzegam przed tym, aby przenoszenie do innej szkoły traktować jak narzędzie rozwiązywania chwilowych kłopotów.
 
Jakich sygnałów dziecka nie powinniśmy zbagatelizować?
– Przyglądajmy się, co mówi jego ciało. Jeśli dziecko zgłasza niechęć chodzenia do szkoły i towarzyszą temu dolegliwości somatyczne (np. ból głowy czy brzucha, wymioty, nudności), to, owszem, mogą to być wymówki przed sprawdzianem, ale niekoniecznie. Poobserwujmy dziecko: jak często boli je brzuch? W które dni tygodnia? Czy może to mieć związek z jakimś przedmiotem? Potem warto szczerze porozmawiać np. „Zauważyłam, że we wtorki i czwartki często boli cię brzuch. Martwię się o ciebie. Powiedz mi, czy ma to związek z lekcjami biologii?”.
Zwracajmy też uwagę na brak uważności/skupienia i rozproszenie. Jeśli nastolatek notorycznie nie potrafi się skoncentrować, przyjrzyjmy się temu, poszukajmy przyczyn. Do zastanowienia powinny nas też skłonić sytuacje dwubiegunowe oraz wszelkie zmiany w zachowaniu (np. żywiołowe, towarzyskie dziecko stało się przygnębione i apatyczne). Niepokojące są również wagary jako sposób ucieczki od trudnej sytuacji („Nie idę do szkoły, bo coś mnie przerasta. Dziś ucieknę, a jutro pomyślę, co z tym zrobić”).
 
Czy dziecko powie, co mu leży na sercu? Niektórzy rodzice mówią: „Z mojego nastolatka nic nie da się wyciągnąć…”.
– Wierzę, że jeśli damy sygnał, iż się martwimy i zauważamy, że coś jest nie tak, to w pewnym momencie dziecko się otworzy i z nami porozmawia. Musimy jednak pokazać, że mamy gotowość rozwiązywania problemów, że nie zachęcamy do zamiatania ich pod dywan.
 
Załóżmy, że dziecko jest w obiektywnie trudnej sytuacji. Co Pani jako szkolny pedagog może dla niego zrobić?
– Na szczęście wiele. W naszej szkole co dwa miesiące odbywają się spotkania wszystkich uczących w ramach zespołu pomocy psychologiczno-pedagogicznej. Rozmawiamy wtedy o całej klasie i poszczególnych uczniach, którzy potrzebują wsparcia, mają trudności edukacyjne lub sprawiają kłopoty wychowawcze. Wartością takich spotkań jest to, że o jednym uczniu może się wypowiedzieć kilku różnych nauczycieli. To ważne, bo na różnych lekcjach dziecko czy nastolatek może funkcjonować inaczej. Łatwiej wówczas dotrzeć do sedna problemu.
W rozpoznaniu problemu przydatnym narzędziem jest socjogram. Przychodzę do klasy i zadając konkretne pytania, dowiaduję się np. jakie uczniowie mają etykiety i czy istnieją zwalczające się grupy. Mam jednak poczucie, że jednorazowa interwencja pedagoga na niewiele się zdaje. Sensowniejsze jest stworzenie długofalowego programu. Pamiętajmy, że uczeń funkcjonuje w klasie, zatem powinniśmy pracować nie z jedną osobą, ale z całym zespołem klasowym. Jednym z pomysłów może być trening umiejętności społecznych, który przeprowadzamy na godzinie wychowawczej.
 
-----
Agnieszka Majcher
Pedagog i doradca zawodowy w Katolickich Szkołach im. Świętej Rodziny z Nazaretu w Katolickim Centrum Edukacyjnym Caritas Archidiecezji Krakowskiej

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki