Szczególnym wyzwaniem jest, wbrew pozorom, budowanie wspólnoty między uczniami Jezusa. Tymi należącymi do różnych wspólnot i Kościołów powstałych w ciągu ponaddwutysiącletniej historii chrześcijaństwa. Pierwszym krokiem na wspólnej drodze jest modlitwa, czyli ekumenizm w praktyce: katolicka katedra, nabożeństwu słowa wspólnie przewodniczą prymas Polski, biskup ewangelicki i prawosławny. To, co jeszcze pół wieku temu byłoby nie do pomyślenia lub wprost niemożliwe, dzisiaj nikogo już nie dziwi. Przynajmniej w Poznaniu, który przoduje w naszym kraju w dialogu ekumenicznym.
Słoń i mysz
Fakt, na co dzień w Poznaniu, w którym działa kilkadziesiąt parafii katolickich, nie licząc kościołów zakonnych, trudno dostrzec chrześcijan innych wyznań. – To miasto zupełnie inne ekumenicznie niż na przykład Cieszyn czy Białystok, gdzie istnieje pewna równowaga między rzymskimi katolikami a odpowiednio ewangelikami czy prawosławnymi. Tu jesteśmy zdecydowanymi mniejszościami wyznaniowymi, co wcale nie ułatwia współpracy. Jesteśmy bowiem w stosunku do katolików, jak ta mysz przy słoniu: ta mała boi się, że ten duży zrobi jej krzywdę, a duży nie wie do końca, z kim rozmawiać, bo tej małej prawie nie widać – przyznaje ks. Jan Ostryk z tutejszego Kościoła ewangelicko-metodystycznego.
Bogactwo tej wyznaniowej różnorodności widać dopiero podczas takich wydarzeń, jak obchodzony w styczniu Tydzień Powszechnej Modlitwy o Jedność Chrześcijan. Jedno z licznych w tym czasie nabożeństw odbywa się w zborze zielonoświątkowym – użyczonym przez miasto drewnianym baraku. Większość miejsca zajmuje w nim przestronna sala z mnóstwem krzeseł. Wieczorna modlitwa zaczyna się uwielbieniem w wykonaniu zielonoświątkowego zespołu młodzieżowego w iście rockowym klimacie. Mocne uderzenie na początek. Psalm wykonuje franciszkanin, a Ewangelię śpiewa duchowny prawosławny. Jeszcze tylko kazanie luterańskiego pastora wyjaśniającego usłyszany wcześniej fragment Słowa Bożego i wspólna modlitwa w stylu baptystów, którzy mówią, że trzeba się tak modlić, żeby jeden drugiego słyszał i mógł odpowiedzieć na tę modlitwę: „Amen!”. Na zakończenie odmawiamy razem Modlitwę Pańską, a wszyscy obecni duchowni udzielają po kolei błogosławieństwa.
Kiedy następnego dnia gościmy u metodystów, uderza prostota, a zarazem głębia modlitewnej formy, skoncentrowanej wokół Biblii. Cerkiew prawosławna z kolei, choć niewielka, ujmuje bogactwem wystroju wnętrza i liturgii. Śpiew scholi – zachwycający! Nic dziwnego, że niektórzy porównują go do przedsionków nieba. Najważniejsze jest jednak to, że wszędzie możemy się razem modlić.
Iść czy nie iść?
Taki stan rzeczy to efekt wielu lat współpracy, wzajemnego poznawania się, wręcz uczenia się siebie i, jak to się mówi, budowania mostów pomiędzy poszczególnymi Kościołami. Pierwsze nieśmiałe próby zbliżenia podejmowano, kiedy o ekumenizmie niewiele się jeszcze mówiło. Powstawały dopiero kościelne dokumenty poruszające kwestie dialogu, a do rozwiązań praktycznych dochodzono na zasadzie prób i błędów. – Pamiętam, że kiedy byłem mały, a było to dobre kilkadziesiąt lat temu, katolickie dzieci przezywały nas od „kociej wiary”. Myśmy rewanżowali się im, przyrównując Kościół rzymski do przedstawionego w Apokalipsie obrazu Babilonu i wielkiej nierządnicy, o czym nas wówczas uczono w szkółce niedzielnej – wspomina ks. Ostryk. Podobne doświadczenia ma Piotr Wisełka, pastor zboru zielonoświąkowego w Poznaniu. – Urodziłem się na Śląsku Cieszyńskim, w kolebce protestantyzmu, gdzie katolicy byli wówczas w mniejszości. Dla nas ludzie dzielili się na wierzących i światowych, czyli katolików właśnie. Dopiero studiując w Poznaniu, poznałem pierwszych księży katolickich. Wiele rzeczy mnie wtedy dziwiło, ale w sumie okazało się, że to całkiem normalni ludzie – śmieje się pastor.
Konkretne zmiany przyniósł przełom tysiącleci, kiedy w Poznaniu pojawił się „klimat” sprzyjający ekumenizmowi. Pastor Wisełka pamięta zdziwienie, kiedy pierwszy raz otrzymał od arcybiskupa poznańskiego zaproszenie na ekumeniczne spotkanie opłatkowe dla duchownych. – Zastanawialiśmy się wśród naszych starszych: iść czy nie iść? W końcu poszedłem i było bardzo miło – przyznaje. – To było pierwsze spotkanie ekumeniczne, w którym uczestniczyłem. Zupełnie się wtedy jeszcze nie znaliśmy – wspomina to wydarzenie ks. dr Tomasz Siuda, który w grudniu 2001 r. został ustanowiony referentem ekumenicznym w poznańskiej Kurii, gdzie powstała także, zalecana zresztą przez Sobór Watykański II, Komisja Ekumeniczna. – Pamiętam też, że zrodziło się w nas wówczas przekonanie, że musimy zrobić coś więcej. Mobilizujące było tu m.in. wezwanie Jana Pawła II, który w kontekście rozpoczynającego się Trzeciego Tysiąclecia Chrześcijaństwa zachęcał, aby maksymalnie zbliżyć się do siebie – zaznacza ks. Siuda.
Duchowni przyznają jednak, że początki wcale nie były łatwe. Dopiero z czasem przyszły przyjaźnie, które łączą ich dzisiaj. – Powoli nabieraliśmy do siebie szacunku. Pamiętam taką rozmowę z ks. Tomaszem na pl. Bernardyńskim o kulcie Maryi, której rolę inaczej postrzegamy niż katolicy, choć jest dla nas jedną z najważniejszych osób w Bożym planie zbawienia. Krótko się wówczas znaliśmy. Byłem wtedy trochę jak ten jeż, którego się bierze do ręki, taki nastroszony. Myślałem sobie: „Weźmie mnie, to się pokłuje”. Ale ks. Tomasz się nie przestraszył, a rozmowa była bardzo spokojna i rzeczowa. Okazało się też, że w sumie wiele nas łączy – opowiada ks. Ostryk.
Wiara, która łączy
Przełomowe były obchody Tygodnia Powszechnej Modlitwy o Jedność Chrześcijan w styczniu 2002 r. – Zaproponowano mi wówczas wygłoszenie kazania w jednym z kościołów katolickich. Przyznam, że na początku gubiłem się w katolickiej liturgii, ale podpowiadano mi dyskretnie, gdzie mam przejść, kiedy usiąść, a kiedy wstać – mówi pastor Wisełka. – Już wówczas mieliśmy w sobie jakiś wewnętrzny niepokój, który nas połączył i popychał do działania, a przede wszystkim do tego, żeby się razem modlić. Wiedzieliśmy też, że ekumenizm nie może ograniczać się tylko do Tygodnia Modlitw – dopowiada metodysta.
Rozpoczęli więc wspólnie planować październikowe obchody pierwszego w Poznaniu Ekumenicznego Święta Biblii, a jednocześnie szukać odpowiedniej formuły dla działalności ekumenicznej. – Nie chcieliśmy tworzyć kolejnej instytucji, powstała więc mniej formalna, ale za to bardziej otwarta grupa, w której skład wszedł Kościół rzymskokatolicki i Kościoły skupione w poznańskim oddziale Polskiej Rady Ekumenicznej: prawosławni, ewangelicy augsburscy, metodyści i Kościół polskokatolicki. Dołączyli do nas również zielonoświątkowcy, a dwa lata temu baptyści. Arcybiskup Stanisław Gądecki pobłogosławił całemu projektowi i tak to się zaczęło – tłumaczy ks. Tomasz Siuda.
Takie były początki Poznańskiej Grupy Ekumenicznej, w ramach której duchowni różnych wyznań od 15 lat regularnie gromadzą się na spotkaniach modlitewno-roboczych, co jest ewenementem również w Europie. Przeżywają też wspólnie rekolekcje i przede wszystkim, jak podkreślają, otwarci na Ducha Świętego chcą być świadkami tego, że wiara w Jezusa Chrystusa powinna łączyć, a nie dzielić. To działania prekursorskie w skali kraju, bowiem zazwyczaj w lokalnych obchodach Tygodnia Modlitw uczestniczą jedynie dwa-trzy Kościoły. Z tych doświadczeń od kilku lat korzysta także Szczecin, gdzie powstało Forum Ekumeniczne, a poznańska działalność stała się inspiracją do powstania dwóch regionalnych oddziałów Polskiej Rady Ekumenicznej: w Kaliszu i w Kielcach.
W Poznaniu nikomu nie przeszkadza, że do kościoła metodystów przychodzi dość regularnie małżeństwo katolików, żeby posłuchać rozmów o Piśmie Świętym. – Nikt tam nie pracuje nad nimi, żeby dokonali konwersji. Ufam natomiast, że przez tę ekumeniczną modlitwę, stają się bardziej świadomymi katolikami – zapewnia ks. Jan Ostryk. – Nie robimy tu też żadnego uniwersalnego Kościoła. Nie oczekuję, że katolicy zmienią swoje dogmaty. Natomiast poznaliśmy się i nauczyliśmy się szanować jedni drugich – stwierdza pastor Piotr Wisełka. – Nie widzę więc problemu, kiedy jestem u katolików, żeby z szacunku zatrzymać się i skłonić przed tabernakulum, choć my wierzymy, że Pan jest w niebie.