„W zachwycie nad Leśmianem jednoczymy się wszyscy” – napisał kiedyś historyk literatury i krytyk Jan Błoński. 22 stycznia obchodzimy 140. rocznicę urodzin poety, a w listopadzie – 80. rocznicę śmierci. Początkowo jego poezji nie traktowano zbyt poważnie, nazywając ją bajaniem, fantazjami i pieśniami stylizowanymi na ludowe ballady. Właściwie dopiero w latach 60. XX w. literaturoznawcy zajęli się Leśmianem na poważnie, dostrzegając w jego twórczości interpretacyjne bogactwa niemal bez dna. Podczas gdy czytelnicy wyznawali sobie miłość strofami Leśmianowskiej poezji, badacze zastanawiali się, czy jest raczej symbolistą, czy antysymbolistą; poetą metafizycznym czy odwrotnie: mocno zanurzonym w rzeczywistości; czy jest przeżytkiem młodopolskim, czy raczej kimś, kto z młodopolskim stylem całkowicie zerwał; preegzystencjalistą czy nihilistą? Pisano o nim rozprawy i całe książki. Same wielkie nazwiska polskiego powojennego literaturoznawstwa.
Dzisiaj wciąż interesuje badaczy, którzy przeważnie skupiają się na napięciach występujących pomiędzy archaiczną świadomością poety a nowatorsko rozumianym językiem. Ale co nam, czytelnikom, po naukowych rozważaniach? My nigdy Leśmiana nie opuszczaliśmy, dla nas zawsze jest kwintesencją polskiej poezji. Jego język wielu z nas zaprosił do świata poezji, zachwycił i otworzył praświaty. Kto w nie wszedł, nigdy tego nie zapomni, bo taka jest właśnie poezja. Do czucia, odczuwania, a nie rozumienia. Córka poety, Wanda, powiedziała kiedyś w wywiadzie dla londyńskich wiadomości: „Zawsze nam mówił, że poezja objawia się wtedy, gdy spotykają się dwa słowa, które się nigdy przedtem nie spotkały. Tworzą wtedy zaklęcie dla Pana Boga. (…) Pan Bóg słowami stworzył nasz świat i inne światy. Słowa pulsują, słowa nabrzmiewają, słowa żyją. Zrozumcie, że słowa to historia świata, to historia życia”.
Miłość
Najpiękniejsze erotyki w polskiej poezji zawdzięczamy rozkochaniu Bolesława. Wielu mu współczesnych lubiło podkreślać jego niski wzrost i brak urody. Nazywano go imionami stworów wziętych wprost z jego słownika poetyckiego. Był więc „zasuszonym ptaszkiem”, „karzełkiem z baśni”, „Znikomkiem”. Mimo to nie narzekał na brak doznań zmysłowych. Miał wierną i oddaną żonę (Zofię Chylińską poznał w Paryżu, o niej pisał pierwsze erotyki), malarkę, która poświęciła swoje ambicje na stworzenie mu wygodnego domu i wychowanie dwóch córek. Miał też wiele kochanek: kuzynkę Celinę i lekarkę Dorę Lebenthal, dzięki której powstał cykl W malinowym chruśniaku. Były też inne. Prowadził życie w rozkroku, dzieląc uczucia i pożądanie. W biurze notarialnym w Hrubieszowie czy później w Zamościu nie mógł wysiedzieć. Co kilka tygodni brał urlop i wyjeżdżał na kilkanaście dni. A to do Warszawy, a to do Iłży, gdzie przeżywał rajskie chwile z Dorą. Malinowy chruśniak był w Iłży, gdzieś za domem należącym do rodziny Celiny (Jarosław Marek Rymkiewicz napisał: „święte miejsce poezji polskiej”). Niby się ukrywał ze swoimi romansami, ale i tak wszyscy o wszystkim wiedzieli.
Żona zaciskała zęby i trwała przy nim, a on w końcu też nie wyobrażał sobie życia bez niej, bo mimo napomknień o rozwodzie, w końcu przestał o tym wspominać i został. Dora, sama po rozwodzie, prowadziła w Warszawie gabinet ginekologiczny, nawet ochrzciła się w Kościele katolickim, żeby móc wziąć ślub z Leśmianem. W końcu i ona pogodziła się z sytuacją i trwała przy nim jako „ta druga”. Kiedy na skutek zaniedbań i częstych wyjazdów, podwładny Leśmiana w biurze notarialnym zdefraudował ogromną ilość pieniędzy, które Leśmian musiał spłacić wraz z zaległymi podatkami, Dora sprzedała swoje mieszkanie w Warszawie i wyposażenie swego gabinetu. Żona podobno dała na ten cel rodzinną pamiątkę, diadem. Był urodzonym uwodzicielem i kobiety lgnęły do niego, a on je uwielbiał.
Pralas
Pochłaniały go prasiły, które jego życiu nadawały bieg. Zmysłowa miłość. Cały świat wokół. Natura w swoim najgłębszym znaczeniu, nie jako antyteza cywilizacji, ale jako naturalne środowisko życia, istnienia. W liście do Przesmyckiego pisał: „Znużyły mnie pojęciowe i poglądowe traktowania rzeczy, które od dawna w poezji naszej przestały być sobą. Kwiat nie jest kwiatem, lecz dajmy na to tęsknotą autora do kochanki. Dąb nie jest dębem, lecz przypuśćmy prężeniem się nadczłowieka ku słońcu itd. Słowem – poezja nasza stała się światopoglądową. Zamiast świata – opinia, światopogląd”.
Ani z niego symbolista, ani realista. Tworzył za pomocą swojego języka całe światy, kosmosy, które istnieją obok nas, ale w które zatopić się nie bardzo chcemy, albo nie potrafimy. On się zanurzał, odkrywał pradawne siły, które sprawiają, że wszystko to istnieje. Swoją poezją sprawiał, że możemy patrzeć na to, co wokół nas, z nowej perspektywy, tak jakbyśmy byli wewnątrz, w ciągłym zachwycie, na wdechu. To nie żadne stylizowane baśnie, ludowe podania, to zupełnie w stu procentach istniejąca rzeczywistość, niby martwa, a jednak żywa, oddychająca, rozumiejąca, odczuwająca. A my jesteśmy w niej, albo nawet jesteśmy nią.
Jest taki wiersz zatytułowany Topielec (z tomiku Łąka). O wędrowcu, który zapragnął „zwiedzić duchem na przełaj zieleń samą w sobie”. Zwabiony przez demona zieleni, kuszony zieloności, wabiony, czarowany, nęcony „biegł wybrzeżami coraz innych światów,/ odczłowieczając duszę i oddech wśród kwiatów”. Wyobrażam sobie, że ten wędrowiec, to on, Bolesław Leśmian, który „leży oto martwy w stu wiosen bezdeni,/ Cienisty, jak bór w borze – topielec zieleni”. – Mówiąc o przyrodzie – powiedział – traktuję ją tak, jakbym nie tylko ja do niej tęsknił, lecz i ona do mnie.
Kwestia żydowska
Nie wiem, dlaczego zmienił nazwisko. Spolszczył je. Czy ze względu na pochodzenie? Poradzono mu, żeby z Lesmana zrobił bardziej polskiego Leśmiana, a jemu się to spodobało. Takie leśne.
Kwestia żydowska go w ogóle nie interesowała. Wyrastał jako Polak i katolik, nie wiem do jakiego stopnia wierzący, ale jeśli można mówić o wpływach, to były to wpływy kultury chrześcijańskiej. Niektórzy żydowscy literaci mieli do niego pretensje, że nie utożsamia się w ogóle z judaizmem i żydowską kulturą. Nie czyta żydowskich gazet, nie interesuje się żydowskimi sprawami i nie integruje z żydowskim środowiskiem. Ale jego w ogóle sprawy polityczne i społeczne chyba nie zajmowały, w każdym razie nie znamy żadnych jego wypowiedzi na te tematy (gdy w towarzystwie poruszano polityczne aktualności sprawiał wrażenie zagubionego i milczał). Nawet wtedy, gdy z powodu pochodzenia go obrażano. W „Gazecie Warszawskiej” z 1922 r.: „podszywa się pod polskość przedstawiciel chaotycznego i nihilistycznego ducha żydowskiego”. W „Myśli Polskiej” z 1936 r.: „przyczynia się do splugawienia polskiej kultury szmoncesem i pornografią”. „Myśl narodowa” z 1939 r. chce go wyrzucić z literatury polskiej.
Antysemityzm przedwojennej Polski dotknął go bardzo osobiście, gdy narzeczony jego córki, należący do ONR młody człowiek, powiedział, że nie ożeni się z nią z powodu żydowskiego pochodzenia jej ojca. Podobno zaproponował jej nieformalny związek, ukryty przed zwierzchnikami organizacji. Takiej potwarzy Leśmian nie zniósł, nie przeżył kolejnego ataku serca. Sam kwestią żydowską się nie interesował, ale ona interesowała się nim. Z jej powodu nie przyznano mu po śmierci miejsca w Alei Zasłużonych na Powązkach, choć jako członkowi Polskiej Akademii Literatury należało mu się bez dwóch zdań. Maria Dąbrowska napisała w Dziennikach: „Umarł Leśmian. Rząd nie może go pochować, bo Żyd – choć już urodzony jako chrześcijanin, i żona Polka i katoliczka (…). Paskudne czasy”.
O śmierci pisał wiele, przeczuwając ją (przecież chorował) i oczekując jej. Zmagał się z nią niby traktując jak coś spodziewanego, nieuchronnego i naturalnego, ale jednocześnie tak strasznie samotnego. Wiersze z Napoju cienistego są rzadziej czytywane, bo ciemne, pełne beznadziei. Gdzie podziała się ta afirmacja stworzenia? „Zwiedzam wszechświat nie od strony zieleni i kwiatów. Wchodzę weń przez wrota smutku, a nie zieleni” – powiedział poeta. Szuka Boga, tak jakby ostatniej deski ratunku.
Czytam te wiersze i czytam, i zauważam, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, ile ich znam, jak wzrastałam, poznając przez nie świat. Ten rok to dobry pretekst do tego, żeby zanurzyć się w Leśmianie.