Logo Przewdonik Katolicki

Radość małych kroków

Kamila Tobolska
FOT. ROBERT WOŹNIAK. Starsze dziewczęta razem z wychowawczyniami urządziły w swojej jadalni małe przyjęcie.

‒ Tę pracę trzeba kochać. Nie da się inaczej – przyznają siostry. Dzięki temu ich niepełnosprawne dzieci czują się tu jak w domu. To po prostu „Nasz dom”.

Tego miejsca nie można było nazwać inaczej. W niewielkich Gębicach leżących w północnej Wielkopolsce nieopodal Czarnkowa, siostry felicjanki stworzyły dla swoich wychowanków prawdziwy dom. Wydzielone są w nim kameralne, kilkupokojowe mieszkania z jadalnią i aneksem kuchennym. Dziećmi zajmuje się nie tylko kilkanaście przygotowanych do opieki nad osobami niepełnosprawnymi sióstr, ale także ekipa wykwalifikowanych współpracowników. Oficjalnie miejsce to nosi nazwę Zespół Placówek Oświatowych „Nasz Dom”, a w jego skład wchodzą ośrodek pedagogiczno-rehabilitacyjny oraz ośrodek rewalidacyjno-wychowawczy. W tym drugim przebywają dzieci z głęboką niepełnosprawnością umysłową. W sąsiedztwie domu znajduje się też szkoła specjalna.

 Gebice-2017-RW-7.jpg

Jak w rodzinie
Kiedy wchodzę do jednego z mieszkań, już od progu słychać słowa piosenki „Oto jest dzień, który dał nam Pan”. W kolorowej bawialni śpiewa ją kilku chłopaków, którym akompaniuje na gitarze siostra felicjanka. Zaraz po tym jak kończą, z dumą pokazują mi wiszącą na ścianie biało-czerwoną flagę, którą wykleili z papierowych kuleczek. – Najmłodszy z chłopaków w mojej grupie ma 11, a najstarszy 24 lata. Jest tak jak w rodzinie. Są dla siebie jak bracia, każdy ma swoją rolę. Ci bardziej sprawni opiekują się słabszymi – opowiada s. Salomea Haliżak, w zgromadzeniu od 10 lat. Widać, że chłopacy bardzo chętnie muzykują ze swoją wychowawczynią. – Muzyka ma bardzo pozytywny wpływ na ich rozwój. Dzięki niej uczą się spontanicznie wyzwalać emocje. Zresztą wielu naszych wychowanków mając duże poczucie rytmu, próbuje gry na różnych instrumentach. Śpiewać starają się nawet ci, którzy nie potrafią mówić – dodaje.
Wielu podopiecznych „Naszego Domu” wraca na weekendy do swoich rodzin. Kiedy z s. Salomeą  rozmawiamy o tym, że w tygodniu trzeba zastąpić chłopakom rodziców, jeden z nich dopytuje: „Siostra zastępuje za mamę, a kto zastępuje za tatę?” – Pan Jezus – odpowiada z uśmiechem siostra. Gracjan, który ma zespół Downa, cały czas radośnie macha kolorowymi chusteczkami. W pewnym momencie podchodzi i zakłada mi jedną z nich na głowę. – On bardzo szybko nawiązuje relacje. Fajnie się komunikuje ze wszystkimi – stwierdza s. Salomea.
Siostry dbają o to, żeby wspierać rodziców, a nie przejmować wszystkie ich obowiązki. Zachęcają też, aby podczas pobytu dzieci w domu, szczególnie wakacyjnego, kontynuować z nimi pracę, dzięki której w ciągu roku poczyniły tu niekiedy znaczne postępy. – Warto, żeby wszyscy rodzice dzieci wymagających szczególnej troski wiedzieli, że są takie miejsca jak nasz dom, gdzie mogą uzyskać pomoc. Mamy w tej chwili blisko 50 wychowanków, ale zawsze znajdzie się u nas miejsce dla kolejnych. Co więcej, jesteśmy otwarci na dzieci z różnych regionów, nie tylko z Wielkopolski – zapewnia s. Krystiana Kowalska, od dwóch lat dyrektorka „Naszego Domu”.

 Gebice-2017-RW-5.jpg

Tylko miłością
Na innym piętrze Martynka i jej o rok starsza siostra Kasia razem z Anitką rysują w swojej jadalni, jak sobie wyobrażają wakacje. Zresztą za moment się na nie wybiorą. Towarzyszy im s. Alina Panek, która w zgromadzeniu jest od 50 lat, a w Gębicach pracowała już jako młoda siostra. – Dla tych dzieci najmniejsze osiągnięcie jest czymś wielkim. Czasami może się wydawać, że to syzyfowa praca, ale tak nie jest. Trzeba tylko dbać o to, żeby wszystko przekazywać im z wielką miłością i życzliwością. Inaczej to do nich nie dociera – zauważa. S. Alina jest też przekonana, że niepełnosprawne intelektualnie dzieci mają bardzo bogate życie wewnętrzne. – Uśmiechają się, gdy mówię im o Jezusie. Ktoś mi kiedyś powiedział, że to te dzieci otworzą nam bramy do nieba.
W tym samym mieszkaniu pokój mają też starsze i bardziej upośledzone Hania i Honoratka. Właśnie podążają korytarzem razem ze swoją wychowawczynią s. Józefą Kawką, w zgromadzeniu od 53 lat. – Dbam o to, żeby dziewczynki były nakarmione i czysto ubrane. Pilnuję też higieny osobistej, ale one starają się jak najwięcej, ile tylko mogą, robić same – wyjaśnia, przystając na moment. Chodzi oczywiście o przygotowanie dzieci poprzez codzienne zajęcia do dorosłości. – Zależy nam na tym, żeby nauczyć je systematyczności, sumienności i odpowiedzialności – dopowiada s. Józefa.
Pod opieką wychowawców dzieci dbają także o otaczający dom piękny park. Spacerując po nim z siostrą dyrektorką, w jednej z alejek napotykamy s. Natalię Hynkiewicz (w zgromadzeniu 18 lat), która razem z trzema starszymi dziewczynami, Julitą, Weroniką i Kingą, grabi liście. Siostra widząc nas, robi sobie krótką przerwę. – Miło patrzeć kiedy zaczynają robić rzeczy, których wcześniej nie potrafiły. Zaczynają samodzielnie ścielić łóżko czy przygotowywać sobie coś do jedzenia – przyznaje, dodając, że część osób z umiarkowaną niepełnosprawnością po opuszczeniu „Naszego Domu” zakłada swoje rodziny i mieszkając obok rodziców czy rodzeństwa, świetnie sobie radzi w życiu. – My same cały czas też pogłębiamy swoje kwalifikacje pedagogiczne. Teraz mamy na przykład więcej dzieci z autyzmem, szukamy więc jak najlepszych metod pracy z nimi.

 Gebice-2017-RW-6.jpg

Pasja Oli
Kiedy wchodzimy do sali rehabilitacyjnej, zajęcia właśnie dobiegają końca. Na finał nagroda – relaksacyjna „kąpiel” w basenie z plastikowymi piłeczkami. Klaudia, Martynka i Kubuś lądują w nim roześmiani. – To bardzo szczególna praca, zupełnie inna niż w zwykłym gabinecie fizjoterapii czy w szpitalu – tłumaczy fizjoterapeutka Ania Waroś, obrzucając delikatnie dzieci piłeczkami. – Do każdego staramy się dotrzeć w inny sposób tak, żeby dzieci były do nas przekonane. Wtedy czują się bezpiecznie. Jestem pewna, że mimo iż są upośledzone umysłowo, czasami nawet głęboko, dużo rozumieją – zauważa Ania, przyznając, że codziennie odkrywa dzieci na nowo. – Mimo że je znam, potrafią zaskoczyć. Zdarza się na przykład, że dziecko, które jeździ na wózku czy chodzi podtrzymywane w ortezach, nagle potrafi przejść przez całą salę, zachowując równowagę – przyznaje. Ale oczywiście, jak dopowiada drugi z fizjoterapeutów, Jakub Nadolczak, czasami zdarzają się też trudne sytuacje. – Bywa, że nauka zawiązania buta trwa latami. Tym bardziej cieszą nas małe kroki.
Na co dzień fizjoterapeuci pracują z dziećmi ruchem, wykonując z nimi ćwiczenia korekcyjne i ogólnousprawniające, ale też proponując różne gry i zabawy. – Mamy naprawdę bardzo dobre zaplecze, sprzęt z wyższej półki: pole magnetyczne, laser, ultradźwięki, materac bioelektromagnetyczny czy wanny z hydromasażem – wymienia Ania. Siostry zadbały też, aby dzieci w „Naszym Domu” miały basen. Wykonują w nim różne ćwiczenia i uczą się pływać. Niektórzy odkrywają tu swoją pasję. Tak jak Ola, która zdobywa już laury na zawodach pływackich. – Stawiała u nas pierwsze kroki. Kiedy przyszła do naszego domu nie umiała nawet pływać. Teraz szlifuje style pływackie – mówi Ania. – Ola jest upośledzona umysłowo. Kiedy była mała, jej mama słyszała, chociażby w piaskownicy: „Niech pani weźmie stąd to dziecko”. Traciła nadzieję, że córka coś w życiu osiągnie. Tymczasem nie dość, że odkryła u nas talent pływacki, to pięknie tańczy i, mimo wady wymowy, śpiewa. Występuje też chętnie w przedstawieniach teatralnych i jest świetną organizatorką. Kiedy się na nią patrzy, prawie nie widać różnicy w stosunku do zdrowych dzieci – opowiada siostra dyrektorka.
 
Kwiatek od Kacpra
Podobnie jak Ola, także inne dzieci mają szansę odkryć w Gębicach swoje zdolności. Chociażby w gustownie urządzonej pracowni ceramiki. Prowadzi ją s. Jeremiasza Dulak (od 24 lat w zgromadzeniu). Razem z Iwonką i Krysią robi właśnie gliniane naczynia. Może dlatego zwraca moją uwagę umieszczony na ścianie cytat z Księgi Jeremiasza: „Jak glina w ręku garncarza, tak wy jesteście w moim ręku”. – Tworzenie wyrobów ceramicznych daje poczucie sukcesu każdemu dziecku, nawet mocno niepełnosprawnemu manualnie czy umysłowo. Nasi podopieczni czują się też docenieni, kiedy ich prace są wystawiane czy sprzedawane na różnych kiermaszach – stwierdza s. Jeremiasza.
W ośrodku działa zresztą wiele pracowni, m.in. krawiecka, rękodzieła artystycznego, gobeliniarska, witrażu czy gipsu. Prawdziwie męskie towarzystwo zastaję w pracowni drewna. Szymon, Łukasz i Kacper właśnie malują bejcą wycięte liście dębu. – Chłopacy potrafią też kleić czy polerować drewno, a niektórzy nawet obsługiwać wiertarkę czy multiszlifierkę – wymienia prowadzący tę pracownię Radosław Jessa. Nic dziwnego, że wychowankowie bardzo chętnie tu zaglądają. Na półkach stoją efekty ich pracy: drewniane zwierzęta, anioły i świątki, a nawet kwiaty. – Proszę pani, tego sam zrobiłem – mówi Kacper wręczając mi, jak na dżentelmena przystało, piękną żółtą stokrotkę.
 
Morze na niebiesko
W mieszczącym się w drugim budynku ośrodku rewalidacyjno-wychowawczym Agnieszka Rybarczyk, oligofrenopedagog, razem z Anią, która jest zatrudniona jako pomoc wychowawcy, pracują właśnie z dwoma chłopcami. Kacperek cierpi na chorobę genetyczną, a Dominik ma porażenie mózgowe i autyzm. – Chodzi nam głównie o to, aby ich usprawniać. Żeby w życiu byli jak najbardziej samodzielni, na miarę swoich możliwości – tłumaczy Agnieszka. – Kiedy zaczynałam tutaj pracę było mi ciężko, nie wiedziałam czy dam radę. Z czasem, gdy widziałam wdzięczność dzieci, było już znacznie lżej. Teraz staram się cieszyć z nimi każdym dniem, a uśmiech i przytulenie wynagradzają wszystko – wyznaje. Jak dopowiada wychowawczyni chłopców s. Fryderyka Pietrasz (w zgromadzeniu od 35 lat), choć na pierwszy rzut oka trudno w to uwierzyć, naprawdę można wiele dla nich zrobić. – U niektórych już po roku widać bardzo znaczące postępy, chociażby jeśli chodzi o mówienie, samoobsługę czy funkcjonowanie wśród innych ludzi – zapewnia.
Szczególnym miejscem w „Naszym Domu” jest pracownia polisensoryczna, w której dzieci mogą się w pełni wyciszyć i odprężyć. W tej sali za pomocą świateł poznają m.in. kolory. Włącza się tu do pomocy także inne zmysły. Kiedy na przykład pojawia się kolor niebieski, towarzyszy temu widok i zapach morza oraz szum fal – tłumaczy Natalia Łukaszewska, także oligofrenopedagog.
 
Tu się wraca
Zgromadzenie Sióstr Felicjanek prowadzi Zespół Placówek Oświatowych w Gębicach już od 1960 r. Żeby bliżej poznać jego historię, spotykam się na koniec z s. Rafaelą Targańską, która przez 40 lat była dyrektorką „Naszego Domu”. – Zaczynałyśmy pracę w bardzo trudnych warunkach, w niewielkim budynku mieszkalnym i drugim, jeszcze mniejszym, w którym mieściła się pralnia. Nie miałyśmy prądu, a wodę czerpałyśmy ze studni. Mimo wszystko atmosfera była niezwykle radosna. Zawierzyłyśmy bowiem Bożej Opatrzności, doświadczając ogromnej życzliwości i wsparcia ze strony wielu ludzi – wspomina.
W minionych latach zmieniające się przepisy zaczęły jednak utrudniać funkcjonowanie placówki, podobnie jak około 40 tego typu miejsc w całym kraju, w większości prowadzonych przez podmioty kościelne. Ograniczały one np. możliwość przyjmowania dzieci. Siostry mogły przyjmować uczniów dopiero od czwartej klasy szkoły podstawowej, podczas gdy do internatów specjalnych ośrodków szkolno-wychowawczych mogły być przyjmowane nawet przedszkolaki. – Od dwóch lat jesteśmy podporządkowani przepisom dotyczącym placówek publicznych, ale za tym nie idą pieniądze. To spore ograniczenie autonomii. Otrzymujemy dotację na dziecko w tej samej kwocie, niezależnie od stopnia niepełnosprawności; w szkołach kwoty te są zróżnicowane. Co więcej, tych dotacji nie możemy przeznaczać na przykład na remonty – stwierdza s. Krystiana Kowalska, dyrektorka domu. Z nadzieją patrzy jednak w przyszłość, tym bardziej że od 1 września wejdzie w życie ustawa, która ułatwi funkcjonowanie placówek takich jak „Nasz Dom”.
Kiedy żegnam się z siostrami, s. Rafaela mówi do mnie z uśmiechem: „Pamiętaj, tu się raz przychodzi i się wraca”.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki