Zaczęło się niewinnie. Moja żona po powrocie z pracy powiedziała, że w samochodzie skończył się płyn do spryskiwacza. Odpowiedziałem, że powinien być w bagażniku. Była zima, ona kilka miesięcy po zdaniu prawa jazdy codziennie przemierzała samochodem poznańskie ulice w drodze do pracy. W takich okolicznościach czyste szyby to ważna rzecz, wiadomo.
Burza przyszła następnego dnia. Rozczarowanie mojej żony widniejące na twarzy przewyższało stwierdzenie: „Przecież prosiłam cię, wczoraj, żebyś mi dolał płyn do spryskiwacza”. Moje zdziwienie i urażona duma zaowocowało równie emocjonalną odpowiedzią. Stąd już było bardzo blisko do kłótni…
Którymi uszami słuchasz?
Na szczęście udało nam się dość szybko ugasić pożar. Byliśmy oboje świeżo po poznaniu teorii „uszu von Thuna” i zamiast brnąć w dalsze dyskusje o tym, kto i co powiedział, wróciliśmy do rozmowy z dnia poprzedniego i wyjaśniliśmy sobie, którymi „uszami” usłyszeliśmy poszczególne komunikaty. Było to dla nas o tyle ciekawe i cenne odkrycie, że zaczęliśmy uczyć też innych tej teorii w czasie różnych warsztatów. Często w ich trakcie spotykamy się ze słowami „gdybym wiedział o tym wcześniej, to byłoby mi dużo łatwiej”.
Niemiecki profesor psychologii Friedemann Schulz von Thun od lat zajmuje się badaniami na temat komunikacji. Jego zainteresowanie tym tematem zaczęło się, gdy jeszcze jako dziecko siedział w tramwaju koło swojego dziadka. Tramwaj był zatłoczony. Któremuś ze współpasażerów nie spodobało się to, że młody Friedemann siedzi, gdy on musi stać. Powiedział głośno: „To niesłychane, żeby dziecko siedziało, a starsi musieli stać”. Dziadek przyszłego psychologa równie głośno odpowiedział: „Chce pan tu wrzeszczeć?”. Zaczęła się słowna przepychanka, po której dziadek Friedemanna poprosił go, by ustąpił miejsca. Wtedy von Thun po raz pierwszy doświadczył, że można jednocześnie być nie w porządku i mieć rację. Zainspirowało go to do późniejszego zajęcia się właśnie komunikacją i rozwinięcia swojej teorii komunikacji.
Teoria komunikacji
Według tego psychologa każdy komunikat ma w sobie cztery płaszczyzny. Jest w nim pewna treść rzeczowa – czyli informacja o tym, jaki jest aktualny stan rzeczy. Drugą płaszczyzną jest odniesienie do relacji – to, w jaki sposób traktujemy rozmówcę. W różny sposób wypowiedziane słowa „pięknie wyglądasz” na poziomie treści rzeczowej nie będą się różniły, lecz na poziomie relacyjnym, w zależności od tonu głosu mogą być zarówno wyrazem podziwu, jak i szyderstwem czy drwiną. Każdy komunikat odzwierciedla fragment osobowości tego, kto mówi – pokazuje, kim jesteśmy jako ludzie. Tę trzecią płaszczyznę komunikatu von Thun nazywa ujawnianiem siebie. Wreszcie ostatni aspekt wypowiedzi to apel – czasem niewyrażona wprost prośba o to, by ktoś coś zrobił lub w jakiś sposób zareagował na to, co mówimy.
Dla von Thuna szczególnie istotne było odkrycie, że te cztery płaszczyzny zawarte są w każdym komunikacie. Każda z nich jest równie ważna, choć jak mówi von Thun, może być niema. W realiach życia prowadzi to niestety zazwyczaj do skupienia się na sferze rzeczowej i apelowej – mówimy przede wszystkim po to, by przekazać informacje lub gdy czegoś chcemy. Cierpi na tym sfera relacji – zapominamy, że sposób mówienia niesie z sobą również informacje o tym, kim jesteśmy czy jaki rodzaj relacji chcemy tworzyć poprzez nasze wypowiedzi.
Koncepcja von Thuna staje się jednak szczególnie użyteczna, gdy spojrzymy przez jej pryzmat na to, w jaki sposób odbieramy komunikaty. Otóż możemy być mniej lub bardziej wyczuleni na poszczególne płaszczyzny wypowiedzi – możemy słuchać którymś uchem mniej lub bardziej. Ma to konkretne konsekwencje dla komunikacji.
Jak odczytywać komunikaty
Jeśli słuchamy przede wszystkim uchem rzeczowym, to zwracamy uwagę zwłaszcza na fakty, czyli to, co można zaobserwować lub nagrać kamerą. Ktoś, kto słucha w ten sposób, będzie przede wszystkim dopytywał o szczegóły zewnętrzne, liczby, pytał: „Ale w czym konkretnie jest problem?”. Nie zwrócimy wówczas uwagi na to, że stwierdzenie: „Pies nie był od rana na dworze” może być prośbą o pójście z nim na spacer.
Jeśli słuchamy przede wszystkim uchem apelowym, to głównym pytaniem, które w środku będziemy sobie zadawać, będzie: „Czego ta osoba ode mnie chce?”. Osoba słuchająca w ten sposób próbuje czytać między wierszami, odgadywać życzenia rozmówcy. Gdy powiemy, że jest nam zimno, od razu zapyta, czy podać koc lub zrobić herbatę. Osoby, które mają wyczulone właśnie to ucho są świetnymi pracownikami hotelowych recepcji czy restauracji.
Uważa się z kolei, że psychologowie, terapeuci powinni mieć szczególnie rozwinięte ucho ujawniania siebie. Gdy słuchamy tym uchem, to nasze sprawy schodzą na dalszy plan. Dociekamy raczej, jakie uczucia i motywy kryją się za konkretnymi słowami tego, kto mówi. Jeśli słuchamy tym uchem przyjaciółki mówiącej o swoim problemie z mężem, to w naszej głowie zastanawiamy się, co nowego ta opowieść mówi o rozmówczyni, jak ona się w tym wszystkim czuje, a nie co powinien w tej sytuacji zrobić mąż.
Gdybybyśmy opisu tej samej sytuacji słuchali uchem relacji, to pojawiałoby się w tym czasie w nas raczej odniesienie do nas samych – dlaczego ta osoba zwróciła się akurat do nas, czy jestem dla niej ważny, czy ważna, jak to, co odpowiem wpłynie na naszą relację?
Jakie to wszystko ma znaczenie praktyczne? Do dobrego rozumienia potrzebujemy wszystkich czterech uszu. Nie można powiedzieć, że jedno z nich jest lepsze czy gorsze – każde z nich jest potrzebne i spełnia swoją funkcję. To, którym uchem słuchamy bardziej, a którym mniej, zależy od wielu czynników: od sposobu, w jakim nauczyliśmy się porozumiewać w dzieciństwie, lecz również od tego, jak się czujemy w danej chwili, czy jesteśmy wypoczęci, czy zmęczeni. O eskalację konfliktów pomiędzy rozmówcami jest szczególnie łatwo, jeśli mijamy się w odczycie, na której płaszczyźnie jest dany komunikat. Jeśli słowa „kosz jest pełen śmieci” przyjmę tylko uchem rzeczowym, a nie odkryję zawartego w nim apelu o ich wyniesienie – to szybko może dojść do konfliktu. Z drugiej strony, warto pamiętać, że im czytelniejsza będzie prośba, tym większe szanse na dobre jej zrozumienie.
Wiem, że gdybym w ów zimowy wieczór kilka lat temu słuchał żony nie tylko rzeczowo, to usłyszałbym pewnie dużo więcej. Moje ucho apelu mogłoby usłyszeć niewyrażoną wprost prośbę o dolanie płynu, ucho ujawniania siebie mogłoby w tej wypowiedzi doszukać się znaku tego, że moja żona nie czuje się jeszcze zbyt pewnie za kierownicą w takich warunkach. Gdybym był bardziej nastawiony na słuchanie uchem relacji, mógłbym usłyszeć też wiarę w moje umiejętności i to, że jestem dla niej osobą, do której ma zaufanie właśnie w takich kwestiach. Każda z tych informacji była zawarta mniej lub bardziej wprost w tych kilku słowach. Jednak by ją usłyszeć, potrzeba było z mojej strony głębszego skupienia się na całości wypowiedzi, większej uwagi i zapewne też większego wysiłku. Wiem, że w sytuacjach, w których sam się go podejmuję, bardzo korzysta na tym relacja z moją żoną.