Każdy kolejny dzień to dla niego małe zwycięstwo. Nad cierpieniem, słabością ciała, trudnościami – drobnymi, choć bolesnymi. Mimo to spotyka się z chorymi minimum dwa razy w tygodniu, dając im chwilę zapomnienia i nadzieję.
Nie ma ludzi wolnych od choroby
Odwiedzamy Jana Polańskiego w jego domu w Opławcu, mając w perspektywie obchody Światowego Dnia Chorego. Święta, które zostało ustanowione przez papieża Jana Pawła II 13 maja 1992 r. – w 75. rocznicę objawień fatimskich i 11 lat od zamachu na głowę Kościoła. – Ten dzień jest na pewno darem. Przypomina nam o ludzkiej egzystencji i o tym, że cierpienie jest wpisane w życie każdego człowieka. Uwrażliwia nas przede wszystkim na aspekt pewnej powszechności. Dzisiaj nie ma już ludzi wolnych od choroby. Z cierpieniem zmagają się księża, prezesi, bezdomni, starsi i młodsi. Jednych cierpienie dotyka wcześniej, drugich później. Więc ten dzień ma nam niejako pomóc odważniej spojrzeć na chorobę, ale też na całą służbę zdrowia z nadzieją, że będzie ona skierowana na pomoc człowiekowi – podkreślił.
Jan Polański widzi też w Światowym Dniu Chorego inny impuls. Jest przekonany, że ludzie cieszący się zdrowiem potrzebują wewnętrznej refleksji. Potrzebują oswojenia z krzyżem. – Nie chodzi tutaj o zamartwianie się. Ma to raczej spowodować pewien bodziec, żeby ten zdrowy chciał wspomóc i zrozumieć chorego. Warto zadać sobie pytanie, czy w mojej rodzinie jest ktoś, kto potrzebuje wsparcia w cierpieniu. Czasem niewiele potrzeba, aby osobie chorej było lżej dźwigać ten codzienny krzyż – tłumaczy. Bydgoszczanin dodał, że należąc do wielkiej rodziny chrześcijańskiej, należy na pierwszym miejscu postawić modlitwę. – Poprzez pomoc choremu wyzwala się także miłość wśród członków jego rodziny. Mamy przede wszystkim spotykać się z chorym, a nie go odsuwać. To ma być niejednokrotnie mała, prozaiczna pomoc, np. w formie wykupienia leków. Każdy człowiek ma inne potrzeby, ale najpierw liczy się samo zauważenie kogoś cierpiącego – stwierdził.
Bycie blisko Kościoła bez wątpienia pomaga w przezwyciężaniu cierpienia. – Jestem szafarzem i wiem, jak wielką siłą jest Pan Bóg. Najpierw trzeba to zrozumieć i umieć w ogóle zauważyć. A nie jest to takie proste. Bo cierpienie jest, po pierwsze, tajemnicą, a po drugie – wielką niewiadomą. Jeżeli spróbujemy zrozumieć cierpienie z perspektywy naszej wiary oraz ofiarować je w pewnej intencji, nabierze ono sensu. Będzie miało swoją wartość – powiedział. Jeżeli chory dojdzie do takiego etapu, to – według Jana Polańskiego – natychmiast poczuje, że cierpienie jest wielką łaską. – Jest łaską wtedy, kiedy ja zrozumiem, że upodabniam się do cierpiącego Chrystusa. Kiedy zrozumiem, że moja choroba może mieć wartość zbawczą. To jest łaska, której nie doświadcza zdrowa osoba – dodał.
Cisi Pracownicy Krzyża
Jan Polański jest w zarządzie Stowarzyszenia Centrum Ochotników Cierpienia Diecezji Bydgoskiej, które jest zrzeszone na szczeblu krajowym i międzynarodowym. Zostało założone we Włoszech w 1947 r., a w diecezji aprobowane przez biskupa ordynariusza Jana Tyrawę w 2008 r. Stowarzyszenie, nazywane także Apostolatem Zbawczego Cierpienia, podejmuje wszelkie inicjatywy apostolskie, które mają za zadanie ukazanie godności osób chorych i cierpiących oraz ich dowartościowanie. – Nasza misja polega na cierpliwym towarzyszeniu choremu w stopniowej akceptacji swojego życia i na zachęceniu go do złożenia cierpienie w ofierze. Zwłaszcza teraz mobilizujemy chorych, aby swoje cierpienia ofiarowali za prześladowany Kościół. W naszym stowarzyszeniu chorzy prowadzą działalność dla chorych, oczywiście przy pomocy zdrowych. Są to Ochotnicy Cierpienia, Bracia i Siostry Chorych – podkreślił Polański. Apostolat, w którego skład oprócz świeckich wchodzą duchowni (Maryjna Liga Kapłanów), realizuje charyzmatyczną wizję bł. ks. prałata Luigiego Novarese. Wszystko dzieje się w małych grupach osób formujących się na spotkaniach przy parafii czy przy łóżku chorego. – Odbieramy wiele telefonów z pytaniami na temat naszej organizacji: gdzie znajduje się jej siedziba oraz przy jakich okazjach można nas spotkać. Jesteśmy wśród chorych w szpitalach, zakładach opieki społecznej. Umacniamy chorego poprzez modlitewne spotkania. Organizujemy wyjazdy do Domu Uzdrowienia Chorych w Głogowie na turnusy rehabilitacyjno-rekolekcyjne. Podejmujemy szereg innych inicjatyw, które mają przyczynić się do przywrócenia osób chorych i niepełnosprawnych do życia społecznego – dodał.
Jan Polański o swojej chorobie mówić nie lubi. – Skoro cierpiał Chrystus, to cierpię i ja. Odczytałem tę chorobę jako łaskę. Przez cierpienie Bóg chciał mi coś powiedzieć. Po pewnym czasie zrozumiałem również, że mam pomagać chorym. To przez osobiste cierpienie skupiłem wokół siebie dzieło bł. ks. Luigiego Novarese. Spotykam się z chorymi. Jestem u nich z posługą przynajmniej dwa razy w tygodniu, udzielając Komunii św. Odwiedzam także sale chorych na oddziale pulmonologii i rehabilitacji. Poza tym mamy spotkania z grupą i z chorymi, którzy czekają na nas w każdy czwartek – powiedział.
Można realizować swoje pasje
Choroba, cierpienie i związane z tym częste wizyty u specjalistów nie przeszkadzają Janowi Polańskiemu w realizowaniu swoich pasji. – Kiedy dwanaście lat temu pierwszy raz zachorowałem, powiedziałem swojemu lekarzowi, że w młodości uprawiałem sport, przede wszystkim biegałem. Usłyszałem: „To niech pan z tego nie rezygnuje”. I tak się zaczęło moje leczenie za pomocą sportu. Najpierw uprawiałem trucht w pobliskich lasach, co bardzo dobrze na mnie zadziałało. Zapominałem o tym, co dla ludzkiego ciała jest najbardziej bolesne. Po pewnym czasie, kiedy lekarz powiedział, że chciałby mieć takie wyniki jak ja, poczułem radość i spróbowałem podwyższyć poprzeczkę. Z rodziną pojechaliśmy na pierwsze zawody biegowe, podczas których trzeba było pokonać dystans dwóch okrążeń wokół Jeziora Maltańskiego w Poznaniu. Potem były dłuższe trasy – Bieg Papieski z Brzozy do Bydgoszczy oraz zawody na Spitsbergenie. Jestem mężem i ojcem trójki dzieci. W mojej rodzinie prawie wszyscy biegają, więc pomimo choroby można wspólnie realizować tę pasję – zaznaczył.
Jan Polański Światowy Dzień Chorego traktuje jak święto. Jego zdaniem chorym należy życzyć sił i wytrwałości. Bo o to najtrudniej... By dostrzegli, że mimo cierpienia można normalnie żyć i funkcjonować. Niech podsumowaniem naszej rozmowy będzie słowo samego Boga zawarte w Drugim Liście do Koryntian: „Jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy”.
Osoby pragnące włączyć się w działalność Stowarzyszenia Centrum Ochotników Cierpienia Diecezji Bydgoskiej mogą odwiedzić chociażby kaplicę Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. dr. Jana Biziela w Bydgoszczy w pierwszą niedzielę miesiąca o godz. 10.00.