Logo Przewdonik Katolicki

Szacunek do pracy

Paweł Piwowarczyk

Świat zdominowały iPody i komputery, ale na szczęście radio trwa nadal i wielu z nas nie wyobraża sobie bez niego życia. Jego zasług dla rozwoju świata nie sposób przecenić. Najlepiej wie o tym bohater naszego tekstu.

1 lutego minęło 90 lat od dnia, gdy Polskie Towarzystwo Radiotechniczne nadało pierwszą próbną audycję radiową. Bohater naszego tekstu ma ponad 70 lat, ale swoją pasją i zaangażowaniem w nią przerasta dwudziesto- i trzydziestolatków.
 
Obawy marszałka Piłsudskiego
Kiedyś ludzie z niedowierzaniem patrzyli na „pudełko”, z którego wydobywał się jakiś dźwięk. Sam marszałek Piłsudski mówił w 1924 r.: „Stoję przed jakąś dziwaczną trąbą i myślę, że głos mój ma się oddzielić ode mnie i pójść gdzieś w świat beze mnie, jego właściciela. Zabawne pomysły mają ludzie”. Bohaterem tego tekstu nie ma być bynajmniej najsławniejszy polski marszałek, lecz osoba, która w dzieciństwie swoją ciekawość co do radioodbiornika wyraziła tym, że po wyjściu rodziców postanowiła owe „pudełko” rozebrać na części pierwsze. Efekt był taki, że na wieki przestało ono działać. Po latach ów bohater „rozbiórki” stał się jednym z liczących się w Polsce kolekcjonerów starych radioodbiorników, a zarazem osobą, która nadaje im nowe życie.
 
Istnieć przez dokonania
Ryszard Dulski prawie całe swoje życie zawodowe poświęcił elektronice i radiotechnice. Przez swoją skromność nie pozwala nazywać się sławnym. – Szukanie sławy stało się dziś modne. Żeby zaistnieć w świecie, stworzono mechanizmy, by ją odnaleźć – np. Facebook. Moim zdaniem każdy człowiek powinien istnieć przez swoje dokonania i to, co może zaproponować innym – mówi. Trzymając się jego słów i oceniając jego dokonania, można potwierdzić tylko fakt, że mamy do czynienia z osobą wyjątkową. Kiedyś Ryszard Dulski spotkał się z człowiekiem, który dziwił się, że mimo iż całe życie solidnie i ciężko pracował, to nie dorobił się własnego domu i luksusowego samochodu ani fortuny. Na to Dulski mu odpowiedział: – Trudno byłoby zliczyć moją fortunę, dlatego że całej pańskiej byłoby mało, żeby kupić te umiejętności i wiedzę, którą zdobyłem przez lata – odpowiedział. Etos pracy i etos kolekcjonera umiera i z tego zdaje sobie sprawę kolekcjoner, który od kilkunastu lat swoje arcydzieła gromadzi w mieszkaniu w Dobczycach, do których przeprowadził się z Krakowa. Ponad sto egzemplarzy odbiorników w wieku od 50 do nawet 90 lat to część kolekcji. Inne znajdziemy, wybierając się do Muzeum Historii Techniki przy Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, gdzie studiował, a potem był pracownikiem naukowo-dydaktycznym, czy też w Niepołomicach, gdzie eksponowane w Muzeum Dźwięku i Fonografii urządzenia są w przeważającej większości efektem jego pracy.
 
Kim jest inżynier?
Ryszard Dulski studiował na wydziale elektrotechniki i automatyki AGH i to były czasy (lata sześćdziesiąte), gdy elektronika na uczelni była w powijakach. Na uczelni zdobył tytuł magistra inżyniera, lecz najbardziej ceni tytuł inżyniera. – Ten tytuł bowiem zobowiązuje do poczucia odpowiedzialności za pracę i jej efekty. Inżynier może być uczonym, ale sam uczony (przy obecnym stylu kształcenia) nie. Jak w człowieku nie ma pasji, zapotrzebowania, żeby być fachowcem, i emocjonalnego stosunku do pracy, wtedy nawet inżynier będzie kaleką. A we mnie chyba od zawsze była pasja. Inżynier to ktoś, kto musi mieć wewnętrzne zapotrzebowanie na ład. Nie można mówić, że czegoś się nie da zrobić, powinno się mówić że ja tego nie potrafię zrobić lub że to jest nieopłacalne – tak definiuje powinność inżyniera i swoje podejście do pracy. Z żalem stwierdza, że szkoła kiedyś dawała inne efekty, kończyli ją doświadczeni fachowcy, a bez nich gospodarka nie będzie istniała albo będzie upadała.
 
Byle się…narobić
Droga kariery zawodowej Ryszarda Dulskiego była nietypowa. Pracował m.in. w Instytucie Obróbki Skrawania, potem w Instytucie Fizyki Jądrowej i w Międzynarodowym Instytucie Badań Jądrowych. To był burzliwy okres rozwoju elektroniki, skończyła się era techniki lampowej, zapanowała era tranzystorów, a zaczynała się epoka układów scalonych. Kolekcjoner wspomina, jak pracował na komputerze o wielkości kilku hal. Wiele lat przepracował w przemyśle, skąd przeszedł do pracy naukowo-dydaktycznej na AGH, by po kilkunastu latach zdecydować się na założenie własnej firmy. W swoim życiu zawsze chciał być fachowcem, iść do przodu i zdobywać wiedzę. Ta fachowość dawała mu poczucie niezależności. Niejednokrotnie jednak w różnych miejscach pracy spotykał się z postawą innych: „robić żeby się nie narobić”, której zdecydowanie nie akceptował. Zawsze uważał, że istotnym składnikiem jego pensji jest wiedza i doświadczenie zdobywane w trakcie pracy. Dlatego wyznacznikiem zmian w jego życiu nie było kryterium finansowe, ale kryterium możliwości rozwoju zawodowego.
 
Niemiecka precyzja, szacunek dla szczegółów
 Punktem zwrotnym w życiu była współpraca z człowiekiem prowadzącym zakład naprawy radioodbiorników w Krakowie. Ryszard Dulski będąc studentem, przyszedł do niego i zapytał, ile musiałby zapłacić za możliwość jego pracy i nauki u niego. Ten postawił  przed nim odbiornik Pionier i kazał mu go naprawić.  Potem zaproponował mu wynagrodzenie 5 zł za godzinę pracy (był to początek lat 60.), ale to on będzie mu płacił, a nie jak miało być na odwrót. To była kluczowa decyzja. Mistrz nauczył go niemieckiej precyzyjności i szacunku dla szczegółów. Ta wiedza przydała się, gdy po zrobieniu doktoratu zamienił pracę na uczelni, by utworzyć własną firmę. Dziś mówi, że gdy chce się rzetelnie prowadzić firmę, to właściwie trzeba stać się jej niewolnikiem. Specjalizował się w radiokomunikacji. Miał mnóstwo zleceń z całej Polski łącznie z produkcją urządzeń radiokomunikacyjnych własnej konstrukcji. Gdy w 1985 r. rozpoczynał przygodę z własną działalnością usłyszał od kogoś prześmiewczo, że z pracownika naukowego staje się rzemieślnikiem. – Ale czy ja mam się wstydzić, że coś potrafię zrobić? Niech się wstydzą ci, którzy zajmują wysokie stanowiska, a właściwie nie potrafią zrobić nic – odpowiedział wtedy.
 
Szacunek do szczegółów
Nie da się opowiedzieć w ciągu dwóch godzin naszego spotkania historii całego życia Ryszarda Dulskiego, nie da się opisać nawet historii związanych z radioodbiornikami. Przecież za każdym stoi historia ludzi, którzy go tworzyli, którzy go posiadali. To historia czasów, w których był używany. Nasz bohater zawsze czuje szacunek dla pracy przy radioodbiornikach, bo za każdym stoi zespół konstruktorów. W swoją pracę jest mentalnie zaangażowany, z przymusu nigdy nie osiągnąłby tylu sukcesów. Obecnie jest na emeryturze, a praca jest jeszcze większą przyjemnością. Teraz dzieli swoją radość i pasję z innymi, przekazując ją np. młodzieży. Jakich wskazówek udziela młodym? – Radiotechnika to skupianie się na wielu szczegółach. A jak ktoś nie ma szacunku dla szczegółów, to niewiele osiągnie, a jak nie ma szacunku dla pracy, to nic nie osiągnie – mówi. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

  • awatar
    M.
    25.03.2015 r., godz. 11:30

    Ryszard Dulski jest uosobieniem wartości, które wpajała nam szkoła średnia - dobra Szkoła Krakowska z tradycjami i wieloma jeszcze przedwojennymi nauczycielami. Podobnie kształtowała AGH. Niestety, postawy jakie reprezentuje "Bohater tekstu" nie są zbyt częste i myślę, że nie koniecznie jest to znak czasu. Jednak takie postawy należy popularyzować i chwała za to autorowi.
    Kolega z czasów szkolnych i studenckich Bohatera tekstu.

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki