Logo Przewdonik Katolicki

Akademia miłości

Dorota Niedźwiecka

Czy miłość w małżeństwie umiera? To zależy od nas. Niepielęgnowana sprawia, że związek staje się pusty. Pielęgnowana – dodaje relacji intensywności i głębi.

Etap zakochania jest w przeżywaniu chyba najłatwiejszy. Człowiek zafascynowany drugą osobą wpatruje się w nią przez różowe okulary, czując motylki w brzuchu i nie widząc wad. Złośliwi mówią, że to tylko gra hormonów: pojawiająca się nagle i znikająca równie nagle – po kilku miesiącach, najpóźniej po dwóch latach znajomości.
Niektórzy mówią wtedy, że miłość mija. Nie mija, tylko się przekształca! Potem może być już tylko lepiej: motylki w brzuchu co prawda znikają, ale my znamy się już wtedy tak dobrze, że chcemy ze sobą być. Przechodzimy do kolejnego etapu rozwoju, który jest najdłuższym etapem w miłości: związku przyjacielskiego.
 
Z żoną na randkę
Wszystkie wydarzenia, których doświadczamy w życiu, wpływają na nasz związek: wiek, przychodzenie na świat dzieci, kryzysy finansowe, emocjonalne, zdrowotne. Ważne jest nie to, czy takie wydarzenia się nam przytrafią, ale jak na nie zareagujemy. Dlatego, zwłaszcza po kilku latach, potrzebna jest stała, regularna praca nad budowaniem więzi w związku.
– Zawierając małżeństwo wydawało nam się, że znamy się i dogadujemy doskonale – mówią Katarzyna i Krzysztof Gilowie (ona – bibliolog, on – właściciel firmy, rodzice trójki kilkuletnich dzieci). – Im więcej obowiązków związanych z zapewnieniem bytu rodzinie, tym większe bywa nasze zmęczenie i brak cierpliwości. Chodzi o zwyczajne sytuacje, gdy mimo bólu głowy trzeba wstać do dzieci czy gdy Kasia nie miała szans, by wyleżeć grypę, bo po kolei chorowały na nią dzieci i ja. W sytuacjach spięć dokładamy starań, by się uspokoić i albo porozmawiać, choć to nieraz trudne, albo dać sobie czas i pozostać w dobrym humorze mimo wszystko – mówi Krzysztof.
– W budowaniu miłości w małżeństwie chodzi o konkretny wybór: zdecydowałam się/ zdecydowałem się pracować nad małżeństwem. Dobieram adekwatne środki. Ale nie odpuszczam – wyjaśnia Janusz Wardak, moderator kursów dla małżonków metodą analizy przypadku (case study), organizowanych przez stowarzyszenie Akademia Familijna.
W jaki sposób? Poprzez środki naturalne i nadprzyrodzone. Z rozmów podczas zajęć Akademii Familijnej wynika, że bardzo ważną rolę odgrywa modlitwa, indywidualna i rodzinna. Budowaniu więzi sprzyjają wspólne rodzinne posiłki, spędzanie czasu ze współmałżonkiem, dbałość o rytuały, takie jak pocałunek na powitanie i pożegnanie, odzywanie się do siebie, okazywanie zainteresowania sprawami drugiej osoby. I, oczywiście, życie intymne.
– Gdy uzmysłowiliśmy sobie, jak ważny jest regularny czas  przeznaczony na „sam na sam” małżonków – zapisaliśmy się na kilkumiesięczny kurs tanga, który bardzo nas do siebie zbliżył – mówi Piotr Sieradzki, inżynier budownictwa, mąż Anny i tato pięciorga dzieci.
– Regularne, np. raz w tygodniu, spędzanie czasu we dwoje jest niezwykle ważne, szczególnie gdy na świat przychodzą dzieci i łatwo jest zaangażować się w rodzicielstwo kosztem małżeństwa – wyjaśnia Janusz Wardak. – Może to być wyjście do kawiarni, kina, na spacer.
Oczywiście, to nie jest tak, że jak nie będziesz chodził na randki to małżeństwo się rozpadnie. Faktem jednak jest, że jeśli zrezygnujemy z czasu spędzanego tylko we dwoje, trudno będzie to później zrekompensować.
Taka dbałość o relację pomaga też zachować właściwą i zdrową dla małżeństwa i dzieci relację: jako małżonkowie jesteśmy dla siebie najważniejsi.
 
Liczy się uśmiech
Niezwykle ważna jest dbałość o tzw. drobne rzeczy. Każdą rozmowę, choćby o liście zakupów, możemy poprowadzić tak, że skończymy ją albo uśmiechnięci albo poirytowani. Wspólne wyjście do sklepu może stać się miłą dla dwojga chwilą lub okazją do wbicia kolejnej szpilki. Nieraz wystarczy zapytać, czego potrzebuje druga osoba, zamiast się irytować. I w domu atmosfera staje się bardziej przejrzysta i przyjazna.
– W każdym wymiarze najważniejsza jednak, wręcz fundamentalna jest motywacja, która nami kieruje – podkreśla Wardak. – Bo można nauczyć się technik komunikacyjnych i najzwyczajniej w świecie nie mieć ochoty, by ze sobą rozmawiać. Z drugiej strony, są osoby nieporadne komunikacyjnie, którym tak na sobie zależy, że w końcu docierają do siebie nawzajem i zaczynają się dogadywać.
– Trudno o przepis na dobre małżeństwo. To, co można podpowiedzieć, to zespół dobrych praktyk, które zazwyczaj działają. Ważne, by wybrać to, co działa konkretnie w naszym małżeństwie. A to weryfikuje doświadczenie – dodaje Janusz Wardak.
Rachunek jest prosty: Albo angażujemy się w budowanie więzi i małżeńskiego szczęścia, albo nie inwestujemy w nasz związek i miłość umiera.
Jeśli zaczniemy budować relację odpowiednio wcześnie, z zaangażowaniem, mamy szansę stworzyć taką, która jest w stanie przetrwać każdy kryzys. To właśnie takie związki pozwalają ludziom przetrwać tak trudne życiowe sytuacje jak ciężka choroba, śmierć dziecka, trwała niepełnosprawność. I wyjść z niego wzmocnione.
Jeśli nie będziemy budować więzi, sfera, która nazywa się bliskością, stopniowo i niepostrzeżenie obumiera. W związku jest coraz bardziej chłodno i pusto. Aż zaczynamy dostrzegać, że nie łączy nas już nic poza wspólnym kredytem. Niekiedy pozostaje racjonalna decyzja, by być z drugą osobą, mimo wszystko. Dalekie to jest jednak od poczucia szczęścia, a każdy kolejny kryzys przypomina tsunami, które może sprawić, że małżeństwo rozpadnie się jak domek z kart.

Pokochaj kryzysy!
– Czy jestem przekonany, że małżeństwo jest „czymś na zawsze”? – to kluczowe pytanie, które ułatwia przejście przez kryzysowe momenty – mówi Janusz Wardak. – Jeśli traktujemy je jako coś, co ma trwać całe życie, jedynym sposobem na kryzys staje się „ucieczka do przodu” i inwestowanie w przyszłość. Jeśli natomiast – z jakichś świadomych lub nieświadomych przyczyn –  nie jesteśmy pewni, jak długo chcemy być razem, łatwiej o postawę asekuracyjną. Pilnowanie najpierw własnych interesów, a nie odkrywanie i robienie tego, co dobre dla małżeństwa. Taka postawa staje się zabójcza dla miłości.
– Zawsze patrzyłem na małżeństwo jak na komunię dwojga małżonków,  więc od samego początku rozumiałem, że ta jedność powinna być coraz doskonalsza – wyjaśnia Piotr Sieradzki. –  A to wymaga ode mnie pracy nad „temperowaniem” swojego charakteru.
– Nas do budowania jedności mobilizuje także to, że nie mamy obok siebie nikogo z rodziny, kto pomógłby nam w opiekowaniu się dziećmi – mówią państwo Gilowie. – Mocno doświadczamy, jak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem i to nas zbliża, jednoczy.
Janusz Wardak, patrząc na bardzo różne rodziny uczestniczące w programach Akademii Familijnej (jej edycje w Polsce odbywają się od 11 lat, co roku uczestniczy w nich niemal 300 małżeństw), podkreśla, że budowaniu szczęśliwego związku mogą sprostać także osoby niepochodzące z pełnych i szczęśliwych rodzin. Każdy ma szansę w swoim życiu przełamać nieefektywne schematy budowania związku: osoby, które doświadczyły w rodzinnym domu alkoholizmu rodziców, przemocy i rozwodu także.
– W przypadkach, które znam, pierwszym elementem decydującym o zmianie w budowaniu małżeństwa było pogłębienie wiary i poważne zaangażowanie we wspólnotę. Na pewno są osoby, które dokonały takiego przełomu tylko ludzkimi siłami, ja jednak takich nie znam –  mówi Janusz Wardak. –  Drugim – motywacja, czyli odpowiedź na pytanie: dlaczego mam się starać? Pomocne okazywały się tu znajome rodziny, które przez dłuższy czas inspirowały, a ich sposób życia przyciągał jak magnes.
 



Ćwiczenie na wizualizację związku:
Wyobraź sobie, że jest 31 grudnia 2017 r. Jesteś ze swoją żoną / swoim mężem x lat po ślubie. Jak chcesz, by wyglądał Twój związek?
 
 
Więcej o Akademii Familijnej na www.akademiafamilijna.pl
 
 
 
 
 
Uwaga – możliwa infografika – trzech czynników, dominujących w małżeństwie wg Roberta Stenberga: namiętności, intymności i zaangażowania. Jeśli chcecie – czekam na sygnał.
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki