Logo Przewdonik Katolicki

Zatrzymać konwencję

Dorota Niedźwiecka

Sejm przyjął ustawę o ratyfikacji Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Co to może oznaczać dla każdego z nas?

Decyzja Sejmu nie kończy procesu zatwierdzania ustawy. Trafi ona teraz do senatorów, którzy mogą przyjąć ją bez zmian, wprowadzić poprawki albo odrzucić w całości. Jeżeli Senat przyjmie dokument, ostateczną decyzję podejmie prezydent Bronisław Komorowski.  Prezydent może ustawę podpisać, nie zgodzić się na jej podpisanie (zawetować) albo zlecić Trybunałowi Konstytucyjnemu zbadanie, czy konwencja jest zgodna z polską konstytucją.
 
RODZICE MUSZĄ SIĘ ZGODZIĆ
W jaki sposób możemy odczuć skutki podpisania konwencji przez prezydenta? Przede wszystkim dotknie nas to jako rodziny. Może być tak, że poprzez działania społeczne, kulturalne i edukacyjne my i nasze dzieci będziemy uczeni, że wyrażanie siebie jako kobieta i mężczyzna, żona i mąż, mama i tata jest zachowaniem niewłaściwym. – Tak konwencja wydaje się rozumieć stereotypowe role społeczne. Jej art. 12 zobowiązuje państwo do ich wykorzeniania – wyjaśnia dr Joanna Banasiuk, prawnik, redaktor materiałów diagnozujących skutki wprowadzenia konwencji w naszym kraju. – Niepokojące jest to, że dokument Rady Europy przewiduje nauczanie o niestereotypowych rolach genderowych na wszystkich szczeblach edukacji: formalnej i nieformalnej, czyli obejmującej także zajęcia sportowe i rekreacyjne – dodaje prawniczka. – Dokument nie daje żadnej możliwości, by rodzice mogli się temu sprzeciwić lub nie posyłać swojego dziecka na zajęcia. Dotyczy to także niezależnych – wydawałoby się – szkół prywatnych czy katolickich.
Konwencja nie służy samym kobietom i wprowadza zamieszanie pojęć. W myśl jej przepisów za kobietę będzie uznawany mężczyzna, który wciela się w kobiece role i posługuje kobiecymi atrybutami.
Kolejny efekt wprowadzenia konwencji: polscy podatnicy, czyli każdy z nas, będą łożyć na utrzymywanie komitetu GREVIO, który będzie monitował wprowadzanie konwencji.
 
CO JEST NIE TAK?
Teoretycznie, przy wprowadzaniu dokumentu takiej rangi nie powinniśmy mieć wątpliwości, gdyż to oznaczałoby, że przyzwalamy na przemoc wobec kobiet. A wątpliwości jednak są.
Opinie prawne,  sporządzone lub zamówione przez Biuro Analiz Sejmowych, mówią jedynie o zgodności niektórych przepisów konwencji z niektórymi przepisami konstytucji. Nie stwierdzają zgodności całkowitej, która jest niezbędna, by w sposób uczciwy wprowadzić konwencję.
Niektórym opiniom można postawić zarzuty formalne, wzbudzające wątpliwość co do staranności ich sporządzania (przykładowo: autor jednej z opinii sam przyznaje, że ze względów czasowych nie przeanalizował całości dokumentu Rady Europy. W innej opinii mówi się, że słowo „gender” występuje w konwencji raz, podczas gdy pojawia się aż 25 razy).
Ważne też jest, by pamiętać, że nie badamy zgodności polskiej konstytucji z konwencją, ale zgodność konwencji z wypracowaną w polskim kontekście konstytucją.
 
MOŻEMY COŚ ZROBIĆ
Każdy, kto ma wątpliwości co do wprowadzenia konwencji, może podpisać prośbę do prezydenta państwa, by skierował ustawę do Trybunału. Formularz jest dostępny na www.protestuj.pl. Podpis można złożyć także na www.antyrodzinna.pl, gdzie sławne kobiety, takie jak Joanna Szczepkowska, prof. Jadwiga Staniszkis, Natalia Niemen, czy Joanna Najfeld wyrażają swój sprzeciw wobec konwencji i wyjaśniają, dlaczego jest ona antyrodzinna. 
 
BP IGNACY DEC
biskup świdnicki, przewodniczący Rady KEP ds. Apostolstwa Świeckich
Ratyfikacja tego dokumentu i wprowadzenie jego postanowień w życie rodzinne i społeczne stanowi wielkie zagrożenie dla wartości naturalnych i ogólnoludzkich, przede wszystkim uderza w instytucję małżeństwa i rodziny. Zwolennikom ratyfikacji, powołującym się na wyniki przeprowadzonego sondażu społecznego, trzeba przypomnieć, że wynik ten dotyczył samej nazwy dokumentu, która jest bardzo wzniosła i słuszna, a nie treści dokumentu, która dla zdrowo myślących ludzi jest nie do przyjęcia, gdyż wskazuje na błędne przyczyny przemocy i  proponuje nietrafne środki do jej przezwyciężenia. Była to zwykła medialna manipulacja. Wszystko wskazuje na to, że ustawa została przyjęta nie w wyniku merytorycznej, rozumnej oceny, ale jakiegoś ukrytego dyktatu. Nie można się zgodzić ze stwierdzeniem konwencji, że źródło przemocy wobec kobiet tkwi w stereotypowej, tradycyjnej rodzinie i w religii czy w dotychczasowej kulturze, ale najczęściej tkwi ono w patologii społecznej.
Fragment listu otwartego do Bronisława Komorowskiego, Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej
 
TOMASZ TERLIKOWSKI
publicysta
Konwencja to niebezpieczny dokument, sprowadzający rozumienie przemocy wyłącznie do przemocy mężczyzn wobec kobiet. Pomija realne przyczyny przemocy, jak uzależnienia od substancji psychoaktywnych czy pornografii, nieodłącznie związanej z przedmiotowym traktowaniem kobiet.
Mam wrażenie, że dokument nie dotyczy walki z przemocą, ale walki z naturą, a jej celem jest stworzenie nowego człowieka. Mamy do czynienia ze starym marksizmem w nowej odsłonie. Stary marksizm nie chciał tworzyć systemów gospodarczych, ale nowego człowieka, wyrwanego z tradycyjnych struktur. „Żeby nastała równość i wolność, trzeba zniszczyć własność i stworzyć nowego człowieka” – mówił. „By nastała równość, musimy zniszczyć płeć” – mówi ideologia leżąca u podstaw konwencji. „Trzeba udowodnić, że nie ma różnic biologicznych pomiędzy kobietą i mężczyzną – wszelkie różnice są kulturowe”.
Uważam, że nowy człowiek wyrwany z tego, co konwencja  uznaje za ograniczenia, nie stanie się wolny, lecz podatny na dowolne pod względem ideologicznym traktowanie. Myślę, że tak jak w marksizmie okazało się, że nie da się stworzyć nowego człowieka, tu okaże się, że walka z biologią jest niemożliwa. Zanim się jednak o tym przekonamy, ta ideologia – tak jak marksizm – pochłonie przez kolejnych 70–80 lat nieprzewidywalną liczbę ofiar. Zapłacą za nią przede wszystkim nienarodzone dzieci, bo one są pierwszymi ofiarami tej pseudowolności. Zapłacą też dzieci, które będą wychowywane w strukturach nie dla nich stworzonych, w których matki i ojcowie nie będą podejmowali swoich ról. Z gigantycznymi kosztami tego „wychowania” będą się zmagać kolejne pokolenia.
Dokument jest przejawem kolejnej w Europie rewolucji – po rewolucji francuskiej, która dokonała wielkiego ludobójstwa w Wandei, po rewolucji październikowej, rewolucji seksualnej, mamy rewolucję genderową. Pytanie: czy Europa ją przeżyje? Moim zdaniem – nie. To jednak jest mniejszy problem –  świat może istnieć bez Europy. Ceną dużo większą będzie ogromna ilość nieszczęścia, które spadnie na kobiety i mężczyzn. System prezentowany przez konwencję jest nakierowany na  to, by zniszczyć dumę z męskości i kobiecości. Kobieta nie może być przecież szczęśliwa, gdy nie akceptuje swojej kobiecości, a mężczyzna, gdy nie akceptuje swojej męskości.
 
abp Stanisław Gądecki
metropolita poznański, przewodniczący KEP
Zadaniem Kościoła jest przekaz nauki, która nie ogranicza się jedynie do spraw wiary, ale ukazuje także jej konsekwencje w sferze moralności i obyczajów. Kościół czyni to, odwołując się również do prawa moralnego, które człowiek zdolny jest odkrywać za pomocą samego rozumu. Biorąc pod uwagę te założenia, chciałbym sformułować trzy podstawowe argumenty, które nie pozwalają na moralną akceptację tego dokumentu.
Po pierwsze, nie mogę się zgodzić z założeniem, że podstawowe przyczyny przemocy domowej kryją się w kulturowo ukształtowanych rolach społecznych kobiet i mężczyzn. Istnieją oczywiście pewne postawy mężczyzn, które należy uznać za przemoc domową, fizyczną lub psychiczną. Należy je lepiej rozpoznać, aby wyeliminować jak najwięcej przyczyn braku poszanowania godności kobiet i dzieci. Chciałbym też wyraźnie podkreślić, że przemoc jest sprzeczna z zasadami wiary chrześcijańskiej.
Konwencja zakłada jednak coś więcej niż walkę z przemocą. Wprowadza pojęcie „gender”, czyli płci społeczno-kulturowej. Gdyby gender służyło rzeczywiście eliminacji realnych przyczyn przemocy, nie miałbym zasadniczych wątpliwości. Niestety wokół tego pojęcia ukształtowała się bardzo niebezpieczna ideologia, którą nazywam genderyzmem, a która dąży do zakwestionowania psychicznych różnic płciowych oraz ról społecznych, które w sposób naturalny wynikają z rozróżnienia płciowego mężczyzny i kobiety. Konwencja widzi problem przemocy nie tyle w słabości i błędach konkretnych ludzi, ile w tradycji, kulturze, religii i tradycyjnym modelu rodziny. W tym kontekście zrozumiałe jest uzasadnienie sprzeciwu Kościoła, które biskupi polscy zawarli w swoim oświadczeniu. Episkopat stwierdza w nim, że „Konwencja nie promuje zwalczania realnych przyczyn przemocy (którymi są: alkoholizm, coraz szersze upowszechnianie brutalnej przemocy i pornografii w dostępnej kulturze masowej)”, lecz dostrzega możliwość likwidacji przyczyn przemocy domowej i przemocy wobec kobiet „w zmianie modelu społecznego z tego, który nawiązuje do tradycji i kultury chrześcijańskiej, na pełen swobody i samorealizacji model, wynikający z kultury lewicowo-laickiej”.
Po drugie, uważam, że wątpliwa jest także skuteczność proponowanych przez konwencję rozwiązań, które stosowane są już w niektórych zachodnich krajach europejskich. Właśnie w tych społeczeństwach odnotowuje się najwyższy poziom stosowania tego rodzaju przemocy. Z jednej więc strony „konwencja nie wnosi żadnych nowych rozwiązań prawnych przeciwdziałających przemocy”, a z drugiej „narusza suwerenność Polski w sprawach etyki i ochrony rodziny przez nadanie uprawnień kontrolnych pozbawionemu jakiejkolwiek legitymacji demokratycznej komitetowi tzw. ekspertów, który ma określać, jakie standardy w polityce prawnej, edukacyjnej i wychowawczej ma realizować Polska oraz rozliczać nasz kraj z opieszałości w zmianie wciąż jeszcze obecnego tradycyjnego modelu społeczeństwa”.
Po trzecie, przychylam się także do opinii ekspertów, którzy twierdzą, że konwencja jest sprzeczna z Konstytucją RP. Wprowadzając w życie przesłanki ideologii genderyzmu, m.in. sankcjonuje bezkarne łamanie tajemnicy zawodowej specjalistów, zajmujących się opieką psychologiczną dzieci i ich rodzin. W niektórych przypadkach przewiduje możliwość natychmiastowej, tzn. bez orzeczenia sądu, ingerencji urzędników państwowych w relacje rodzinne, do oddzielenia dzieci od rodziców włącznie. Może się to dokonać na podstawie donosów osób trzecich, których wiarygodność nie musi być weryfikowana przed tego typu interwencją. Można więc założyć sytuację, w której ktoś uzna, że wychowanie chrześcijańskie nie odpowiada ideologii gender i na tej podstawie oskarży rodziców i wychowawców o stosowanie przemocy psychicznej wobec wychowanków. Edukacja w duchu chrześcijańskim, która jest zgodna z prawem moralnym naturalnym, zakłada odmienność i zarazem komplementarność płci na poziomie fizycznym i psychicznym. Konkretnym powodem nacisku na środowiska wychowawcze nie musi więc być zaobserwowana przemoc fizyczna czy psychiczna, ale samo kształtowanie dzieci w duchu wartości chrześcijańskich. Powyższe przykłady są jednymi z wielu, które ukazują wyraźną niezgodność konwencji z zapisami Konstytucji RP o poszanowaniu autonomii kościołów i związków wyznaniowych. Ponadto, konwencja ogranicza prawo każdego obywatela do obrony i sądu oraz ochrony życia prywatnego i rodzinnego. Niebezpiecznie ingeruje w system wychowawczy, który został wypracowany w oparciu o prawo naturalne i wartości chrześcijańskie.
 
Teresa Kapela
członek Związku Dużych Rodzin 3+
Nie wydaje mi się, by konwencja odnosiła się do kontekstu polskiego. Nasz kraj jest wyjątkowym miejscem, od wieków charakteryzującym się szacunkiem do kobiet. Przyglądając się historii Europy, to w Polsce królem (nie: królową) bywały kobiety. Już w średniowieczu polskie kobiety z powodu przynależności do „słabszej płci” brane były przez prawo pod specjalną opiekę i obronę, gdy doświadczały przemocy (piękne przykłady wyroków sądu królewskiego przytacza prof. Stanisław Grodziski w Szkicach z dziejów kultury prawnej – W obronie czci niewieściej). Wraz z odzyskaniem niepodległości polskie kobiety uzyskały prawa wyborcze jako jedne z pierwszych na świecie. Inna kwestia: w okresie międzywojennym w Polsce kobiety miały zdecydowanie częściej wyższe i średnie wykształcenie niż np. Francuzki i często podejmowały pracę zawodową.
Przyglądając się atmosferze wprowadzania konwencji, trudno mówić o dialogu czy choćby uczciwej rozmowie. Byłam w Sejmie podczas ostatniego spotkania połączonych komisji sejmowych, mających przygotować wprowadzenie dokumentu: sposób ich przeprowadzania był czystą demokratyczną przemocą. Odrzucano wszelką możliwość dalszej dyskusji. Nie przeanalizowano opinii ekspertów, o które wystąpiło poprzednie posiedzenie. Nie wzięto pod uwagę badań nad przemocą wobec kobiet przeprowadzonych przez Agencję Praw Podstawowych UE, które mówią o wyjątkowo małej przemocy wobec kobiet w Polsce, w stosunku do przemocy, jakiej doznają panie w krajach północnych i zachodnich. Posiedzenie sprowadzano usilnie – wbrew zgłaszanym wnioskom – jedynie do głosowania.
Argumentacja zwolenników konwencji jest bardzo wybiórcza. Pomijają np. koncepcję gender, która jako jeden ze współczesnych nurtów filozoficznych leży u podstaw dokumentu. Gender propaguje zmianę tradycyjnej koncepcji człowieka na koncepcję akcentującą skrajny indywidualizm jednostki. A taka postawa niszczy więzi społeczne, przynosi głębokie i fundamentalne zmiany antropologiczne.
 
Paweł Wosicki
prezes Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia
Jako federacja od początku bardzo mocno akcentujemy potężne zagrożenie, jakie niesie dla naszej cywilizacji i kultury „przemocowa” konwencja i apelujemy o jej nieratyfikowanie.
Bardzo niepokoi mnie postawa polityków, którzy w imię fałszywie pojętego postępu brną w rozwiązania destruktywne dla rodziny i całego społeczeństwa. Przeraża poziom zakłamania i braku otwartości na dyskusję ze strony zwolenników ratyfikacji, którzy krytykom dokumentu zarzucają opowiadanie się za przemocą wobec kobiet. Tymczasem istotą konwencji jest zobowiązanie się państwa do usuwania źródeł przemocy, którymi okazują się rodzina, tradycja, także Kościół. Zwalczanie tych wartości, na których przecież opiera się cały ład społeczny i nasza kultura, stanowi prawdziwy cel konwencji. Rezygnacja z własnej tożsamości religijnej i kulturowej, degradacja małżeństwa poprzez legalizację dowolnych związków z uprawnieniami do wychowywania dzieci, w połączeniu z sytuacjami zewnętrznymi, jak ekspansja islamu i wojna na Wschodzie, sprawia, że trudno pozbyć się wrażenia, że Europa chce popełnić samobójstwo.
Ratyfikacja konwencji uruchomi procesy, które będą zachodzić stopniowo, ale nieubłaganie. Dotknie to w sposób szczególny najmłodszego pokolenia – dzieci i młodzież. Konwencja zobowiązuje do bezwzględnego „wykorzeniania stereotypów związanych z rolami przypisywanymi płci” na wszystkich szczeblach nauczania, bez względu na to, do jakiej szkoły chodzą i czy rodzice sobie tego życzą. Oznacza to obowiązkową i brutalną seksedukację i deprawację naszych dzieci! Przykład Niemiec może być przestrogą – tam już nieposyłanie dzieci na takie zajęcia skutkuje karami dla rodziców, łącznie z karą więzienia.
Konkludując, konwencja nie tyle walczy z przemocą, ile sankcjonuje przemoc wobec myślących inaczej, narzucając ideologię gender jako obowiązującą i jedynie słuszną.
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki