Logo Przewdonik Katolicki

Powtórka z rozrywki

Maria Przełomiec

Gdy pisałam ten artykuł, zawieszenie broni w Donbasie trwało już kilkanaście godzin. Przynajmniej teoretycznie, bo w okolicach ważnego węzła komunikacyjnego Debalcewo ciągle było słychać strzały.

Separatyści oczywiście oskarżali o naruszanie rozejmu siły ukraińskie, jednocześnie przekonując, że ich ostrzał Debalcewa jest absolutnie usprawiedliwiony, bo to „wewnętrzne terytorium Donieckiej Republiki Ludowej”. A jak wiadomo na swoim terenie można robić, co się chce, i żadni międzynarodowi obserwatorzy z OBWE, którzy nie wiadomo dlaczego chcą dostać się do miasta, nie mają tam czego szukać.
Od tych tłumaczeń zdystansował się nawet rzecznik Władimira Putina. Dmitrij Pieskow oznajmił, że wokół bronionego przez ukraińskich żołnierzy miasta też powinien obowiązywać rozejm. Tyle tylko, że jednocześnie Rosja wysłała do Donbasu kolejny konwój humanitarny. Jak zapewniają Rosjanie, 150 ciężarówek wiozło niemal 2 tys. ton produktów spożywczych, lekarstw i podręczników dla studentów donieckiego uniwersytetu. Być może, bo oczywiście kontroli zawartości jak zwykle nie było, tylko ukraińskie MSW przypomniało, opierając się na poprzednich „humanitarnych” doświadczeniach, że zwykle „humanitarka” składa się w 5 proc. z autentycznej pomocy dla ludności, a w 95 proc. z uzbrojenia dla separatystów.
 
Próby rozejmu
Jednym słowem mamy „ powtórkę z rozrywki”, czyli wrześniowych mińskich porozumień. Wtedy też zawarto rozjem, który do końca nigdy nie wszedł w życie, bo separatyści nie przerwali ostrzału donieckiego lotniska. Ostatecznie padło ono w połowie stycznia, po ośmiu miesiącach zaciętych walk.
Wtedy także nie wypuszczono z moskiewskiego więzienia Nadieżdy Sawczenko, ukraińskiej lotnik uprowadzonej do Moskwy i oskarżonej o spowodowanie śmierci dwóch rosyjskich dziennikarzy. Dmitrij Pieskow nie zaprzeczył, że los głodującej od sześćdziesięciu dni Ukrainki był tematem mińskich rozmów, ale jak stwierdził, o wszystkim zadecyduje sąd. Oczywiście – jak to w Rosji – absolutnie niezależny.
Zasadnicza różnica między wrześniowym Mińskiem-1 a lutowym Mińskiem-2 polegała na tym, że w pierwszym uczestniczyli przedstawiciele tzw. grupy kontaktowej, a w drugim liderzy dwóch ważnych państw UE: Niemiec i Francji oraz prezydenci Rosji i Ukrainy. Różny ciężar gatunkowy. Inna sprawa, że politycy wynegocjowanego po szesnastu godzinach dokumentu nie podpisali, ale też trudno im się dziwić. Porozumienie jest bardzo nieprecyzyjne i właściwie nie załatwia najistotniejszych spraw na przyszłość. Ukraińsko-rosyjska granica, czyli droga, przez którą rosyjska pomoc dla separatystów bez przeszkód wlewa się do Donbasu, ma przejść pod kontrolę Kijowa w końcu 2015 r. I to dopiero po tym, jak Ukraina zmieni konstytucję, zapewniając części terytoriów Doniecczyzny i Ługańszczyzny autonomię, tak szeroką, że wpływałaby ona na politykę gospodarczą i zagraniczną państwa – jest to więc warunek praktycznie nie do spełnienia.
 
Kreml się nie ugina
Po co więc było unijnym liderom zarywać lutową noc i dwukrotnie spotykać się z agresorem, czyli rosyjskim prezydentem. Może naprawdę mieli nadzieję, że Władimir Putin wobec pogłębiającego się kryzysu ekonomicznego i pod groźbą zaostrzenia sankcji da się namówić na rozsądny kompromis, np. wycofanie pomocy dla separatystów? Może przestraszyli się, że Barack Obama ulegnie naciskom amerykańskiego kongresu i zacznie dostarczać broń Ukrainie? A może po prostu chcą jak najdłużej odwlekać termin podjęcia bardziej zdecydowanych kroków? Tego się pewnie nigdy nie dowiemy.
Trudno także przewidzieć, co będzie dalej. W zasadzie Unia powinna zaostrzyć sankcje sektorowe, dotykające poszczególnych gałęzi rosyjskiej gospodarki. Tu jednak pojawia się pewien problem. Nowe greckie władze nie ukrywają swoich rosyjskich sympatii. Decyzję o dalszych restrykcjach wobec Moskwy Unia musi przyjmować jednogłośnie, tymczasem już podczas ostatniej debaty nad utrzymaniem dużo mniej dotkliwych sankcji dyplomatycznych były z Atenami kłopoty. Być może arogancja Putina wynika z tego, że jest pewien nowego sojusznika? Oczywiście zadłużona po uszy Grecja nie może zanadto „podskakiwać” Brukseli, ale podczas zeszłotygodniowej wizyty w Moskwie nowy szef greckiej dyplomacji usłyszał od swego rosyjskiego kolegi propozycję finansowego wsparcia dla gnębionych przez międzynarodową finansjerę Greków, więc kto wie?
12 lutego, czyli w dzień mińskich negocjacji, mijała 70. rocznica konferencji w Jałcie. Swego czasu Jacek Kaczmarski poświęcił jej jeden ze swoich śpiewanych „obrazków historycznych”: „(..) Komu zależy na pokoju / Ten zawsze cofnie się przed gwałtem / Wygra, kto się nie boi wojen / I tak rozumieć trzeba Jałtę (…)”.
Analogie są aż nazbyt dobrze widoczne. Z jedną różnicą. Stalin dysponował dużo większa siłą i militarną i finansową niż Putin.
Rosyjski prezydent zmierza do klęski. Być może nie ma innego wyjścia, bo imperialna polityka to jedyny sposób, by ocalić władzę. Demokratyczna Ukraina jest dla Kremla śmiertelnym zagrożeniem, dlatego zrobi wszystko, by to zagrożenie unicestwić. Nie ma na to wystarczających sił, więc przegra. Pytanie tylko, kiedy i ile ta klęska będzie nas wszystkich kosztowała.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki