Nie wiadomo kim są. Czasami nawet historyk sztuki miałby trudność z identyfikacją. Anonimowe postaci, wyrwane z kontekstu i wstawione w nowe otoczenie zmieniają percepcję. Odmieniają nie tylko siebie samych, ale i znane fragmenty ulic. Wychodzą z ram obrazów i nagle znajdują się w nowych miejscach, gdzie nikt się ich nie spodziewa, a najmniej mieszkańcy. Przenoszą się do dzielnic, których lokatorzy raczej nigdy nie odwiedzą muzeum czy galerii sztuki. Wyrzucając śmieci, nagle spotykają anioła z gotyckiego obrazu. Pijąc piwo pod murkiem, zauważą, że towarzyszy im baletnica z obrazu Degasa. Wśród zdewastowanych chaotycznymi graffititi murów mignie im twarz renesansowej damy. Pomysł fascynujący w swojej prostocie, którego autorem jest francuski artysta sztuk wizualnych, obiegł już cały świat. Postaci uwolnione z ram obrazów wiszących w lokalnych muzeach wyszły na ulice Londynu, Paryża, Warszawy, Los Angeles, Rygi, Nowego Orleanu, Gdańska, Rio de Janeiro. Ich nowym domem są dzielnice opuszczone, zaniedbane, zrujnowane. Omijają natomiast te najbardziej reprezentacyjne. Wszystko to wcale nie jest przypadkowe.
Nowe życie panny Riviére
Ojcem Outings Project jest Julien de Casabianca, czterdziestoczteroletni francuski dziennikarz i artysta. Wspominając pierwszy impuls, który dał początek całej akcji, używa słów: poezja i romantyzm. Rok temu przechadzając się po Luwrze, zrobił na nim wrażenie obraz powieszony w sali ze słynnymi płótnami, ulokowany gdzieś w kącie, tak że absolutnie nikt nie zwracał na niego uwagi. Był to portret Mademoiselle Caroline Riviére z początku XIX w. pędzla francuskiego malarza Jeana-Auguste-Dominique Ingresa. Młoda kobieta patrzy przed siebie smutnymi oczami. Casablanca poczuł natychmiastową potrzebę uwolnienia jej z ram, pomyślał o niej jako o więźniarce – więzieniem było muzeum. Zapragnął uwolnić ją – w przenośni i dosłownie – i przyszedł mu do głowy pomysł, jak tego dokonać. Zrobił jej zdjęcie swoim smartfonem, powiększył je i wyciął z tła sylwetkę kobiety. Wydrukował i umieścił na kawałku muru w jednej z dzielnic Paryża. Opowiada, że dopiero wtedy zrozumiał, co zrobił. Panna Riviére w nowym otoczeniu przyciągała wzrok, jej piękno było uderzające. Zdumiewające były też reakcje przechodniów – zatrzymywali się w widoczny sposób poruszeni. Casabianca mówi, że właśnie tak działa piękno na każdego człowieka – nie trzeba znać historii sztuki, nie trzeba znać malarzy i wybitnych dzieł sztuki, działa samo piękno i historia, która mu towarzyszy. Historia uwolnienia wizerunku kobiety sprzed wieków, która odzyskała nowe życie na paryskiej ulicy dzięki spojrzeniom przechodniów.
Ze ścian muzeów na ściany ulic
Ta piękna romantyczna historia ma swój ciąg dalszy. Julien de Casabianca zrobił zdjęcie swojego dzieła i wrzucił do sieci. Wkrótce rozpoczęło się kolejne życie panny Riviére, a popularność wydarzenia pokazała Casabiance potrzebę rozszerzenia akcji na cały świat. Faktem jest, że kiedy zwiedzamy wielkie muzea sztuki, jesteśmy przytłoczeni ilością obrazów wielkich mistrzów. W pewnym momencie zwracamy uwagę tylko na arcydzieła, pomijając dzieła mniej znaczące. W towarzystwie setek płócien dzieła stają się coraz bardziej anonimowe. Natomiast spotykając dzieło sztuki na ulicy, podczas drogi do pracy czy szkoły, zostajemy zaskoczeni jego pięknem.
Casabianca mówi, że Outings Project zmienił jego obcowanie ze sztuką. Od tamtej pierwszej chwili w Luwrze zwiedza galerie inaczej: szuka twarzy, które chciałby uwolnić. Julien de Casabianca działa według ustalonych przez siebie zasad. Najpierw wybiera miasto i lokalne muzeum. Wizerunek portretowanego jest jego autorskim wyborem, ale zawsze musi pochodzić z lokalnego muzeum sztuki i nie może przedstawiać żadnej znanej osobistości. Nie uwalnia królów i postaci religijnych, ale zwykłe osoby, szerzej nieznane. Niektóre mają nazwiska, inne są całkowicie anonimowe. Muszą być uwolnione z kontekstu obrazu, dostaną nowe tło. Potem trzeba wybrać miejsce w mieście, w którym postać się pojawi. Powinna być to dzielnica zamieszkana przez osoby, które raczej nie pójdą do muzeum, ponieważ wydaje im się, że do niego nie pasują. Mur, na który nakleja się odbitkę za pomocą kleju do tapet, ma stanowić interesujące tło, lepiej działa, gdy jest odrapany fragmentami z tynku, zaśmiecony sprejami. Tworzy się wtedy ciekawy kolaż. Casabianca używa tylko kleju na bazie wody, żeby nie niszczyć muru, omija budynki użyteczności publicznej. Zderzenie brzydoty tkanki miejskiej z pięknem sztuki minionych wieków okazuje się wstrząsające. Niektóre muzea szybko zrozumiały, jak duży potencjał ma akcja Outings Project i Julien de Casablanca zaczął być zapraszany do miast, by razem z młodymi mieszkańcami przenosić dzieła sztuki na mury. Co więcej – sam artysta uwolnił swój projekt i zaprasza każdego do akcji, dając dokładne instrukcje. „Zrób zdjęcie swoim telefonem w muzeum nieznanego obrazu. Jest mały. Zapomniany. Zdecydowanie anonimowy. Prawie martwy. Przywracamy go do życia w nowym świecie” – pisze na stronie internetowej Outings Project.
Julien de Casabianca w marcu przyjechał do Warszawy po raz pierwszy. Na murach kamienic na Pradze pozostawił postaci z obrazów Malczewskiego, Gierymskiego i Bilińskiej – Bohdanowiczowej. Po dwóch dniach z Hamleta polskiego Malczewskiego pozostało niewiele: do akcji wkroczyli lokalni wandale. Po raz drugi artysta pojawił się w Polsce pod koniec czerwca i tym razem postaci z płócien polskich malarzy zostały uwolnione na ulicach Żoliborza. W Polsce akcja ma wielu wielbicieli, którzy odpowiedzieli na apel francuskiego artysty i sami wzięli się za przenoszenie obrazów ze ścian muzeów na mury miast. Wśród kilkunastu miast na całym świecie, gdzie Outings Project wszedł w miejską tkankę znajdują się Radom, Gdańsk, Toruń i Poznań. Nie jest łatwo je znaleźć, trzeba zapuszczać się w brudne zaułki i odnaleźć piękno w nieoczekiwanych miejscach.