Logo Przewdonik Katolicki

Jaki będzie świat za 15 lat?

Tomasz Królak
Fot. MICHAEL REYNOLDS/epa_pap

Nigdy dotąd nie towarzyszyło mi przekonanie, że coś, co widzę wokół, zwiastuje trwałą i radykalną przemianę cywilizacji. Ale czy dokonująca się próba redefinicji małżeństwa nie jest początkiem jakiejś nowej ery?

Czasami historia przyspiesza – napisał ostatnio jeden a amerykańskich publicystów. Ano, właśnie. Szybkość, z jakimi te przemiany się dokonują, jest niesamowita. Biorąc pod uwagę ich kulturowe znaczenie, można powiedzieć, że od ubiegłorocznego synodu biskupów na temat rodziny upłynęła już niemal epoka. W międzyczasie w ogólnonarodowym referendum za „małżeństwami” homoseksualnymi opowiedzieli się Irlandczycy, ostatnio zaś Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych (SCOTUS – The Supreme Court of the United States) orzekł legalność małżeństw homoseksualnych na terenie całego kraju. Nie ulega wątpliwości, że wydarzenia te tworzą dla jesiennego synodu znamienny i smutny kontekst, pokazujący jednocześnie jak ważna – dla Kościoła i całej współczesnej cywilizacji – jest sprawa rodziny.
 
Jak to się stało?
Przewodniczący amerykańskiego episkopatu nazwał orzeczenie SCOTUS „tragiczną pomyłką”. W całym kraju rozgorzała debata: jak to się mogło stać i co należy robić? „Niebo nie runęło, ale po decyzji Sądu Najwyższego ziemia zatrzęsła się nam pod nogami” – napisał jeden z amerykańskich publicystów katolickich. Inny zauważył: będziemy musieli teraz na nowo uczyć się żyć we własnym kraju, niczym wygnańcy.
Konserwatywni publicyści są więc skonsternowani. Nie znaczy to jednak, że do 26 czerwca, czyli dnia przełomowej decyzji Sądu Najwyższego, hołdowali mitowi USA jako „kraju religijnego”. Ze smutkiem przyznają raczej, że orzeczenie to jedynie ujawniło, iż de facto Amerykanie stanowią społeczeństwo postchrześcijańskie. „Debata wokół małżeństwa została kulturowo przegrana na długo przed tym, gdy przegrywała w sądach” – napisał w swoim komentarzu George Weigel. Skonstatował też gorzko, że w sytuacji gdy fundamenty kultury uległy erozji, żadne już zachowania nie są postrzegane jako aberracyjne – z wyjątkiem publicznej obrony tradycyjnych wartości.
Amerykańscy obserwatorzy upatrują genezy ostatnich wydarzeń w rewolucji obyczajowej i seksualnej roku 1968. Kreśląc zaś scenariusze przyszłości, wskazują, że środowiskom lobbującym na rzecz „małżeństw” gejowskich nie chodzi jedynie o ich prawne zrównanie z małżeństwami „tradycyjnymi”. Celem długofalowym ma być wyzwolenie ludzkości od szkodliwego przesądu, wedle którego małżeństwo to trwały, wierny, odpowiedzialny, otwarty na dar potomstwa i oparty na miłości związek mężczyzny i kobiety. Wedle projektantów nowego świata, żadne z tych kryteriów nie ma racji bytu. Kryterium najważniejszym jest bowiem „szczęście”.
 
Co robić?
Kościół w Stanach stara się otrząsnąć z szoku i wytyczyć program działania. Nie wypracował jednak jeszcze gotowych recept. Jak na razie biskupi i publicyści na gorąco dzielą się opiniami i pomysłami na przyszłość. Wskazują na konieczność lepszego kształcenia seminarzystów, tak by jako księża byli zdolni towarzyszyć współczesnym rodzinom w ich codziennym życiu, dzieląc ich radości i  wspierając w chwilach próby; zachęcają do modlitwy o zdolność zrozumienia istoty zachodzących przemian; podkreślają znaczenie świadectwa tysięcy zwyczajnych rodzin, które z radością realizują zamysł Boga wobec nich.
Przewodniczący amerykańskiego episkopatu abp Joseph E. Kurtz napisał w swoim oświadczeniu, że odpowiedzią wspólnoty Kościoła na orzeczenie SCOTUS winno być przede wszystkim dobre świadectwo wobec wszystkich, to znaczy traktowanie każdego z miłością i szacunkiem dla jego godności. Należy też jednak, dodał, wypowiadać z miłością prawdy, których naucza Kościół: prawdy o grzechach własnych i grzechach społeczeństwa a także żyć tym, co się deklaruje. „Katolicy winni pomóc całemu społeczeństwu uświadomić sobie, że trwały, owocny, wierny związek mężczyzny i kobiety stanowi wyjątkowy wkład na rzecz dobra wspólnego i dlatego zasługuje na równie wyjątkową ochronę i wsparcie  prawne” – zachęcił amerykański hierarcha.
 
Teraz Polska
Obserwując amerykańskie reakcje, zastanawiałem się nad tym, jaka byłaby polska reakcja na analogiczne wyzwanie. Trzeba pamiętać, że USA są już 20. krajem na świecie, w którym zalegalizowano homoseksualne „małżeństwa”, zaś ustawodawstwa takie obowiązują w kilkunastu już państwach europejskich. Nie ulega zatem wątpliwości, że temat „małżeństw” homoseksualnych – na razie jeszcze nieśmiało podrzucany u nas przez lewicowych proroków świata wyzwolonego z przesądów – wcześniej czy później rozkręci także naszą  debatę. Z jakim skutkiem? Oto jest pytanie. Tymczasem – wyciągając wnioski z tego, co stało się ostatnio udziałem Amerykanów i Irlandczyków (ale, jak na razie, w lepszej niż oni sytuacji prawnej) – powinniśmy zastanawiać się, jak mądrze i skutecznie obronić się przed falą, która na pewno dotknie i nas. Co zrobić, by nas nie powaliła? Wierzę, że nie jest to siła, która musi zwyciężyć. Przede wszystkim, pomimo dojmującego poczucia, iż cywilizacja, która trwała przez wieki, zaczyna chylić się ku upadkowi, a przynajmniej mocno chwiać w posadach, powinniśmy ustrzec się poczucia nieuchronności klęski.
Warto też przyjrzeć się amerykańskim odpowiedziom na obecną sytuację, przemyśleć je, uzupełnić o kwestie wynikające ze specyfiki Kościoła w Polsce i umiejętnie odczytać znaki czasu.
Myślę, że nadchodzący synod biskupów o rodzinie stanowi doskonałą okazję do przyjrzenia się sytuacji rodzin w Polsce. Dobrym narzędziem służącym temu celowi jest dokument zwany Instrumentum laboris, a więc katalog zagadnień, wokół których ogniskować się będzie debata biskupów z całego globu. Dotychczas materiał ten przetłumaczono na sześć języków, mam nadzieję, że doczekamy się także wersji polskiej.
 
Otwierać oczy
Kościół w naszym kraju potrzebuje szczerej i angażującej wszystkie jego środowiska debaty o rodzinie; o tym, co stanowi dziś w Polsce jej siłę, ale i o tych aspektach, w których nie domaga. Z całą pewnością oprócz Instrumentum laboris wielką pomocą w tej dziedzinie może okazać się analiza ankiet, jakie Kościoły, w tym Kościół w Polsce, opracowały z inicjatywy Franciszka w związku z ubiegłorocznym synodem. Jeden z ekspertów polskiego episkopatu, zaangażowany w opracowywanie tych materiałów przyznał, że pomogą one Kościołowi w Polsce „otworzyć oczy”. Warto więc, by najważniejsze wnioski płynące z ankiet – przeznaczonych dla sekretariatu synodu a więc nie mających z natury charakteru jawnego – stały się jednak elementem debaty z udziałem biskupów i wszystkich wiernych.
Warto także –  i przed i po synodzie – przyjrzeć się wszystkim ogniwom, od których zależy kształt polskiej rodziny. Warto pytać o jakość kursów przedmałżeńskich i poradnictwa rodzinnego dla małżeństw o krótkim, średnim, ale i długim stażu; warto zastanowić się nad domową i szkolną edukacją na temat rodziny; warto debatować nad tym, co Kościół może i powinien robić na rzecz wzmocnienia u młodzieży przekonania, że małżeństwo ma sens i daje prawdziwe szczęście. Budowanie poczucia owego sensu i eliminowanie sceptycyzmu, lęku czy zwątpienia wydaje mi się szczególnie istotne. Wydarzenia z Irlandii i USA dowiodły bowiem, że heteroseksualne małżeństwo straciło swój unikalny charakter w oczach CAŁEGO społeczeństwa. Zauważmy, że uznanie legalności „małżeństw” homoseksualnych okazało się możliwe w społeczeństwach, w których zdecydowaną przewagę stanowią przecież normalne związki. A jednak masowo „kupiono” tam opowieść wpływowych mniejszości o tym, że tradycyjne rozumienie małżeństwa jest aktem dyskryminacji wobec gejów i lesbijek. Emisariusze takich idei odnoszą spektakularne sukcesy: w ciągu kilkunastu zaledwie lat skutecznie rozkrzewili jej idee w 20 krajach na kilku kontynentach, m.in. w Brazylii, Argentynie, Republice Południowej Afryki, w krajach skandynawskich, Hiszpanii, Portugalii. Wszystko zaczęło się w 2000 r. w Holandii. W jakim świecie przyjdzie nam żyć za kolejne 15 lat?
Oto na naszych oczach coraz mocniej uwiarygodnia się przestroga św. Jana Pawła II, iż demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm. Niestety, nie możemy mieć pewności, czy w naszym kraju uda się obronić wizerunek małżeństwa jako wspólnoty, która – jak pisał amerykański hierarcha – stanowi „wyjątkowy wkład na rzecz dobra wspólnego i dlatego zasługuje na równie wyjątkową ochronę i wsparcie prawne”. Cała rzecz polega na tym, by to uniwersalne i przecież nikogo niewykluczające przekonanie podzielali zarówno ci, którzy żyją wedle wskazań Kościoła, jak i ci, którzy nie deklarują przywiązania do jego nauczania.
Nasz ponowoczesny świat z dnia na dzień buduje swoje nowe „prawdy” i natychmiast zabiega o ich ochronę przed „dyskryminacją”. Broniąc oczywistych i, wydawałoby się, niekwestionowalnych prawd o miłości kobiety i mężczyzny, Kościół podejmuje wyzwanie szczególnie trudne, może jedno z najtrudniejszych w jego dziejach.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki