Płytę od gatunku nazywanego poezją śpiewaną dzielą lata świetlne. Poezja śpiewana momentalnie bowiem łączy się z inną nazwą gatunku: krainą łagodności. Rimbaud to coś całkowicie odmiennego, coś co nie mieści się w żadnych ramach i gatunkach. Choć polscy artyści i muzycy w ostatnich latach chętnie łączą uznaną poezję z przeróżnymi gatunkami muzycznymi, to jednak wciąż ich interpretacje są raczej przewidywalne. W przypadku Rimbaud nic nie idzie według reguł, a jednak mimo natężenia dźwięku, mimo krzyku i zawodzeń, mimo dzikości saksofonów wzlatuje gdzieś nad nasze głowy melodia pełna tęsknoty za czymś niewypowiedzianym, pełna bólu z jakiegoś przecież powodu, pełna niezgody na coś. To dzieło kompletne, które pozwala słuchaczowi odkryć Rimbauda nowego, odartego z legendy, jaka narosła i w jaką chce się wierzyć, gdy ma się osiemnaście lat i serce przepełnione romantycznym buntem.
„Ja to ktoś inny”
„Ja to ktoś inny” – napisał o sobie Artur Rimbaud w słynnym Liście Jasnowidza, w którym przedstawia swoje spojrzenie na poezję. Miał wtedy 17 lat. W ciągu następnych dwóch lat osiągnął w poezji wyżyny na miarę epok. Pełen paradoksów. Zaczął jako genialny poeta, skończył jako handlarz bronią w Afryce. Legendarny buntownik, wielokrotny uciekinier i włóczęga, choć jednocześnie wzorowy uczeń, otrzymujący nagrody za zawsze świetnie zdawane egzaminy. Sprzeciwiający się wszelkim konwenansom. Bluźnierca nienawistny wobec mieszczańskiego zakłamanego życia. A jednocześnie powracający do matki przy każdym emocjonalnym i zdrowotnym kryzysie. Anarchista, który przecież w dorosłym życiu prowadził całkiem kapitalistyczne interesy w afrykańskich koloniach. Miał jednak wszystko to, co uwielbiają buntownicy wszystkich czasów: młody włóczęga piszący genialne wiersze, uciekinier, dezerter, więziony za poczucie własnej wolności i styl życia nieakceptowany przez otoczenie. A do tego ten niezrozumiały zwrot w życiu, porzucenie literatury i pełna cierpienia śmierć w wieku trzydziestu paru lat . Zanim wyjechał do Afryki wędrował po Europie, pieszo. Zatrudniony najpierw w firmie handlującej kawą, a potem bronią, jako pierwszy Europejczyk dotarł do etiopskiej Bubassy. „Spodziewam się zaoszczędzić trochę pieniędzy…” – powtarza się w każdym niemal liście wysyłanym z Afryki. Nie czyta już żadnej literatury pięknej, w ogóle nie interesuje go życie literackie, tylko książki dotyczące stolarstwa, garbarstwa, szklarstwa. Tymczasem w Paryżu zaczynają go czytać.
Kwietniowy piorun
Uwielbiany przez hipisów i romantyków, poeta włóczący się po polach z rozwianym włosem. Tak go widział młody Tomasz Budzyński. Dzisiaj odczytał go inaczej. Powyrywane z całości fragmenty, urwane zdania, wersy, czasem zaledwie wyrazy należące do Iluminacji i Sezonu w piekle – dwóch genialnych zbiorów zupełnie nowej poezji – prozy nie ulegajacej żadnym regułom. Mówi się o spotkaniu trzech artystów pochodzących z różnych muzycznych światów. Mikołaj Trzaska znany z free jazzowych improwizacji, Michał Jacaszek słynący z kontemplacyjnej muzyki elektroakustycznej, Tomasz Budzyński – wokalista rockowy, którego poetyckie płyty solowe znane są przez niszową publiczność. Łączy ich artystyczna edukacja: wszyscy uczyli się w szkołach artystycznych. Razem stworzyli nową jakość. Jean Cocteau nazwał Rimbauda ładunkiem wybuchowym, kwietniowym piorunem. Coś z tego jest na płycie. Jest „mistyk w stanie dzikim”, jak mówił o Rimbaudzie ktoś inny. Kwietniowa burza narasta, by w końcu przeminąć. Obok dosłownie apokaliptycznych dźwięków i skowytu wydobywającego się z jakiś piekielnych wnętrzności, pojawia się niepokojący i przejmujący śpiew. Trochę smutny i zagubiony.
Ta płyta to opowieść o innym Rimbaudzie, tym spoza legendy, pozbawionym masek narzuconych przez kolejnych wyznawców, interpretatorów i biografów. Owszem, to wizja autorska, nie wiem czy prawdziwa, ale jak działa! Przeznaczona dla odbiorcy otwartego na sztukę, pozbawiona banalnych rozwiązań, daleka od infantylnych poetyckich skojarzeń i poczucia przyjemności z obcowania ze sztuką. Ta muzyka wdziera się do wnętrza, jeśli na to pozwolić, i drażni uśpioną wygodami tego świata duszę. Jest tak, jak chciał Rimbaud, który pisał w słynnym liście: „ten język «poezji» będzie mówił z duszy do duszy, skupiając w sobie wszystko, zapachy, dźwięki, kolory, będzie myślą zderzającą się z myślą i wysnuwającą ją”. Przygoda z płytą Rimbaud jest przygodą z poetą, spoglądającym na swoje demony i z dojrzałymi artystami, którzy tworzą daleko od głównego nurtu, którzy są świadomi wartości sztuki i którzy nie boją się eksperymentować.