Młodzi ludzie zwykle mają nadzieję na ukończenie szkoły, znalezienie pracy, założenie szczęśliwej rodziny, zbudowanie własnego domu czy dobrą przyszłość. Jednak im więcej spełnia się naszych nadziei, tym bardziej odczuwamy niedosyt i tęsknotę za czymś jeszcze większym. Gdy jedne nadzieje się realizują, niemal natychmiast pojawia się nadzieja na coś nowego, gdyż pojawiają się kolejne pragnienia albo kolejne zagrożenia, przed którymi mamy nadzieję się ochronić. Bóg, który stworzył nas z miłości, „może nam zaproponować i dać to, czego sami nie możemy osiągnąć” (Benedykt XVI, „Spe salvi”, 31). Podstawowa nadzieja płynie z przekonania, że moje małe i wielkie decyzje są słuszne i że będą mnie prowadzić drogą błogosławieństwa, jeśli tylko Bogu ufam bardziej niż sobie.
Jesteśmy głodni nadziei
Nadziei potrzebuje każdy z nas, gdyż każdy – przynajmniej czasami – doświadcza tego, co prowadzi do zniechęcenia. Nikt z nas nie uchroni się w doczesności od chwili niepowodzenia, cierpienia, rozgoryczenia samym sobą i innymi ludźmi. Nikt z nas nie uniknie rozczarowań ani nie jest w stanie przynajmniej czasami uchronić się od krzywdy. Właśnie dlatego jest nam potrzebna nadzieja, gdyż ona „chroni przed zwątpieniem; podtrzymuje w każdym opuszczeniu; poszerza serce w oczekiwaniu szczęścia wiecznego. Żywa nadzieja chroni przed egoizmem i prowadzi do miłości” (KKK, 1818). Bóg wie, że potrzebujemy nadziei, gdyż nie tylko nas kocha, ale też we wszystkim nas rozumie. Prawdę tę trafnie ujął Bernard z Clairvaux, gdy napisał, że „Bóg nie może cierpieć, ale może współcierpieć”. Ze swej natury Bóg jest miłością i dlatego „wczuwa się” w naszą sytuację, w nasze cierpienia i w naszą potrzebę nadziei.
Pełnia nadziei
Szczytem nadziei jest pewność, że nic i nikt nie może odłączyć nas od miłości Chrystusa (por. Rz 8, 38-39). Autor Listu do Hebrajczyków zachęca, byśmy trzymali się „niewzruszenie nadziei, bo godny jest zaufania Ten, który dał obietnicę” (Hbr 10, 23). Pełnię nadziei można pokładać jedynie w Bogu. Św. Tomasz à Kempis mówi: „Nie opieraj się na własnych siłach, ale zasadź mocno podstawy twej nadziei w Bogu”. Świat bez Boga staje się światem bez nadziei albo światem złudnej nadziei (por. Ef 2, 12). Kto odrzuca Bożą prawdę o sobie oraz Bożą miłość, ten odrzuca nadzieję.
Świętość i nadzieja
Najbardziej owocna i radosna forma chrześcijańskiej nadziei to nie nadzieja na zdobycie pracy, pieniędzy czy na zrobienie kariery zawodowej. To nadzieja, że jutro będę kochać Boga i ludzi jeszcze bardziej niż dzisiaj. Najważniejszym warunkiem zachowania nadziei jest dorastanie do świętości. Każdy święty jest człowiekiem wyjątkowej, niewzruszonej wręcz nadziei. Potwierdzeniem tej prawdy jest nie tylko postawa męczenników, którzy zachowali nadzieję nawet w obliczu śmierci, ale nade wszystko postawa Maryi, która była święta (miała świadomość własnej godności i świętości!) i dlatego cała wypełniona była nadzieją. Matka Jezusa zachowała nadzieję w betlejemskiej stajni, w czasie ucieczki do Egiptu ze śmiertelnie zagrożonym Dziecięciem, pod krzyżem okrutnie krzywdzonego Syna i w Wieczerniku, w oczekiwaniu na spełnienie nadziei wbrew nadziei. Ta, która postanowiła być wierną służebnicą Boga, w każdej sytuacji pamiętała o tym, co Jej - w imieniu Boga! - powiedział anioł: „Nie bój się, Maryjo!” (Łk 1, 30). Człowiek święty zachowuje nadzieję zawsze, w obliczu każdej trudności, gdyż jego teraźniejszość przemieniona jest pewnością przyszłości, którą Bóg przygotował tym, którzy Go kochają (por. Ap 12, 6).
Przyjaźń sejfem nadziei
Najłatwiej zachować „nadzieję wbrew nadziei” wtedy, gdy mamy przyjaciół, którzy są przyjaciółmi Boga. W obecności przyjaciela moje niepokoje i obawy tracą rację bytu. Przyjaciel to ktoś, kto sprawia, że w najtrudniejszej nawet sytuacji odradza się we mnie nadzieja. Gdy przyjaciel uśmiecha się do mnie, to tak, jakby świat był w tym momencie stwarzany na nowo. I jakby na nowo rodziła się niezwyciężona nadzieja.
Gdy kobieta i mężczyzna zawierają małżeństwo albo gdy małżonkowie przekazują życie dziecku, wtedy stają się niezwykłymi świadkami nadziei dla siebie nawzajem i dla innych ludzi. Szczęśliwi małżonkowie i odpowiedzialni rodzice upewniają nas o tym, że nadzieja może być silniejsza od wszystkich ludzkich rozczarowań, lęków i obaw. Ks. Józef Tischner zauważył, że „wychowują jedynie ci, którzy mają nadzieję”.
Nadzieja na zawsze
Jak wszystko, co cenne, tak też i nadzieja jest w nas zagrożona. Trwanie w nadziei nie ma nic wspólnego z magicznym czy życzeniowym myśleniem. Ma natomiast wiele wspólnego z czujnością i z pracą nad sobą, czyli z najbardziej błogosławionym wysiłkiem, jaki człowiek może podjąć w doczesności. Pokarmem nadziei jest uczenie się miłości i codzienny trud nawrócenia podejmowany po to, by myśleć, decydować i kochać na podobieństwo Jezusa.
Szczególnym miejscem umacniania takiej nadziei jest modlitwa. Bóg wsłuchuje się w mój głos i w moje serce także wtedy, gdy ludzie o mnie zapomnieli albo gdy nawet moi najbliżsi nie są w stanie zrozumieć mych przeżyć i niepokojów. Gdy ani ja, ani nikt z ludzi nie jest w stanie mi pomóc, wtedy Bóg przychodzi mi z niezawodną pomocą. Kto jest tego pewien, ten naprawdę jest człowiekiem nadziei.
Karykatury nadziei
„Głupi miewa czcze i zwodnicze nadzieje” (Syr 34,1). Karykaturą nadziei jest wiara w to, że człowiek sam sobie ze wszystkim poradzi. Karykaturą nadziei jest również zuchwała ufność, czyli nadzieja, że Bóg mi przebacza także wtedy, gdy nie podejmuję trudu nawrócenia. Modną obecnie imitacją nadziei jest tak zwane pozytywne myślenie, gdyż prowadzi do wybiórczego patrzenia na rzeczywistość albo do życia w świecie miłych fikcji. Człowiek nadziei nie myśli ani optymistycznie, ani pesymistycznie, lecz realistycznie. I tylko wtedy staje się zdolny do pozytywnego postępowania, czyli miłości i radości.
Inne modne karykatury nadziei to liczenie na „uśmiech” losu, na „szczęśliwy” zbieg okoliczności, na „pomyślną” wróżbę czy na drugi filar ubezpieczeń. Nadzieję można budować jedynie na miłości i prawdzie. Właśnie dlatego złudna jest nadzieja tych, którzy budują małżeństwo na zakochaniu, a nie na miłości albo którzy mają nadzieję, że ich nowy związek będzie szczęśliwy, chociaż wejście w ten związek oznacza złamanie własnej przysięgi małżeńskiej, złożonej wcześniej innej osobie.
Człowiek dojrzałej nadziei jest zawsze realistą, czyli zdaje sobie sprawę z trudności i zagrożeń, z jakimi przyjdzie mu się zmierzyć, ale też wie, że wszystko może w Tym, który go umacnia (por. Flp 4,13). |
Złodzieje nadziei
Pozwalamy okradać się z nadziei wtedy, gdy wiążemy się z ludźmi, którzy odciągają nas od Boga. Złodziejami naszej nadziei są ci, przy których oddalamy się od miłości i prawdy, od wolności i Dekalogu, od czystości i godności. Jeśli dziewczyna wiąże swój los oraz los swoich przyszłych dzieci z chłopakiem, który nie potrafi kochać, wtedy stawia siebie w sytuacji rozpaczliwej. Wiązanie się z egoistą i krzywdzicielem to najkrótsza droga do rozpaczy i do utraty nadziei. Nie jest w stanie żyć nadzieją człowiek, który postępuje w nieludzki sposób.
W Chrystusie, który ukochał nas do końca, „została nam dana nadzieja, nadzieja niezawodna, mocą której możemy stawić czoło naszej teraźniejszości” (Benedykt XVI, „Spe salvi”, 1). Odkąd Ukrzyżowany i Zmartwychwstały powrócił do nas i pozostaje z nami, nie ma już sytuacji beznadziejnych. Z Tym, który nas rozumie i kocha, zawsze możliwa jest nowa teraźniejszość i lepsza przyszłość. Chrześcijanin to ktoś, kto w każdej sytuacji pokłada ufność w słowach Jezusa: „Odwagi! Jam zwyciężył świat” (J 16, 33). „Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka!” (J 14, 27). Uczeń Chrystusa w każdej fazie swego istnienia i w każdym położeniu zachowuje tę najważniejszą nadzieję, jaką jest nadzieja na przyjęcie od Boga daru wiecznego zbawienia: „W nadziei bowiem już jesteśmy zbawieni” (Rz 8, 24). |
„Nadzieja daje siłę do bycia radosnym w rozpaczliwych okolicznościach”
Gilbert K. Chesterton
|