Logo Przewdonik Katolicki

Zakotwiczeni

Weronika Stachura
Fot.

Wyświetlany w kinach film Popiełuszko. Wolność jest w nas w reżyserii Rafała Wieczyńskiego ukazuje nie tylko życie i działalność księdza Jerzego. Jest także próbą rekonstrukcji dramatycznych zdarzeń składających się na historię Polski, wciąż przecież żywą w pamięci naszych bliskich, jej naocznych świadków.

 

Wyświetlany w kinach film „Popiełuszko. Wolność jest w nas” w reżyserii Rafała Wieczyńskiego ukazuje nie tylko życie i działalność księdza Jerzego. Jest także próbą rekonstrukcji dramatycznych zdarzeń składających się na historię Polski, wciąż przecież żywą w pamięci naszych bliskich, jej naocznych świadków.

 

 

Jeden z fenomenów

Warto jednak pójść niejako krok dalej i zwrócić uwagę na jeszcze jeden niezwykle istotny i wyraźnie widoczny w filmie akcent – jedność, solidarność, wspólnotę ludzi. Dotyczy to przede wszystkim scen przedstawiających Msze św. odprawiane w intencji narodu czy też spontaniczne wspólne modlitwy w kościołach organizowane już po uprowadzeniu księdza Popiełuszki. Sceny te przywodzą na myśl śmierć Sługi Bożego – Jana Pawła II. Już czwartą rocznicę jego odejścia do domu Ojca będziemy obchodzić 2 kwietnia. Wciąż bliskie nam wspomnienia tamtych dni i w tym roku staną się okazją do ponownego przypomnienia jego nauczania, w którym nierzadko bywał rewolucjonistą i prekursorem. Warto jednak zastanowić się nad jeszcze jednym fenomenem Papieża Polaka. Przez cały okres trwania swego pontyfikatu, zainaugurowanego słowami: „Nie lękajcie się”, aż po swoją śmierć, w niezwykły sposób potrafił jednoczyć ludzi i budować wspólnotę nie tylko naszego narodu, ale i całego świata. Pojawiają się więc pytania: czy autentyczna wspólnota warunkowana jest jedynie wyjątkowymi dla nas wydarzeniami, na co dzień natomiast jest niemożliwa oraz z czego wynika niechęć współczesnego człowieka do bycia jej członkiem?

 

 

Rozdarci

W myśl filozofii ponowoczesnego świata jednostka musi wyraźnie zaznaczać swą indywidualną tożsamość. To, co zdaje się liczyć najbardziej, to nasza „inność” wobec otaczającej nas rzeczywistości. Przejawia się ona przede wszystkim poprzez niemożliwą wręcz do zaspokojenia potrzebę projektowania siebie, a przez to podkreślania swojej obecności. Zygmunt Bauman zauważa, że: „dla osobowości dominującej w  ponowoczesnej kulturze konsumpcji – dla poszukiwaczy i zbieraczy wrażeń, i przeżyć – różnorodność świata i wielorakość jego ofert jest niejako środowiskiem naturalnym i warunkiem pomyślnego życia”.   Konieczna jest zatem nieustanna zmiana i ruch, których konsekwencją jest życie składające się z niby-spotkań i serii przypadków. Istotą staje się, jak pisze Zygmunt Bauman: „«nie dać się zdefiniować», by każda przybrana tożsamość była szatą, a nie skórą, by zbyt ściśle do ciała nie przylegała, by można było, gdy zajdzie potrzeba lub przyjdzie chęć, pozbyć się równie łatwo, jak zdejmuje się przepoconą koszulę”. Dziś jednak bardziej niż kiedykolwiek człowiek staje się ucieleśnieniem Pascalowskiej metafory trzciny na wietrze. Jest on bowiem nieustannie rozdarty między odurzającą go wręcz chęcią doświadczania wolności i wyzwolenia się z tego, co może go nawet w najmniejszym stopniu ograniczać a tęsknotą za wspólnotą. Paradoksalnie więc zindywidualizowany, fragmentaryczny świat staje się dla jednostki źródłem niepewności, braku stabilizacji. Wyzwala w nas potrzebę wspólnoty – pewnego rodzaju przystani, w której będziemy mogli się schronić. Zagłębimy się w niej jednak tylko na własnych warunkach.

 

 

Solidarni – tymczasowo

Współczesne wspólnoty przypominają bowiem teatralny spektakl, podczas którego, jako to wyraża Z. Bauman: „wszystkie oczy zwrócone są na scenę. Uwaga wszystkich zwrócona skupia się na aktorach. Rozbawienie i smutek, śmiech i milczenie, wybuchy braw, stłumione okrzyki zachwytu i zdumienia – są zsynchronizowane. Kiedy jednak kurtyna opada po raz ostatni, widzowie odbierają swoje rzeczy z szatni, przywdziewają znów swe wierzchnie okrycia i w kilka chwil znikają w wypełniające ulice różnobarwny tłumie – z którego się wynurzyli zaledwie kilka godzin wcześniej – powracając do swych codziennych, nader rozmaitych ról”. W pewnym sensie wspólnota wymaga przecież negowania swojej indywidualności na rzeczy innych, a z tym trudno się pogodzić współczesnemu człowiekowi. Może on zatem zaakceptować ją tylko w formie tymczasowej, epizodycznej. Niebezpieczeństwo takiej wspólnoty polega na prawdopodobieństwie, że oto jej członkowie już nigdy się nie spotkają, ponieważ łączyła ich jedynie warstwa emocjonalna.

 

 

Kościół – szkołą komunii

Takiej wizji wspólnoty, ograniczonej jedynie do płaszczyzny emocjonalnej, przeczy nauczanie Ojca Świętego Jana Pawła II, który zachęcał, by „czynić Kościół domem i szkołą komunii”.  Czy zatem zdefiniowane tuż po śmierci Papieża pokolenie JPII łączy właśnie taka jedność? Czy prawdziwie ci, o których często mówił, że są „wiosną Kościoła”, mogą wprowadzać w czyn jego słowa? Z pewnością jego członków, a więc najmłodszych świadków pontyfikatu Jana Pawła II, charakteryzuje to samo przeżycie pokoleniowe. Żyjąc niejako w jego cieniu, być może do końca nie zdawali sobie sprawy ze znaków czasu, które w tak wyjątkowy sposób potrafił odczytać nasz rodak. Równocześnie jego życie i śmierć stały się dla nich niejako punktem wyjścia, początkiem na drodze ku samodzielności, na której drogowskazami są jego myśli zawarte w nauczaniu. Autentyczna wspólnota nie kończy się wraz z rozejściem się z miejsca spotkania. Autentyczna wspólnota nie ogranicza się do murów świątyń, to niejako sieć wiary i ufności stanowiąca bezpieczną kotwicę w życiu. Obyśmy chcieli być zakotwiczeni.

 

 

 

 

Zdjecie bedzie

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki