Logo Przewdonik Katolicki

Być z człowiekiem od początku do końca

Marcin Jarzembowski
Fot.

Z dr. n. med. Zbigniewem Pawłowiczem, dyrektorem Centrum Onkologii w Bydgoszczy, rozmawia Marcin Jarzembowski Kieruje Pan placówką, której prowadzenie pochłania zapewne gigantyczne sumy. Z jednej strony musi być Pan trzeźwo myślącym menadżerem, a z drugiej osobą mającą na względzie dobro chorych. Jak udaje się pogodzić te dwa aspekty? W naszej rzeczywistości nie jest...

Z dr. n. med. Zbigniewem Pawłowiczem, dyrektorem Centrum Onkologii w Bydgoszczy, rozmawia Marcin Jarzembowski

Kieruje Pan placówką, której prowadzenie pochłania zapewne gigantyczne sumy. Z jednej strony musi być Pan trzeźwo myślącym menadżerem, a z drugiej – osobą mającą na względzie dobro chorych. Jak udaje się pogodzić te dwa aspekty?

– W naszej rzeczywistości nie jest to łatwe. Wiadomo, że ochrona zdrowia w Polsce nie jest wciąż odpowiednio dofinansowana. Wśród krajów Unii Europejskiej jesteśmy na szarym końcu. Pogodzenie tego wszystkiego jest bardzo trudne. Dążę do tego, aby każdemu pacjentowi, który się zgłasza do Centrum Onkologii, zagwarantować usługi na najwyższym poziomie. Pacjent jest w tym wszystkim dobrze zorientowany. Za składkę, którą płaci, chce mieć szansę ratowania swojego życia i poprawy zdrowia. Jako placówka nie dążymy do oszczędności w zakresie dostępności do świadczeń oraz nie obniżamy pensji naszym pracownikom. W przeciwnym wypadku nie mielibyśmy tak dobrych specjalistów. Natomiast od jedenastu lat twardo negocjujemy wysokość kontraktów z dostawcami sprzętu i leków. Dzięki temu jesteśmy szpitalem wypłacalnym i nie posiadamy żadnych długów. To jest jedyna szansa na to, aby w tym niedoborze środków zapewnić niezłą jakość usług.

Centrum Onkologii otrzymało wiele nagród. Co jest przyczyną tego nieustannego pasma sukcesów?
– To się nie bierze z niczego. Nagrody i sukcesy są zasługą całej kadry. Od wielu lat wspólnie na to pracujemy. Stawiamy na integrację oraz na utożsamianie się pracownika z naszym szpitalem. Dotyczy to każdej osoby, od najniższego do najwyższego szczebla. Drugą istotną sprawą jest to, że poddaliśmy się audytom zewnętrznym. W 1999 roku wprowadziliśmy system ISO, poddając się audytom w niemieckiej firmie oraz w Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia w Krakowie. Starając się o akredytację, w 2000 roku uzyskaliśmy 76 procent zgodności na 100 możliwych. Po kolejnych sześciu latach było to już 96 procent. To świadczy o tym, że nasza jakość wciąż się podnosi. To jest wykładnikiem dobrego poziomu funkcjonowania Centrum Onkologii.

Pacjenci odwiedzający to miejsce często dowiadują się o chorobie, która całkowicie zmienia ich dotychczasowe życie? Jaką rolę odgrywa pomoc psychologiczna?
– Bardzo ważną. Od momentu, w którym podjąłem w tym miejscu pracę i mając doświadczenie w innej placówce, stwierdzam, że człowiek, który dowiaduje się o chorobie nowotworowej wymaga szczególnego podejścia oraz opieki. Na każdym naszym oddziale znajduje się psycholog. Jest również specjalna poradnia. Psycholog uczestniczy w całym procesie leczenia. Bierze udział w obchodach lekarskich oraz spotkaniach z pacjentem, podczas których jest omawiany jego stan i planowane leczenie. Organizujemy również specjalistyczne szkolenia dla całego personelu. Po to, aby człowiek pracujący z chorymi wiedział, jak z nimi rozmawiać oraz ile musi włożyć ludzkiego uczucia i serca w poprawienie ich postawy psychologicznej.

Jak postrzega Pan rolę kapelana w tak szczególnym miejscu?
– W Centrum Onkologii kapelan odgrywa niezastąpioną rolę. Tak jak w innych placówkach ochrony zdrowia. Od samego początku nasi kapelani byli osobami wyjątkowymi. W szczególności wspominam salezjanina ks. Arkadiusza Dąbrowskiego. Tak się nawet złożyło, że dwóch z nich stało się również naszymi pacjentami. Teraz widzą od drugiej strony, jak wygląda szpital i to też nam pomaga. Również przed dwoma laty powstał w naszym centrum autorski projekt stworzenia Zespołu Wsparcia Duchowego. Chcemy stworzyć platformę wspólnego działania kapelana i psychologa. Oprócz normalnej opieki chcielibyśmy prowadzić spotkania terapeutyczne o charakterze grupowym i indywidualnym. Oczywiście, wyłączając z tego całkowicie część liturgiczną. Istotnym celem tego projektu jest również budowa nowej kaplicy szpitalnej. Obecna, mieszcząca się w części administracyjnej Centrum na bardzo ograniczonej powierzchni, nie spełnia oczekiwań pacjentów i ich rodzin.

Czy w Pana praktyce lekarskiej zdarzyły się sytuacje trudne do wytłumaczenia z punktu widzenia medycyny, a które można byłoby nazwać cudem?
– Z wykształcenia jestem chirurgiem, więc moje doświadczenie jest nieco inne. Ratuję życie poprzez zabieg. Dlatego osobiście w swojej praktyce lekarskiej nie spotkałem się z takimi przypadkami. Jednak podczas rozmów z kolegami, którzy zajmują się onkologią, pojawiają się różnego rodzaju opisy trudne do wyjaśnienia. W medycynie tłumaczy się to często zjawiskiem placebo. Są dwie grupy pacjentów poddawanych terapii. Jedna z nich otrzymuje lek, a druga placebo. I w tej drugiej są także przypadki pozytywnego działania.

Co lubi robić poza pracą zawodową Zbigniew Pawłowicz? Jakie są jego zainteresowania i pasje?
– Tego wolnego czasu jest coraz mniej. Kiedy byłem młodszy, więcej czasu poświęcałem na hobby. Pozostaje nim do dzisiaj żeglarstwo. Nie tylko śródlądowe, ale i morskie. Twardym hobby jest również narciarstwo. Nie wyobrażam sobie nie być przynajmniej dwukrotnie zimą w Alpach. Za sukces rodzinny uważam również to, że nie tylko wszystkie moje dzieci jeżdżą na nartach, ale również wnuki. I to lepiej od dziadka!

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki