Talent człowieczeństwa
Jadwiga Knie-Górna
Fot.
Z Janem Grzegorczykiem, autorem książki Niebo dla akrobaty,
rozmawia Jadwiga Knie-Górna
Dlaczego zajął się Pan tak trudną tematyką, jaką jest umieranie?
Dziesięć lat temu, pisząc książkę o Miłosierdziu Bożym Każda dusza to inny świat, trafiłem do gorzowskiego hospicjum, w którym pracowały siostry faustynki, i to miejsce mnie zafascynowało....
Z Janem Grzegorczykiem, autorem książki „Niebo dla akrobaty”,
rozmawia Jadwiga Knie-Górna
Dlaczego zajął się Pan tak trudną tematyką, jaką jest umieranie?
– Dziesięć lat temu, pisząc książkę o Miłosierdziu Bożym – „Każda dusza to inny świat”, trafiłem do gorzowskiego hospicjum, w którym pracowały siostry faustynki, i to miejsce mnie zafascynowało. Zachwyciłem się ludźmi, którzy służąc na co dzień umierającym, byli pełni optymizmu i radości. Pamiętam pierwszą historię, która mną wstrząsnęła. Umierał pan Józef, leśnik, który całe życie spędził pośród drzew. Pytał się siostry, czy w niebie będą drzewa. Ona go zapewniła, że będą. Na co smutno stwierdził, że tu na ziemi już ich nie zobaczy. Siostra wyszła przed dom, odłamała olbrzymią gałąź z drzewa, wtargała ją do pokoju i wsadziła do łóżka pana Józefa, który dzięki temu przechodził na drugą stronę życia ze świadomością, że tam będzie równie pięknie i dobrze, jak w tym mijającym życiu spędzonym w lesie. Zobaczyłem zatem ludzi, którzy nie uciekają od umierających, tylko stają się dla nich niebem, a stawanie się niebem jest dla człowieka czymś niezwykle wyzwalającym i radosnym. Moja książka nie jest o umieraniu, ale o radości płynącej z przekraczania siebie, docierania do drugiego człowieka, o uzdrawiającej mocy przebaczenia.
Mówiąc o hospicjum, używa Pan niespotykanych dotąd słów: radość, optymizm, niebo. Większość ludzi jednak to miejsce kojarzy bardzo traumatycznie, jednoznacznie, ze śmiercią...
– Widziałem w hospicjum ludzi, którzy żyją pełnią życia, spełniają swoje marzenia, porządkują swoje życiowe sprawy. W większości przypadków odjęto im albo zminimalizowano ból fizyczny. Pamiętam, jak w epoce przedhospicyjnej umierała moja ciocia, jak krzyczała, bym ją zabił, bo ból odbierał jej zmysły. Trudno byłoby już dziś wyobrazić sobie świat bez hospicjów. „Niebo dla akrobaty” jest historią ludzkich spotkań. Każde z opowiadań mówi o spotkaniu, które przemieniło bohaterów. Cicely Saunders – twórczyni ruchu hospicyjnego – powiedziała, że najważniejsze spotkania w życiu człowieka następują bardzo często na ostatnim jego etapie. Moje dwuletnie wizyty w hospicjum przekonały mnie, że jest to absolutna prawda. W hospicjum spotkałem ludzi, którzy są tam już kilkanaście lat i przeprowadzają na drugą stronę życia ludzi, z którymi się zaprzyjaźniają, tworzą pewną rodzinę. Nie byliby w stanie tego robić, gdyby nie wiara w Boga albo człowieka. Zatem stawanie się niebem dla drugiego posiada w sobie wiele radosnej, dobrej energii, która przemienia całe życie.
Nie uciekniemy przed śmiercią, iluzja, że uda nam się przed nią uciec, zawsze kończy się tragicznie. Za życia umieramy wraz ze śmiercią naszych bliskich. Przez jakiś czas po ich odejściu będziemy napełnieni bólem, który jednak z czasem mija. Jeśli w jakiś sposób uciekniemy przed śmiercią bliskiej nam osoby, to pozostanie w nas ropiejąca przez całe życie rana. Stawienie czoła śmierci może uzdrowić życie.
Hospicjum w Pana książce jest jakby sceną, jakimś krajobrazem, w którym opowiada Pan o sprawach uniwersalnych: o relacjach ojca z synem, o przebaczeniu, wierności, o przekraczaniu siebie i o stawaniu się artystą w przyjaźni...
– Na pewno nikogo przez swoją książkę nie chcę przekonywać, że hospicjum jest najradośniejszym miejscem na świecie, choć czytelnicy dziękują mi za spore pokłady humoru i dowcipu, które towarzyszą łzom wzruszenia w czasie lektury „Nieba dla akrobaty”. Absolutnie nie zgodzę się z przekonaniem, że jest to najsmutniejsze miejsce na świecie. Hospicjum jest tematem, który dotyczy każdego z nas, bowiem niemal w każdej polskiej rodzinie jest ktoś, kto odszedł z powodu nowotworu lub odchodzi albo będzie odchodził. Tak więc kwestia zastanowienia się nad tym, czym jest towarzyszenie człowiekowi umierającemu na chorobę nowotworową, jest problemem nas wszystkich. Pokonajmy zatem barierę lęku, dzięki czemu odkryjemy, że obcowanie z chorym człowiekiem obudzi w nas pokłady dobra. Człowiek jest szczęśliwy wtedy, gdy jest dobry, gdy wychodzi ze swej skorupy. Skorupa nie daje ani radości, ani poczucia bezpieczeństwa. Jan Paweł II na jednym ze spotkań z artystami powiedział, że w ostateczności będziemy rozliczeni z jednego talentu – talentu człowieczeństwa. W hospicjum zobaczyłem wielu „artystów”, którzy pochylając się nad chorymi, rozwijali ten talent w stopniu doskonałym.