Nowotwór gruczołu krokowego, nowotwory złośliwe płuc i rak jelita grubego to trzy najczęstsze przyczyny chorób onkologicznych mężczyzn w Polsce. Wśród kobiet nowotwory najczęściej umiejscawiają się w piersiach, płucach i jelitach. Według Krajowego Rejestru Nowotworów, prowadzonego przez Narodowy Instytut Onkologii na zlecenie Ministra Zdrowia, od połowy lat 60. XX w. liczba zachorowań i zgonów nowotworowych w populacji Polaków zwiększyła się o około 2,5 razy. Obecnie liczba zachorowań mężczyzn i kobiet jest podobna i wynosi około 85 tys. osób każdej płci, natomiast liczba zgonów jest wyższa wśród mężczyzn o około 10 tys., odpowiednio 55 tys. wobec 46 tys. rocznie. Przewaga ta wynika przede wszystkim ze struktury zachorowań – źle rokujący nowotwór płuca jest przyczyną 1/6 zachorowań mężczyzn i 1/3 zgonów, natomiast wśród kobiet dominuje dobrze rokujący rak piersi z 1/5 zachorowań. Mężczyźni najczęściej chorują na nowotwory między 55 a 79 rokiem życia, a kobiety między 50 a 74 rokiem życia. W grupie wiekowej 20–59 lat współczynniki zachorowalności kobiet są wyższe niż mężczyzn. Najwięcej zgonów nowotworowych u obu płci przypada na siódmą i ósmą dekadę życia.
Obietnice vs rzeczywistość
4 lutego, w Międzynarodowym Dniu Walki z Rakiem, minęło pięć lat od uchwalenia Narodowej Strategii Onkologicznej, wieloletniego programu na lata 2020–2030, wprowadzającego kompleksowe zmiany w polskiej onkologii. Według Ministerstwa Zdrowia „najważniejszym celem NSO jest zwiększenie liczby osób przeżywających 5 lat od zakończenia terapii onkologicznej oraz zmniejszenie zapadalności na choroby nowotworowe. Poprawie ma ulec również jakość życia pacjentów w trakcie leczenia onkologicznego, jak i po jego zakończeniu”. Cel ten, jak donoszą różnorodne organizacje NGO wspierające pacjentów onkologicznych, realizowany jest z różnym natężeniem. Ogólna umieralność z powodu chorób nowotworowych w Polsce jest o 15 proc. wyższa od średniej UE i zmniejsza się wolniej niż średnia UE. Fundacja Alivia przeprowadziła badanie ankietowe wśród pacjentów onkologicznych, podopiecznych fundacji. „Zmiany w onkologii często kończą się na deklaracjach zawartych na papierze, niemających wiele wspólnego z codziennością chorych. Raport z naszego badania odzwierciedla doświadczenia konkretnych osób – na ich podstawie nie możemy analizować całej populacji osób chorych onkologicznie w Polsce, możemy jednak wnioskować o pojawiających się problemach i przyjrzeć się dokładniej procesowi diagnozy i leczenia” – czytamy na stronie fundacji.
Tylko konwencjonalnie
Faktem jest, że lista programów lekowych, czyli świadczenia gwarantowane i finansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, z każdym rokiem się poszerza. Programy oparte są o innowacyjne i kosztowne terapie. Decyzję o kwalifikacji chorego do programu lekowego podejmuje lekarz placówki posiadającej kontrakt w tym zakresie. Pacjent onkologiczny może również samodzielnie znaleźć ośrodek prowadzący program lekowy dedykowany danemu nowotworowi, np. za pomocą dedykowanej wyszukiwarki NFZ. 1 styczna 2025 r. Ministerstwo Zdrowia opublikowało listę trzynastu terapii onkologicznych, które od tego roku będą refundowane. Nowe programy lekowe obejmą m.in. pacjentów z zaawansowanym rakiem jelita grubego, niedrobnokomórkowym rakiem płuc czy szpiczakiem plazmocytowym. Niestety nie tylko nowe odkrycia medycyny wykorzystywane są przez pacjentów pragnących zdrowia. Wlewy witaminowe, terapie sokowe, bioenergoterapie czy spersonalizowane diety to tylko niektóre nieobcobrzmiące nazwy dla osób poszukujących alternatywnych form leczenia raka. O ile niektóre z nich po prostu nie przynoszą rezultatów, większość dla wyniszczonego chorobą organizmu może być śmiercionośna. I choć zrozumiałe wydaje się szukanie przez umierających pacjentów każdej dostępnej alternatywy, która mogłaby przedłużyć ich życie, niepokojące jest, że wielu z nich rezygnuje z konwencjonalnych metod, podejmując te, które paradoksalnie zagrażają życiu. Temat ten jest szeroko dyskutowany również w środowiskach medycznych, w związku z czym pod koniec stycznia Polskie Towarzystwo Onkologiczne wydało oświadczenia dotyczące niekonwencjonalnych metod stosowanych w leczeniu nowotworów. „Polskie Towarzystwo Onkologiczne apeluje do pacjentów o zachowanie ostrożności wobec ofert terapii niekonwencjonalnych, które często bazują na obietnicach bez pokrycia i wprowadzają w błąd osoby szukające ratunku. Zachęcamy do korzystania z konsultacji z wykwalifikowanymi specjalistami onkologii oraz do podejmowania decyzji terapeutycznych opartych na rzetelnej wiedzy medycznej. Rosnąca popularność internetowych «uzdrawiaczy» powinna stanowić dla rządzących sygnał, iż potrzebne są rozwiązania w celu ochrony i bezpieczeństwa pacjentów onkologicznych. Natomiast wszelkie przejawy wykorzystywania trudnej sytuacji, w której znalazły się osoby, u których wykryto nowotwór, należy uznać za głęboko nieetyczne i powinny być zakazane” – czytamy w oświadczeniu.
Przyspieszacz
W Polsce od dziesięciu lat pacjentom cierpiących na nowotwór złośliwy lub z jego podejrzeniem, a także osobom w trakcie leczenia onkologicznego, zakłada się kartę diagnostyki i leczenia onkologicznego, która potocznie nazywana jest zieloną kartą DiLO. Osoba posiadająca kartę DiLO ma prawo do szybszej diagnostyki onkologicznej i leczenia przeciwnowotworowego. W ciągu 28 dni powinna zostać wydana diagnoza wstępna, czyli potwierdzenie lub odrzucenie podejrzenia choroby nowotworowej, a kolejne 21 dni to czas na wykonanie diagnostyki pogłębionej, kiedy to ustala się typ, stopień zaawansowania i lokalizację nowotworu. W ciągu tego czasu powinny odbyć się konsultacje u specjalistów, badania diagnostyczne, a także ustalenie planu leczenia. Tymczasem, jak pokazują dane Fundacji Alivia, co trzeci pacjent nie otrzymuje diagnostyki terminowo. Doświadczenia ankietowanych wskazują, że w 2024 r. odsetek chorych czekających na diagnozę ponad trzy miesiące zwiększył się do 43 proc. z 39 proc. chorych diagnozowanych w 2020 r., podczas gdy w tym czasie ich choroba się rozwijała. Dotychczas wszystkie wystawiane karty DiLO były wydawane w formie papierowej. Od 1 stycznia 2026 r. funkcjonować będą tylko elektroniczne karty Diagnostyki i Lecznictwa Onkologicznego, a do 31 grudnia 2025 r. będzie obowiązywać okres przejściowy.
Brak programu
Według Krajowego Rejestru Nowotworów siedemnaście osób dziennie słyszy w Polsce diagnozę nowotworu pęcherza moczowego, a jedenaście osób z tej przyczyny każdego dnia umiera. Liczba nowych zachorowań na nowotwór pęcherza wynosi ponad 6 tys. rocznie. Rozpoznanie choroby nowotworowej pęcherza w Polsce znacznie częściej dotyczy płci męskiej, u której rak pęcherza moczowego stanowi około 7 proc. ogółu zachorowań. Około 75 proc. nowotworów stanowią guzy nienaciekające ścianę pęcherza. Mimo że rak pęcherza moczowego plasuje się w czołówce najczęściej występujących chorób onkologicznych, do 2022 r. nie miał w naszym kraju dedykowanego programu lekowego. Pacjenci leczeni byli metodą opartą na podawaniu chemioterapii w cyklach 2–3 tygodniowych, bez celowania w konkretny rodzaj nowotworu. – Nasza fundacja od 2004 r. zajmuje się tematyką chorób nowotworowych układu moczowo-płciowego, czyli rakiem prostaty, nerek, jądra i pęcherza moczowego. Przeprowadziliśmy wiele działań mających na celu zwiększenie świadomości społecznej na temat raka nerek, jąder czy prostaty. W pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawę, że rak pęcherza moczowego jako jedyny nie był objęty w Polsce żadnym programem lekowym – opowiada Szymon Chrostowski, prezes Fundacji „Wygrajmy Zdrowie”. – Od dziesięcioleci w walce z chorobą stosowane były te same formy terapii: pacjentowi podawano „zwyczajną chemię”, czasem po operacji resekcji pęcherza moczowego, czyli metodzie zabiegowej, polegającej na usunięciu całego guza lub jego redukcji. To były w zasadzie jedyne metody w walce o zdrowie i życie pacjenta cierpiącego na raka pęcherza moczowego – podsumowuje.
Fokus
– Pracując we wcześniejszych latach w medycznych organizacjach międzynarodowych, zaobserwowałem, że w innych krajach sytuacja była podobna. Większość chorób onkologicznych w krajach zachodniej Europy objęta była spersonalizowaną immunoterapią, która znacznie podnosiła rokowania chorego, a leczenie raka pęcherza było „zaniedbane”. Pojawiła się nawet ogólnoeuropejska kampania „Rak pęcherza. Nowotwór zapomniany”, mająca zwrócić uwagę środowisk medycznych i społeczeństwa na ten rodzaj nowotworu – opowiada Szymon Chrostowski. – Dwa lata temu na raka pęcherza zmarł mój ojciec. Niespodziewana dla nas śmierć poprzedzona została krwotokiem z nosa. Okazało się, że był on przyczyną niepracujących już płuc, do których przerzuty dał guz wielkości męskiej pięści, ulokowany w pęcherzy moczowym. Mimo że jako fundacja już wcześniej zajmowaliśmy się tematyką nowotworu pęcherza, moje osobiste doświadczenia uświadomiły mi jeszcze bardziej problem, jaki mamy społecznie z właściwym rozpoznaniem tego rodzaju raka – podsumowuje prezes fundacji.
Mechanizmy obronne
Rak pęcherza moczowego początkowo może przebiegać bezobjawowo, aby następnie ujawnić się pod postacią trzech symptomów: częstomoczu, bólu i krwiomoczu. Jednak to ten ostatni jest najbardziej charakterystycznym i występuje aż u 85 proc. chorych. – Postanowiliśmy nazwać kampanię „Krwiomocz? Działaj!”, ponieważ objaw ten jest w takim samym stopniu charakterystyczny, jak i ignorowany, nie tylko przez pacjentów, ale i lekarzy rodzinnych. Bardzo często przepisują oni chorym leki działające objawowo, bez zdiagnozowania przyczyny pojawienia się krwi w moczu. W konsekwencji niepokojący objaw ustępuje, a nowotwór „spokojnie” sobie rośnie – opowiada prezes fundacji. – Bagatelizowanie objawów przez lekarza sprzyja redukcji lęku u pacjenta: skoro lekarz nie zlecił dodatkowych badań, na pewno nie ma o co się martwić. Pacjenci przejawiają naturalną skłonność w wypieraniu problemu i wolą krwiomocz wytłumaczyć zjedzonymi dzień wcześniej buraczkami niż siejącym spustoszenie w organizmie nowotworem. Brakuje w naszym społeczeństwie „czujności onkologicznej”, która pozwoliłaby lekarzom i pacjentom dostrzec chorobę onkologiczną w jej wczesnym stadium. Według statystyk 52 proc. nowotworów wykrywana jest w III lub IV stadium, kiedy szanse na przeżycie pacjenta maleją, a tylko 13 proc. rozpoznawanych jest w stadium I. Tymczasem badania profilaktyczne, w tym przede wszystkim regularne badania moczu, stanowią kluczowy element wczesnego wykrycia raka pęcherza moczowego, co z kolei zwiększa szanse na pełne wyleczenie. Kolejnym ważnym badaniem, które powinien zrobić każdy z nas, jest USG. I choć oba badania są proste i bezbolesne, a co najważniejsze – finansowane przez NFZ i dostępne w ramach podstawowej opieki zdrowotnej, to ze względu na niską świadomość choroby nadal zbyt mało osób się na nie decyduje, zmniejszając swoje szanse na wczesne postawienie diagnozy, a tym samym na wyleczenie – twierdzi Szymon Chrostowski.
---
Problemem w wykrywaniu i leczeniu chorób nowotworowych w Polsce nie jest brak metod diagnostycznych czy programów lekowych. – Merytorycznie do walki z nowotworami jesteśmy bardzo dobrze przygotowani. Mamy świetnych specjalistów i coraz więcej dostępnych zaawansowanych programów immunoterapii. Największy problem mamy jednak z realizacją założeń systemowych, które są blokowane na różnych poziomach – zauważa Szymon Chrostowski. – Utrzymująca się na niskim poziomie świadomość społeczna, sposób finansowania medycyny rodzinnej, a także lobby farmaceutyczne, w którego interesie jest późna interwencja terapeutyczna, to tylko niektóre z czynników, które sprawiają, że choroby nowotworowe są drugą przyczyną zgonów w Polsce – podsumowuje prezes Fundacji „Wygrajmy Zdrowie”.