Logo Przewdonik Katolicki

Rak w kryzysie

Weronika Frąckiewicz
Wielkopolskie Centrum Onkologii w Poznaniu, maj 2020 r. fot. GRZEGORZ DEMBINSKI/POLSKA PRESS-GALLO IMAGES

Rozmowa z dr. Leszkiem Borkowskim o sytuacji pacjentów onkologicznych w dobie COVID-19, potrzebie wczesnego rozpoczynania leczenia nie tylko ze względu na zdrowie pacjenta i lekach z zagranicy, których nie można podać w Polsce

Mija prawie rok, od kiedy nasza służba zdrowia zaczęła mierzyć się z kryzysem wywołanym przez COVD-19. Jak w samym środku pandemii ma się polska onkologia?
– To, co się wydarzyło w polskim systemie leczenia nowotworów w związku z pandemią, to krok w tył. Niestety, jak zwykle największe konsekwencje poniosą pacjenci. W Polsce przez tyle lat nie udało nam się wypracować dobrze funkcjonującej sieci leczenia raka, ciągle robimy pilotaże, badania, próby, wszystko analizujemy. Patrząc z perspektywy czasu na to, ile lat już to trwa, w wielu krajach w tym czasie pobudowano wielkie szpitale onkologiczne z wydolnie działającą siatką leczenia. U nas leczenie onkologiczne odbywa się w ośrodkach wysokospecjalistycznych i w zwyczajnych ośrodkach szpitalnych. Z powodu COVID mniejsze ośrodki zostały przekształcone w szpitale jednoimienne, a pozostałe wysokospecjalistyczne nie są w stanie zaopatrzyć w odpowiednią pomoc wszystkich pacjentów. Tymczasem do opinii publicznej docierają informacje, dające niewłaściwy obraz sytuacji. Niedawno zastępca prezesa NFZ poinformował, że sytuacja onkologiczna w Polsce nie przedstawia się najgorzej, ponieważ spadek kart DiLO [karta Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego – przyp. red.] nie jest taki duży. Przyznam szczerze, że nie rozumiem związku wydawania kart przyspieszających procedurę medyczną z realnym procesem leczenia. Przecież kiedy ktoś dostanie kartę kwalifikującą go do szybszej ścieżki leczenia, nie oznacza to, że rozpoczął leczenie. Tymczasem fakty są takie, że 20 proc. operacji planowanych w tym roku się nie odbyło, co oznacza, że około 15 tys. pacjentów pozostało bez możliwości pozbycia się nowotworu.

Co poszło nie tak, że mamy aż takie braki? Czy przyczyną jest rzeczywiście fala pandemii?
– Przyczyn jest kilka. Jedną z nich jest na pewno to, co mówię od dawna: polityka musi wyjść ze służby zdrowia. Trzeba o tym mówić jasno i do skutku: zdrowie jest tak istotne, że nie może być ono zależne od układów partyjnych, a tak w naszym kraju jest od zawsze. Kolejną kwestią jest nasz problem z organizacją przestrzeni służby zdrowia. Miałem okazję obserwować, w związku z moimi kontaktami zawodowymi, służbę zdrowia we Francji i Niemczech. Muszę przyznać, że dysproporcje są olbrzymie i mamy na tym polu naprawdę dużo do zrobienia. To nie jest tylko kwestia pieniędzy, jak zwykło się u nas mówić, ale całego procesu organizacyjnego, który ciągle nie podąża we właściwym kierunku.

W związku z COVID pacjenci boją się zgłaszać do lekarzy, nawet jeśli dostrzegają u siebie niepokojące objawy.
– Nie zgadzam z postawioną przez panią tezą, ale wiem, że jest ona powszechna. To pacjentów zwykło się obarczać opieszałością w zgłaszaniu do lekarza. Nic bardziej mylnego. Prowadzę Fundację ,,Razem w Chorobie”, która w sposób cichy pomaga pacjentom onkologicznym i nie tylko. To, co się obecnie dzieje, jest dramatem wielu osób. Codziennie otrzymują niezliczone ilości pytań związanych z sytuacją służby zdrowia. Ludzie, którzy podejrzewają u siebie nowotwory lub już są zdiagnozowani, dzwonią i pytają, bo nie wiedzą, jak się w tym całym zamieszaniu odnaleźć. Jestem przekonany, że poczucie, iż pacjent za późno zgłasza się do lekarza, zostało ukute na potrzeby PR. Pacjenta przedstawia się opinii publicznej jako tego, który nie chce się lub boi leczyć, a dzielna służba zdrowia wyciąga go z nory i nakłania do poddania się procesowi leczenia. Tymczasem procent ludzi, którzy uchylają się od kontaktu z lekarzem i szpitalem, jest niewielki, natomiast jest cała masa ludzi, którzy są zagubieni i błąkają się od fundacji do fundacji, szukając konkretnej pomocy. Naszą fundację prowadzę wraz z żoną od kilku lat i proszę mi uwierzyć, że nigdy w życiu nie mieliśmy tylu różnych spraw, z którymi zgłaszają się do nas ludzie, a które powinny być w pierwszej kolejności rozwiązywane w ramach działań NFZ. Od marca 2020 r. panuje w służbie zdrowia totalny chaos. Zmieniają się tylko ministrowie, którzy tak naprawdę nie wnoszą niczego nowego do zarządzania kryzysem. Już w marcu wypowiadałem się publicznie, że powinien powstać komitet ds. zarządzania pandemią, złożony ze specjalistów, którzy z polityką nie mają nic wspólnego. Szefem powinna być osoba związana z medycyną, ale niepowiązana z żadną partią, gdyż tylko osoba znająca się na problemie jest w stanie przeprowadzić nasz kraj przez pandemię przy jedoczesnej odporności na wpływy środowisk politycznych.

Kim są ludzie, którzy zgłaszają się do Pańskiej fundacji?
– Są to pacjenci z przeróżnymi problemami. Dzwonią i pytają: co oznacza, gdy mi się dzieje to i to, skończyło mi się lekarstwo i nie mam możliwości uzyskania kolejnych dawek, zakończyłam chemioterapię i z różnych powodów nie mogę jej kontynuować – co robić, pękła mi butelka do podawania leków, oddaję mocz z krwią i nie wiem, co z tym zrobić. Zazwyczaj w głosie dzwoniących słychać lęk o zdrowie i życie swoje lub swoich bliskich. Na część problemów nie jestem w stanie odpowiedzieć, bo jestem farmakologiem klinicznym, więc znam się głównie na terapiach medycznych, ale gdy czegoś nie wiem, pytam moich kolegów lub przekierowuję pacjentów telefonicznie. Tak wielu lekarzy jest zaangażowanych w cichą pomoc. Zazwyczaj nie są oni związani z ośrodkiem, który powinien leczyć tych pacjentów. To są ludzie naprawdę dobrej woli.

Jakich konsekwencji tych wszystkich braków rozwiązań możemy się spodziewać w niedalekiej przyszłości?
– Podstawowa konsekwencja jest najbardziej tragiczna: wzrośnie liczba zgonów z przyczyn onkologicznych. Wiemy to od dawna, że im wcześniej wykryty nowotwór, tym pacjent ma większą szansę na wyleczenie. Część nowotworów daje objawy bardzo szybko i to jest niesłychanie korzystna sytuacja, pod warunkiem że pacjent trafi szybko na ścieżkę procesu leczenia. Istnieją jednak takie rodzaje raka, które dają późne objawy, w stanach już naprawdę zaawansowanych, i to jest olbrzymi problem. Im później pacjenci będą leczeni, tym gorzej. Dziś, w okresie pandemii, olbrzymim problemem jest to, że nawet pacjenci szybko zdiagnozowani nie mogą rozpocząć ścieżki procedury medycznej, bo jest ona na którymś z etapów po prostu zablokowana. Ilu takich pacjentów jest, trudno stwierdzić, nie mamy statystyk. Przestańmy jednak udawać, że dziedzinę onkologii mamy opanowaną, bo tak zdecydowanie nie jest.

A jakie powinny zostać podjęte kroki w momencie, gdy pandemia rzeczywiście pochłania znaczną część energii służby zdrowia?
– Chcę usłyszeć od kogoś, kto zarządza pandemią, że ma konkretny pomysł na to, jak wyciągnąć nas z kryzysu. U nas ustalono, że pandemią zarządza minister zdrowia, który ma wykształcenie ekonomiczne. Nie oszukujmy się, nie jest to osoba, która jest kompetentna zarządzać służbą zdrowia w tak trudnym momencie, po prostu nie ma wystarczającej wiedzy. Już jest najwyższy czas, aby otworzyć służbę zdrowia, czyli pozwolić funkcjonować normalnie szpitalom przerobionym na ośrodki jednoimienne. Minął już prawie rok od wybuchu pandemii, to jest dostateczny czas, aby nauczyć się zarządzania kryzysem. Chciałbym, abyśmy wszyscy mogli obserwować działania podejmowane w stosunku do pacjentów, którzy nie chorują na COVID. Dziś nie wiemy na ten temat nic, wiemy natomiast, ile mamy respiratorów zajętych, a ile mamy w rezerwie, ale z tego nic konkretnego nie wynika.

Wszyscy chcemy usłyszeć o pozytywnych zmianach, jak jednak powinny one przebiegać praktycznie?
– Opowiadanie o tym, że zaleje nas fala COVID i dlatego nie możemy otwierać szpitali dla innych chorych, jest bardzo zero-jedynkowym wytłumaczeniem. Jeżeli zgłasza się pacjent z podejrzeniem lub rozpoznaniem nowotworu, to po pierwsze, zanim jeszcze wejdzie do gabinetu, powinien mieć zrobiony test na COVID. Następnie należy zadać sobie pytanie, czy choroba COVID w jego konkretnym przypadku wyklucza leczenie onkologiczne, czy nie. Jeżeli może być leczony onkologicznie, to powinien zostać skierowany do ośrodka dla pacjentów onkologicznych chorujących na COVID, a jeśli nie można podjąć leczenia onkologicznego, bo razem z leczeniem koronawirusa będzie brzemienne w skutkach, to należy z procesem leczenia poczekać. Jeśli pacjent nie jest zakażony wirusem, może być leczony w ośrodku onkologicznym. Mam świadomość, że jest to skomplikowane, ale nie niemożliwe do przeprowadzenia.

Na jakim poziomie obecnie stoi profilaktyka nowotworowa w naszym kraju? Wyobrażam sobie, że mogłaby naprawdę spełniać swoją rolę w czasie trudności w dostępności leczenia.
– Dzisiaj jest ona bardzo pokancerowana, podejmuje się niewiele działań w tym zakresie. Jeśli zakończy się czas pandemii, to rozsądnie będzie popatrzeć na dwie liczby w kontekście profilaktyki: wydane pieniądze i efekty. Jeśli okaże się, że efekty, które mamy okazję obserwować teraz, są niewspółmierne do nakładów finansowych, to trzeba będzie stworzyć nowy program profilaktyczny, opierając się na doświadczeniach innych krajów, mających lepsze wymierne efekty. Należy zobaczyć, co daje najlepsze efekty, a co można zaadaptować do warunków polskich. Jakiś czas temu w przestrzeni publicznej pojawiła się reklama mająca zachęcać do profilaktyki onkologicznej. Rak był tam porównywany do rozpędzonego pociągu. Jeśli będziemy operować górnolotnymi porównaniami, zamiast wdrażać konkretne działania, to nigdy nie wyjdziemy z impasu. Czym innym są działania PR i okrągłe hasła, a czym innym realia. Rzeczywistość jest taka, że trzeba jak najwcześniej leczyć ludzi. Rozumiem, że w systemie brakuje funduszy, ale spróbujmy tak przeorganizować leczenie, aby rozpoczynać je jak najwcześniej, bo wtedy właśnie jest najtańsze.

Jak z perspektywy farmakologa klinicznego ocenia Pan naszą dostępność do leczenia onkologicznego na tle krajów Zachodu? Co jakiś czas słychać, że ktoś zbiera pieniądze, aby wyjechać leczyć się na Zachodzie.
– Jedną kwestią jest wiedza, którą posiadamy w tym zakresie, a drugą doświadczenie wynikające z dostępności leczenia w Polsce. Nasi lekarze i farmakolodzy są naprawdę dobrze wykształceni. Niestety, brak dostępności pewnych procedur sprawia, że nie nabywamy doświadczenia w zastosowaniu nowoczesnego leczenia. Czasem dzwonią do mnie pacjenci i opowiadają, że dostali lek na raka z zagranicy, ale w Polsce nikt im go nie chce podać. Ja się nie dziwię, bo jeżeli na produkcie jest informacja, że może go podawać tylko osoba, która ma doświadczenie, to bez tego doświadczenia nikt się nie chce tego podjąć. A żeby je zdobyć, należy podać kilka porcji leku. W 2001 r. ukazało się nowe prawo farmaceutyczne, które burzyło w farmacji bardzo wiele rzeczy, pokazywało nowe podejście. Powiedziałem wtedy, że to inne myślenie musi dotykać całej służby zdrowia. Niestety, przez to, że służba zdrowia jest upolityczniona, poszczególne partie zawłaszczają sobie prawo do bycia jedyną słuszną drogą. W różnych obszarach środowisk medycznych, np. w Medycznej Racji Stanu, organizacji zrzeszającej ludzi medycyny, toczą się różne dyskusje, często bardzo konstruktywne, padają propozycje dobrych, uzdrawiających nasz system rozwiązań. Niestety, brakuje egzekucji realizacji wniosków. Wystarczy spojrzeć, ile w ciągu ostatnich lat przedstawiono różnych programów naprawczych: kampanii dla zdrowia, narodowych dyskusji, „rozmów stolikowych” itp. Rosną tony papierów i nic z tego nie wynika, bo kiedy przychodzi choroba, okazuje się, że każdy z nas walczy sam.

DR N. FARM. LESZEK BORKOWSKI
Były prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych, współautor sukcesu harmonizacji leków, konsultant ds. rynku leków amerykańskich funduszy inwestycyjnych, członek zespołu doradczego przy Agencji Rządu Francuskiego, członek rady onkologicznej Medycznej Racji Stanu. Założyciel Fundacji Razem w Chorobie, pacjent onkologiczny

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki