Zwykle jestem ostrożna wobec wszelkich teorii spiskowych i daleka od określania intencji ludzi. Jeśli z jakiegoś podejmowanego publicznie tematu – niezależnie od tego, przez kogo jest podejmowany – można wyciągnąć jakieś dobro dla Kościoła, jeśli można znaleźć choćby cień racji, chcę o tym rozmawiać. Zależy nam w końcu na tym, żeby mechanizmy, które działają w sposób konieczny w świecie przyrodzonym, były mechanizmami jak najbardziej zdrowymi i transparentnymi. W ten sposób podeszłam również do powracającego tematu spowiedzi dzieci. Jestem w stanie w spowiedzi dzieci znaleźć i dobre strony, i potencjalne zagrożenia. Jestem w stanie zaproponować również przynajmniej kilka tematów, które poważnie rozważyć należy od strony teologicznej. Jednocześnie jestem głęboko przekonana, że taka dyskusja powinna się odbywać jedynie wewnątrz Kościoła i niezależnie od głosów ludzi pokroju Betlejewskiego. Miałam okazję spotkać się z nim w dyskusji i jego głos wskazuje, że dużo bardziej niż troska o dzieci motywuje go do działania nie tyle niechęć, ile wręcz pogarda dla religijności jako takiej. Nie można poważnie rozmawiać o spowiedzi dzieci, posługując się określeniami „dzieci klękających w kiosku przed obcym mężczyzną, żeby złożyć swój akt poddańczy wobec Kościoła”. Nie można poważnie rozmawiać o spowiedzi, nie rozumiejąc, czym jest grzech, i nazywając ludzi wierzących ludźmi w „psychozie religijnej”.
Z tego powodu nie tylko sama nie podpiszę petycji, ale z całego serca zniechęcać do tego będę ludzi, którzy mają dobre intencje, ale nie czytają do końca intencji inicjatora akcji. Tak, o spowiedzi dzieci trzeba rozmawiać – ale z pozycji tych, którzy rozumieją, czym w ogóle jest sakrament spowiedzi. Dopiero wtedy możemy bowiem znaleźć mądre, a jednocześnie sprawiedliwie rozwiązania.
Trauma
Zacznijmy od zastrzeżeń, jakie stawiają przeciwnicy spowiedzi dzieci. Jako pierwszy pojawia się tu motyw traumy. Spowiedź ma być sytuacją niezwykle trudną dla dziecka, rzutującą na jego kolejne doświadczenia; sytuacją nie tylko niekomfortową, ale wręcz upokarzającą. Rzeczywiście część ludzi wierzących wspominać będzie swoją pierwszą (i nie tylko pierwszą) spowiedź jako doświadczenie niezwykle trudne. Wielu wierzących, również dorosłych, będzie mówiło o wiążącym się z tym sakramentem stresie czy po prostu pewnym napięciu.
Problemem (nie tylko dzieci) jest fakt, że często nie mamy kontroli nad tym, do jakiego spowiednika trafiamy. Nie każdy będzie charakteryzował się tym samym poziomem empatii, współczucia czy miłosierdzia. Ksiądz może mieć zły dzień albo mentalność moralizatora, który uznaje, że nie jest szafarzem, ale właścicielem Bożego Miłosierdzia.
Możliwość wykorzystania
Spowiedź zawsze jest wydarzeniem bardzo intymnym, a co za tym idzie – niezwykle trudnym dla dzieci, które nie potrafią jeszcze stawiać granic i chronić się przed zbytnim odarciem z tej intymności. Jednocześnie jest to sytuacja – bodaj jedyna we współczesnym świecie – kiedy dorosły mężczyzna zostaje z niespokrewnionym dzieckiem sam na sam, a wszystko, co się między nimi wydarza, obwarowane jest nie tylko jakąś tajemnicą, ale tajemnicą niezrywalną. Można zakładać, że wszyscy spowiadający mają odpowiednią wrażliwość i że żaden z nich nigdy nie wykorzysta tej sytuacji do żadnych nadużyć, ale bylibyśmy w tym założeniu naiwni. Pozostajemy przy tym pozbawieni jakichkolwiek narzędzi kontroli: przy spowiedzi nie może być świadków, nie wolno jej w żaden sposób nagrywać. Trudno się dziwić, że taka sytuacja budzi obawy, zwłaszcza kiedy wszystkie inne możliwości spotkania księży sam na sam z dziećmi zostały im prawnie ograniczone. Ci, którzy będą chcieli dzieci skrzywdzić, mogą wykorzystać do tego właśnie sakrament spowiedzi.
Przygotowanie i przebaczenie
Pewnym problemem jest również kwestia nieprawidłowego przygotowania do sakramentu pokuty, braku wiedzy ze strony rodziców, nieświadomości tego, co w tym sakramencie się wydarza i czemu służy. Niektórzy twierdzić będą, że dzieci nie tylko nie odróżniają jeszcze dobra od zła, ale też nie są w stanie popełnić grzechu ciężkiego.
To wszystko rzeczywiście skłaniać może do pytania, czy rzeczywiście nie czas pomyśleć o tym, żeby spowiadać jeśli nie wyłącznie dorosłych, to przynajmniej późne nastolatki.
Ta dyskusja ma jednak swoją drugą stronę.
Istotą sakramentu pokuty i pojednania nie jest wyznanie grzechów, ale przyjęcie przebaczenia. Wydaje się mocno niesprawiedliwym pozbawiać dzieci (również dorastającą młodzież przed osiemnastym rokiem życia) możliwości przeżycia i przyjęcia Bożego Miłosierdzia. Nawet jeśli będziemy się zastanawiać nad pojęciem grzechu u siedmiolatka (a będziemy to robić), w przypadku czternasto- czy piętnastolatka będzie to już pojęcie absolutnie zrozumiałe. Nie chodzi przy tym o grzech rozumiany prawnie, o katalog czynów uznanych za złe przez osoby trzecie – ale o żywą świadomość, że komuś wyrządziło się krzywdę, że wybrało się drogę pozbawioną miłości. Człowiek nie potrafi wyzwolić się z tego sam, przyjęcie Bożego Miłosierdzia pełni również rolę terapeutyczną.
Formacja
Ważna jest również kwestia pewnej formacji, wychowania. Kiedy uczymy dzieci spowiadania się – nawet jeśli wiemy, że nie mają one poważnych grzechów – to formujemy je do stawania przed Bogiem w prawdzie również wówczas, kiedy będą dorastać i lepiej rozumieć i rozpoznawać swoją winę. Można śmiało założyć, że jeśli zakazać by spowiedzi dzieci do osiemnastego roku życia, po osiemnastych urodzinach do spowiedzi nie przyszedłby już nikt albo prawie nikt. Nauka stawania w pokorze przed Bogiem – z ufnością, że On wybacza i przygarnia po największym nawet złu – mogłaby być zbyt trudna.
Wychowanie
W dyskusji o pożytku ze spowiedzi dzieci można również mówić o roli wychowawczej sakramentu, o nauce rozpoznawania dobra i zła. Można mówić o tym, że nie każdy stres jest dla człowieka zły – każde dorastanie i przekraczanie granic niezmiennie wiąże się ze stresem, bez niego w zasadzie niemożliwy jest jakikolwiek rozwój człowieka. Można również przypominać, że spowiedź jako praktyka religijna nie podlega regulacjom ze strony aparatu państwowego, kierowanie więc do Sejmu petycji z zakazem spowiedzi dzieci jest niczym więcej, jak działaniem wizerunkowym. Aby taki zakaz prawny był w ogóle możliwy, szkodliwe działanie musiałoby zostać potwierdzone poważnymi badaniami albo sądowymi wyrokami, które stwierdzałyby popełnianie przestępstwa samym aktem spowiadania dzieci. Ocieramy się tu o granice absurdu, którym nie warto poświęcać większej uwagi. O jakiejkolwiek realności takich rozwiązań świadczy fakt, że choć palenie papierosów przynosi szkody na zdrowiu każdego palącego i szkody te potwierdzają setki badań prowadzonych przez dziesięciolecia, palenie tytoniu nie jest zakazane. Na jakiej podstawie Sejm miałby zakazać spowiedzi?
Dawać bardziej
Argumenty jednej i drugiej strony nie wyczerpują tematu. Postawić tu można bowiem szereg pytań, nad którymi mogliby się pochylić teolodzy, duszpasterze i wierzący rodzice spowiadających się dzieci.
Pierwsze z nich dotyczy całej historii sakramentu pokuty. Po tym, jak Jezus po prostu przebaczał, pierwsi chrześcijanie długo nie mogli uwierzyć, że mają prawo robić to w Jego imieniu zbyt prosto. Początkowo było to możliwe tylko raz w życiu, po chrzcie. Wiązało się z publicznym wyznaniem grzechów i wieloletnią czasem, trudną również fizycznie pokutą. Z czasem mnisi iroszkoccy wprowadzili spowiedź uszną, już częstszą, za to ze specjalnymi taryfikatorami pokut, wyznaczanych za konkretne grzechy. Zasadniczo jednak cała ta historia krok po kroku prowadziła do tego, żeby rozgrzeszenia w imię Jezusa udzielać szerzej, łatwiej, żeby Boże Miłosierdzie było coraz bardziej dostępne, bez mnożenia warunków.
Bez wyznania?
Sytuacja, którą mamy dzisiaj, nie jest więc pochodną wyimaginowanego systemu odwiecznej opresji – bo logika tego procesu wskazuje na wręcz przeciwny kierunek. W wielu krajach Europy (słusznie lub nie, ale to inna dyskusja) proces ten poszedł jeszcze dalej, w praktykę rozgrzeszania bez wyznania grzechów, w spowiedzi powszechnej. Nie wiemy dziś, co wydarzy się za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Być może, jeśli uwzględnić historyczne procesy, można teologicznie rozmawiać o możliwości rozgrzeszania dzieci bez indywidualnego wyznawania grzechów? Wydaje się to opcją do rozważenia, zwłaszcza że sama praktyka spowiadania dzieci jest stosunkowo młoda, wprowadzona została dopiero w XX wieku, więc uznanie, że ruch ten był nietrafiony, nie będzie dramatyczną rewolucją.
Dziecko i grzech
Drugą ważną kwestią jest pytanie o możliwość popełnienia grzechu ciężkiego przez dziecko. Teologia moralna uczy, że grzech ciężki to świadome i dobrowolne przekroczenie prawa Bożego w materii ważnej – i tylko z tych grzechów mamy obowiązek się spowiadać. Grzechy lekkie odpuszczane są w akcie pokutnym w czasie Mszy św. Dziś w dyskusjach teologów pojawia się pytanie, czy człowiek w ogóle jest w stanie popełnić grzech ciężki – wiele dawnych nauk na ten temat zostało zdezaktualizowanych przez odkrycia psychologii czy neurobiologii, pokazujących, jak mocno wolna wola bywa ograniczona. Tym bardziej więc pytanie o grzech ciężki dziecka jest zasadne. Oczywiście spowiedź z grzechów lekkich dla dziecka również pełni funkcję wychowawczą i nie czyni spowiedzi bezużyteczną – ale w takim razie zupełnie inaczej powinna wyglądać formacja do spowiedzi, żeby nie wpędzać dzieci w wyolbrzymione poczucie winy, co ostatecznie wypacza sumienia w kierunku skrupulanctwa.
Sumienie dziecka
Jeśli spojrzeć na to, jak rozwija się dziecko i jakie jest jego rozumienie dobra i zła w wieku siedmiu czy ośmiu lat, można postawić śmiałą tezę, że właśnie w spowiedzi dzieci tkwi przyczyna niezrozumienia istoty grzechu wśród współczesnych dorosłych. Dziecko dopiero zaczyna odróżniać dobro od zła i robi na poziomie podstawowym, opierając się na regułach: „to wolno, a tego nie wolno”. Nie ma tam jeszcze odniesienia do wolności, intencji, miłości. Moralność dla nich to zasady i nakazy.
Pytanie jednak, na ile chrześcijanie – nauczeni takiej moralności przy swojej pierwszej spowiedzi – z czasem z tego wyrastają? Wydaje się, że przynajmniej na poziomie religijnym wielu nie wyrasta nigdy. Stąd powszechne pytania: „czy to jest grzechem” i równie powszechne oburzenie tezą, że tę czy inną sprawę należy rozeznać we własnym sumieniu. To wciąż rozpoznawanie grzechu na duchowym poziomie kilkuletniego dziecka. Na ile na tym poziomie zatrzymuje nas fakt, że właśnie wtedy zaczynamy i uczymy się spowiadać?
Kto spowiada?
Zdecydowanie poważnej rozmowy wymaga kwestia księży spowiadających dzieci, ich odpowiedniego przygotowania i dodatkowej formacji nie tylko duchowej, ale również dotyczącej chociażby psychologii rozwojowej. Być może do spowiadania dzieci powinni być wyznaczeni jedynie niektórzy duchowni.
Zastanowić się należy nad formacją samych dzieci i ich rodziców. Od delikatności rodziców, którzy szanują intymność dziecka, nie dopytują o spowiedź, ale też nie używają argumentu spowiedzi w karceniu dziecka, w dużej mierze zależy przeżywanie samego sakramentu. Wydaje się, że przedyskutować należy kształt rachunku sumienia dla dzieci. Przykazaniem, na którym potyka się wielu katechetów, jest „nie cudzołóż”. Karkołomne próby wyjaśniania dzieciom, o co tu chodzi, kończą się tym, że dzieci spowiadają się ze spania w cudzym łóżku albo z tego, że przypadkiem zobaczyły pana wskakującego do basenu. Czy nie byłoby krokiem w dobrą stronę wyjaśniać dzieciom po prostu, że ten grzech dotyczy jedynie osób dorosłych i że na razie nie muszą się nim przejmować? Kiedy przyjdzie moment, gdy w tej kwestii będą mogły już mieć coś na sumieniu, rozumieć już będą pojęcie cudzołóstwa. Mieszanie tym w głowie ośmiolatkom wydaje się niebezpiecznie zbliżać do ich seksualizacji – a co gorsza, może również prowokować do zadawania niezdrowych pytań przez tych księży, którzy mają problem z własną seksualnością.
Rozmowy wstrzymane
Takie dyskusje powinny w Kościele trwać i nie są ani niczym złym, ani nie podważają nauczania Kościoła, ani nie muszą wprowadzać zamętu. Kościół w ten sposób od wieków zmienia pewne formy, pozostając jednocześnie wiernym treściom.
Niestety publiczne wystąpienia w formie petycji do Sejmu, motywowane prostą niechęcią do wiary, ukrytą jedynie pod pozorem troski o dzieci, skutecznie tę dyskusję zamykają i odsuwają ją w czasie na lata. Efekt dziś będzie taki, że pojawi się w społeczeństwie kolejna oś podziału, a Kościół, czując zagrożenie ważnych dla niego spraw, obwaruje się jedynie w stanie obecnym, wykluczając dyskusję na wrogich warunkach. O spowiadaniu dzieci moglibyśmy rozmawiać, realnie zwiększając bezpieczeństwo penitentów, bez najmniejszej szkody dla istoty sakramentu. Na razie niestety wydaje się, że będzie to niemożliwe.