Kończy się okres przygotowania kolejnego rocznika dzieci do przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej. Zanim przyjmą sakrament Eucharystii, czeka je mniej lubiane doświadczenie: sakrament pokuty i pojednania. Czy w Szkole dla Spowiedników macie jakieś porady na tę okoliczność?
– Pierwszy cykl zajęć w ramach Szkoły składa się z czterech sesji. W czwartej analizuje się spowiedź poszczególnych grup penitentów, w tym dzieci. Poza tym w trakcie każdych zajęć są ćwiczenia praktyczne. Księża uczą się także adekwatnego podejścia do konkretnych grup penitentów. Tam też zajmujemy się spowiedzią dzieci, bo ona jest dosyć specyficzna. Może nie tyle pod względem szukania rozwiązań problemów moralnych, ile praktyki. Taka spowiedź wymaga innej komunikacji. Spowiednik musi rozumieć specyfikę kontaktów z dzieckiem.
Człowiek, co wiemy z psychologii rozwojowej, przechodzi w dzieciństwie kilka etapów rozwoju moralnego. Uczycie spowiedników, ale do tej pierwszej spowiedzi trzeba przygotować dziecko. Jak mu wyjaśnić, czym jest grzech i czemu ma wielki wpływ na relację człowieka z Bogiem?
– Dziecko już od małego jest przez rodziców uczone rozeznawania moralnego. Wiele zależy od tego, w jakiej rodzinie dorasta, jaką ma wrażliwość osobistą. Wpływa na to wiele czynników. Dziecko zawsze uczy się jednak rozróżniać, że coś jest dobre, a coś złe. To czynić należy, a tego – nie wolno. Dziecko nie ma świadomości moralnej dorosłego człowieka. Spowiada się po swojemu. Przynosi do sakramentu pokuty to, co uznaje za złe. Nie chodzi o to, żeby na siłę robić z niego dorosłą osobę, tylko mądrze towarzyszyć. Uczyć go wrażliwości adekwatnej do jego wieku.
Nauka tego, czym jest grzech, jak robić rachunek sumienia itp. jest permanentna, ustawiczna, powinna trwać całe życie. Jeżeli zatrzyma się w jakimś momencie katechizacji dziecka lub młodego człowieka, pozostanie niedojrzała. Ja też cały czas się tego uczę. Spowiednik podpowiada mi pewne kierunki, wskazuje na nowe obszary, których nie doceniałem, itp.
To wskazuje na kluczową rolę rodziny.
– Dziecko ma zwykle z początku ciepłe odniesienie do Boga, postrzega Go trochę jak wielkiego Rodzica. Tu wchodzimy w cały konglomerat spraw, bo jeżeli rodzice, zwłaszcza ojciec, nie są kochający lub krzywdzą, odrzucają, używają przemocy, dziecku będzie trudno przyjąć, że Bóg je kocha, zaufać Mu. Nie jest w stanie zbudować obrazu Boga Ojca w oparciu o swoje doświadczenia. A jak wiemy z psychologii, człowiek przenosi przeżycia z tej relacji na spotkanie z Bogiem. To ważne, bo przygotowanie dziecka do spowiedzi wcale nie polega na nauczeniu go powtarzania z pamięci formułek, zrobienia rachunku sumienia przy pomocy listy pytań itd. Po prostu nie uczymy dziecka tylko, czy przede wszystkim, rytu – ale spotkania z Bogiem w sakramencie.
Na to, jak dziecko przeżyje spowiedź, wpływa cała atmosfera domu rodzinnego. Trudno przekazać mu to, czego samemu się nie posiada. Nie można jednak „zepchnąć” przygotowania do spowiedzi na „kompetentnego” specjalistę, katechetę czy kapłana. Tego naprawdę nie da się zrobić bez wsparcia rodziców. To dotyczy także kontynuacji, bo pierwsza spowiedź nie jest ostatnią.
Kluczem jest relacja. Spowiedź jest środkiem do celu, a nie – wartością samą w sobie. „Bóg nigdy nie męczy się przebaczaniem”, jak mówi papież Franciszek. Czemu? W te zagadnienia nie da się chyba wprowadzić dziecka w pełni na lekcji w szkole.
– To jest szerszy problem. Wiele zależy od podejścia rodziców do formacji religijnej. Często się zdarza, że traktują oni pierwszą spowiedź i Komunię jako jakiś „próg społeczny” i tyle. Jest wydarzenie, uroczystość – potem dziecko się zostawia samo sobie. Ono jest za małe, żeby samodzielnie podjąć obowiązek swojej formacji. Nie ma nawyku spowiedzi i Komunii. Trzeba mu regularnie przypomnieć, towarzyszyć w rozwoju religijnym. Bez tego nawet najlepszy ksiądz czy katechetka nie zapewni rozwoju, nie jest w stanie wypełnić powstałej luki.
Zdarza się, że dziecko, szykując się do rocznicy Pierwszej Komunii, w czasie spowiedzi mówi, że ostatnio spowiadało się rok temu. Ono najczęściej nie ma takich grzechów, żeby była moralna konieczność częstej spowiedzi. Ale warto wyrobić nawyk przystępowania do sakramentów, przychodzenia do Boga, który kocha, i z radością obdarza łaską. Ktoś to zaniedbał.
Jak pomóc dziecku zrobić rachunek sumienia?
– Jeżeli rodzina na co dzień dba o formację, nie trzeba nawet wiele tłumaczyć, czy używać tego terminu. Można powiedzieć: Zastanów się, co było złego w tym, co ostatnio robiłeś? Co według ciebie nie podobało się Panu Bogu? Co chcesz zmienić? Trzeba używać języka, który dziecko rozumie, a ono spokojnie sobie z tym poradzi, bo ma intuicję dobra i zła. Jeśli natomiast zarzucimy je trudnymi pojęciami, zgubi się w nich. To samo dotyczy słów księdza w czasie spowiedzi.
Pamiętam zabawną historię. Jeden z przyjaciół był w domu zasypywany pytaniami na temat spowiedzi przez młodego człowieka i „wezwał” mnie na pomoc. Porozmawiałem z synem, wytłumaczyłem różne kwestie. Mówiłem o potrzebie pojednania z ludźmi przed sakramentem pokuty (uprzedzając rodziców, żeby się nie dziwili, a mogli odwzajemnić to dziecku). Po jakimś czasie przyjaciel dzwoni i pyta: Coś ty mu nagadał? Syn właśnie siedzi przy naszym psie, głaszcze go i przeprasza, bo niewłaściwie go skarcił! Odpowiedziałem: daj spokój, on uważa psa za członka rodziny więc skoro zawinił, to przeprasza. Przejdzie mu. Zrozumie, że relacja z psem jest jednak inna niż z ludźmi. Z drugiej strony to jest piękne. Dzieci są autentyczne, spontaniczne i jeśli szukają pojednania, pragną je dobrze i szeroko przeżyć.
Ojciec jest kapucynem, a to po linii św. Franciszka z Asyżu! Mnie się marzy katolicyzm, w którym okrucieństwo i bicie zwierząt jest powodem ciężkich wyrzutów sumienia i wyznaje się te grzechy w czasie spowiedzi. Chrześcijanin krzywdzący zwierzę nie umie kochać słabszych, zależnych – nie współczuje, a syci się cierpieniem.
– Zgoda. Dziecko uczy się w domu szacunku dla zwierzęcia. Tego, że nie wolno go krzywdzić, stosować przemocy. Ma się nim opiekować. Złem jest przekroczenie granicy zachowania wobec zwierzęcia, ale… nie trzeba go za to przepraszać jak człowieka.
To, czy dziecko poczuje wyrzut sumienia za krzywdzenie psa, kota itd., zależy głównie od tego, czy rodzice nauczą je odruchu współczucia. Niestety sporo z nich nie ma czasu. Bazuje raczej na „pomocach dydaktycznych”. Jakie błędy robią czasem dorośli, chcąc pomóc dziecku?
– Najgorsze jest to, że rodzice traktują pierwszą spowiedź jak egzamin, formę sprawdzianu „jak wypadnę przed księdzem?”. Kiedyś trafiło do mnie dziecko po terapii – na prośbę psychologa – które nabawiło się silnej nerwicy przy pierwszej spowiedzi. Bo mama zaingerowała w jego rachunek sumienia. Pomoc polegała na tym, że napisała na kartce grzechy, które ma wyznać księdzu. A chłopiec ukradł jej wcześniej niewielką kwotę pieniędzy i wstydził się przyznać. Mama zrobiła mu listę grzechów, ale tego akurat na niej nie było. Dziecko przeczytało księdzu listę, dostało rozgrzeszenie, a potem ogromnie się męczyło, bo przecież zataiło grzech… To było tak trudne psychiczne, że wymagało pomocy terapeuty. Mama przekroczyła granicę, której przekroczyć nie wolno, i wygenerowała problem, który w ogóle nie musiał zaistnieć. Rodzice muszą mieć tu duże wyczucie, żeby pomóc rozeznać dziecku, co jest grzechem, a co nie. Nie mogą zastąpić sumienia.
Jak łatwo skrzywdzić dziecko, nawet mając dobre intencje, bo wspomniana mama chyba je miała…
– Tak się zdarza. Częściej jednak rodzice przerzucają po prostu na dziecko własne lęki. Jeśli rodzic bał się spowiedzi, miał przykre doświadczenia, był nią straszony, to nieświadomie lub świadomie nastawia dziecko w podobny sposób.
Jeśli chodzi o trudności, jakie wynikają ze strony księży, to jest to przede wszystkim kłopot z komunikacją. Do dziecka trzeba mówić językiem, który jest dla niego w pełni zrozumiały. Są słowa, które kapłanowi wydają się oczywiste, bo należą do języka kościelnego, jakim on na co dzień się posługuje. Dla odbiorcy oczywiste nie są. To może prowadzić do stresu, bo dziecko nie rozumie, co ksiądz do niego mówi. Podam przykład. To akurat dotyczy nieco starszego chłopca, ale zasada jest ta sama. Dostał za pokutę: „Masz wzbudzać akty strzeliste”. Fajnie, to jest bardzo dawna tradycja Kościoła, odmawianie krótkich modlitw skierowanych do Boga („Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną” itp.), ale termin jest dla nastolatka wzięty z księżyca! Z niczym mu się to nie kojarzyło. Jakie akty? Gdzie ma strzelać? Jak wypełnić pokutę, skoro nie wie, co ma zrobić? Był zupełnie zagubiony. Na szczęście mi o tym powiedział. Spytałem: masz komórkę? Mówi: mam. To jest tak, jakbyś chciał napisać Panu Bogu SMS-a – wyjaśniałem. Język technologii zrozumiał. Wystarczyło sformułować zdanie w innym języku. To nie znaczy, że ma on być infantylny. Ma być przede wszystkim komunikatywny. Warto też zapytać – czy wszystko rozumiesz? Może masz pytania do mnie? To dotyczy zresztą każdej spowiedzi, bo części terminów mogą nie znać spowiadający się dorośli.
Czy dziecko musi klęczeć? Wyobrażam sobie, że dziecko chce szeptać do ucha spowiednika, a nie dostaje twarzą do kratki. Nie ma konfesjonałów dla dzieci, choć może powinny być. Byłyby na pewno mniejsze, może kolorowe? Meble tworzą przestrzeń zaufania.
– Nie, nie musi klęczeć, może stać. Ja sam mam chorą nogę i spowiadam się na stojąco. Uprzedzam tylko kapłana, że nie mogę klęczeć, bo ból byłby nie do zniesienia, i będę stał. To nie wynika z wygodnictwa. I nie ma problemu. Ważne jest przede wszystkim moje serce, a nie nogi!
Akcent kładziemy na spotkanie, relację, a nie na wyrecytowane z pamięci formułki?
– W Szkole dla Spowiedników uczymy, że ksiądz ma być ikoną dobrego Boga, który kocha każde swoje dziecko. Przyjmuje każdego. I jest po jego stronie. Ludzie boją się osądu, przykrej reakcji i tego, że spowiednik jest przeciwko nim. Bóg w spowiedzi staje po stronie grzesznika, gdyż chce uleczyć to, co niedobre, ciemne, grzeszne. Poprowadzić ku temu, co jest Dobrem i Światłem.
Czy jako spowiednik miał Ojciec trudne sytuacje związane ze spowiedzią dziecka?
– Pamiętam sytuację, która była bardzo trudna. Do dziś jest to jedna z bardziej dramatycznych spowiedzi, jakie przeżyłem. Mieszkałem wtedy w zabytkowym klasztorze, a nasze tradycyjne świątynie kapucyńskie są malutkie. Były tam konfesjonały szafowe. Penitent wchodzi do środka, zamyka za sobą drzwiczki. Siedziałem po jednej stronie, chłopiec po drugiej. Między nami była kratka i szyba, ale widziałem, że on kurczowo trzyma się konfesjonału i cały drży. Nie mógł wydusić z siebie słowa. Próbowałem z nim spokojnie rozmawiać, zagadać: Jak ma na imię? Co słychać? Nie było żadnego kontaktu. Był potwornie zalękniony. Przypuszczam, że ktoś go straszył tym, co ksiądz powie. Wciąż to pamiętam, modlę się za to dziecko… Nie byłem w stanie przebić się przez jego lęk. Nie mogę w takich sytuacjach wyjść, przytulić czy pogłaskać dziecka, bo pojawi się zarzut, że za bardzo skracam dystans; podejrzenie o złe intencje. Jedyne, co mogłem zrobić, to wyjść do rodzica i poprosić, żeby zabrał przerażone dziecko, bo się nie wyspowiada.
Mając kilka minut w czasie spowiedzi, nie jestem w stanie nic więcej zrobić. Mogę zachęcać, ośmielać. Czasem dziecko zapomni, co powiedzieć lub zrobić w danej chwili, to podpowiem: teraz trzeba to, teraz żałuj za grzechy itd. Ale nie wyprowadzę z lęku przed kapłanem. Nie odblokuję, jeśli dziecko nie wierzy, że Bóg jest zawsze gotowy do przebaczenia, a nie jak policjant czy sędzia przygotowany jedynie do ukarania za każde wykroczenie. A przecież Bóg jest tak czuły i troskliwy.
Pierwsza spowiedź z reguły jest stresem choć – co Ojciec podkreślał – nie wolno jej traktować jak egzaminu. Jak zmniejszyć stres?
– Można oswoić dziecko z konfesjonałem, zwłaszcza jeśli jest duży i mroczny. Rodzice mogą dzielić się doświadczeniem tego, że spowiedź nie zawsze jest łatwa, ale dla nich stanowi umocnienie. Daje pokój i miłość. Jeśli dla kogoś to wstyd, lęk lub poczucie niższości, to takie uczucia nie wynikają z samego sakramentu, ale z całej relacji z Bogiem.
Dziecko w sakramencie spowiedzi spotyka się z Bogiem, przez księdza, przedstawiciela wspólnoty Kościoła. Pojednanie z Bogiem dokonuje się we wspólnocie. Spowiedź to zatem nie egzamin, który trzeba zaliczyć, tylko ważny moment budowania długotrwałej relacji miłości.