Logo Przewdonik Katolicki

Wielkanoc ludowa

Bartłomiej Gapiński
Wielka Sobota w Tomaszowicach i Modlnicy, 1937 r. | fot. NAC

Obok tradycji bożonarodzeniowej szczególną rangę w ludowym świętowaniu miała tradycja wielkanocna. Ponieważ jest ona niezwykle barwna, zaprezentowana zostanie tu wyrywkowo.

Będzie to refleksja bazująca na opiniach etnograficznych i interpretacjach antropologów kulturowych.

Święconka – przygotowanie do celebracji życia
Preludium do wielkanocnego śniadania było na dawnej wsi święcenie przypadające na dzień Wielkiej Soboty. „Wtedy [w kulturze tradycyjnej] w kościołach jak i dziś święciło się jedzenie, które potem przyjdzie spożyć aż do ostatniej okruszyny – pisze Anna Zadrożyńska. – Dawniej po dworach czy zamożnych domach, a nawet na wsiach (lecz nie tak wystawnie), przygotowywano specjalne stoły wielkanocne, które ksiądz przychodził święcić. Ludność wiejska najczęściej wędrowała ze święconym do kościoła lub, jeżeli kościoła blisko nie było, organizowano wielkosobotnie święcenie we dworze”. Po okresie postnego umartwienia tak szykowano się do wielkiej celebracji życia, którego jedzenie jest metonimią, oznaką, elementem.

Rezurekcja i salut na cześć Zmartwychwstałego
Oczywiście nie można przeoczyć, że spożywanie posiłków silnie było odniesione do porządku duchowego. Przełomem było bowiem celebrowanie zwycięstwa nad śmiercią Zbawiciela. Obchody te po dziś dzień mają barwną oprawę. Agnieszka Urbaniak tak charakteryzuje współczesne uroczystości rezurekcyjne w parafii Wrociszew i jej okolicy na Mazowszu: „Wielkanoc rozpoczyna się odprawianą o świcie mszą, zwaną rezurekcją. Mszy towarzyszy uroczysta procesja z wielkim rozgłosem, powodowanym biciem dzwonów, wystrzałami petard, chóralnymi śpiewami. Procesja z figurą Chrystusa okrąża kościół trzy razy. Jest to radosna demonstracja zwycięstwa życia nad śmiercią”. W okolicach Sandomierza wyraża się radość ze Zmartwychwstania w postaci „bziuków” – określanych jako „plucie ogniem” (wydmuchiwania podczas procesji przez strażaków strumieni ognia), czy poprzez barwne pochody „turków”. Hałas, wybuchy ognia, wystrzały, huk, jak podaje Barbara Ogrodowska, to salut na cześć Zmartwychwstałego niejako przywołujący zamieszanie, jakie towarzyszyło odsuwaniu się kamienia grobowca Chrystusa przy zmartwychwstaniu. Gdzieniegdzie procesja wokół kościoła odbywa się nie tyle rano, ile po Wigilii Paschalnej – dawnej ta forma celebracji była bardziej popularna. Dawniej też na terenach Wielkopolski wracający z rezurekcji do domu gospodarz powożący wozem (bo pojawienie się wozem też było oznaką prestiżu) starał się, by nikt go nie wyprzedził, tak zaklinając szczęście. Na innych obszarach wręcz ścigano się, kto jak najszybciej z kościoła, z mszy rezurekcyjnej, do domu powróci.

Śniadanie wielkanocne – niezwykła uczta
Wśród domowników obok mszy rezurekcyjnej świętowanie rozpoczynało przede wszystkim uroczyste śniadanie wielkanocne. Jak pisał Oskar Kolberg o wsi krakowskiej: „W niedzielę rano zanim pójdą do kościoła, czasami przed resurrekcyą, siada gospodarz za stołem, a wyłożywszy święcone na stół, obdziela niem rodzinę. Naprzód piją gorzałkę, potem jedzą chleb z masłem w końcu jaja i mięsiwo – kosteczki zaś w mięsie święconem zakopują w polu, żeby im krety i myszy pola tego nie psuły. W dzień wielkanocny raz tylko palą w piecu lub na kominie, a to aby ugotować obiad, złożony powszechnie z barszczu na szynkowej wodzie (po szynce pozostałej), z kaszy tajonej lub klusków palonych, a szczególnie z makaronu z jakiejkolwiek choćby najgrubszej, zrobionego mąki”. Na pamiątkę Męki Zbawiciela w Polsce południowo-wschodniej spożywano surowy korzeń chrzanu. Jedzenie przez domowników, w tym dzieci, całej laski chrzanu podczas śniadania traktowano jako ostatnie umartwienie, odnoszące się do pojenia na krzyżu Jezusa żółcią i octem. Na stole stał zawsze baranek – wprost nawiązujący do triumfującego Chrystusa, zwany agnuskiem. W Wielkopolsce zasadniczo w pierwszy dzień świąt, tak ważnych i doniosłych, przebywano w domu, nie było mowy o odwiedzaniu innych, podobnie jak do minimum starano się gotować, zadowalając się produktami święconki. Święconka miała wiele magicznych zastosowań, np. pszczelarze smarowali nią wyloty uli, tak zaklinając pomyślność i apotropeicznie zabezpieczając pasiekę przed atakiem obcych pszczół.
Choć potrawy były przygotowywane wcześniej, często były zimne lub co najwyżej podgrzewane (stąd nazywanie posiłku „śniadaniem bez dymu” lub „obiadem bez dymu”), była to niezwykła wręcz uczta, wystawna ponad miarę, bogata, mięsna, aż do przesady, przy czym rozrzutność cechowała nie tylko bogatych kmieci, ale również znacznie biedniejszych chłopów. Na Wielkanoc trzeba było się postawić. Anna Zadrożyńska pisała: „Na Wielkanoc przygotowywano prawdziwe uczty w porównaniu z codziennymi potrawami. Wszystkiego bywało w nadmiarze, jak nigdy w życiu poza świętami. Były więc kiełbasy wieprzowe, inne mięsa, rozmaite ciasta. I jaja – malowane, pisane, kraszone, skrobane, oklejane. A one to główny rekwizyt wielkanocnego życia rodzinnego i społecznego”.

Jajko – nie tylko symbol życia
Prócz tradycji chrześcijańskiej – jajka jako symbolu odrodzenia, pokonania śmierci przez Zbawiciela, etnolodzy doszukiwali się w jajku i innych dawnych sensów, reliktów myślenia magicznego. Pisał Piotr Kowalski: „Mityczne uzasadnienie ma także zwyczaj dzielenia się jajkiem wielkanocnym (podobnie jak w czasie Bożego Narodzenia – opłatkiem), chodziło nie tylko o więź, jaką tworzy wspólnie spożywany pokarm, lecz także i fakt, iż staje się on jednym z wymienianych przez biesiadników darów. Składane wówczas życzenia to kolejny dar – słowa, które mają magiczną moc stanowienia (odnawiania świata). Bardzo rozpowszechnionym zwyczajem było wyrażanie akceptacji dla planów małżeńskich (lub przynajmniej narzeczeńskich) przez ofiarowanie chłopcu kraszanek. Na Śląsku umieszczano na nich specjalne inskrypcje: ‘kogo miłuję, temu jajuszko podaruję’”. Prócz łamania się jajkiem dawniej obdarowywano się też pisankami. Skorupki jajek zakopywano przy ścianach domów, co miało sprzyjać rodzinie włościańskiej dającej życie i chronić domowników przed złem i demonami. Jaja, jak podkreśla Dorothea Forstner OSB, po poświęceniu miały w Wielkanoc zapobiegać szkodzie na zdrowiu po surowym Wielkim Poście (dodajmy, że odstawienie mięsiwa na czas Wielkiego Postu i późniejsze obfite i ponad stan jego spożywanie w trakcie Wielkiej Nocy kończyły się niekiedy przejedzeniem, chorobą). Jaja spożywano, by wyjednać błogosławieństwo dla ciała i duszy. Przede wszystkim były one formą restytuowania życia i tutaj bogate były tradycje jeszcze pogańskie, które przenikały się z chrześcijańskimi. Jaja były też elementem wesołych gier i zabaw biesiadników. W tradycji wielkanocnej przetrwały również dawne i zamierzchłe obrzędy zaduszkowe. U prawosławnych na wsiach popularne było również, by jaja, tak barwnie zdobione, ofiarowywano zmarłym, zanosząc je na groby.

Śmigus-dyngus i rękawka
O ile Niedziela Wielkanocna była świętem, które poza mszą rezurekcyjną spędzano w domu, w kręgu najbliższych, rodziny, to zarówno w Poniedziałek, jak i Wtorek Wielkanocny miał miejsce już obrzęd śmigusa dyngusa – o charakterze publicznym, ogólnowiejskim, łączony z chłostaniem gałązkami brzozy czy, co było popularniejsze, polewaniem wodą; ale też z podarowywaniem sobie nieustannie jaj i obchodami domostw przez młodzież śpiewającą pieśni o Zmartwychwstaniu.
Podczas krakowskiej rękawki (odbywającej się we Wtorek Wielkanocy) rozdawano produkty biednym. Ci, zwłaszcza dziadowie, byli bowiem, w co wierzono w kontakcie z zaświatami, przodkami. Były to zachowania rytualne nawiązujące do zamierzchłej tradycji „dziadów wiosennych” (szczególnie kultywowanej na Kresach Wschodnich). Żebracy to również, o czym należy pamiętać, ludzie Boży, a ich obdarowanie, prócz imperatywu chrześcijańskiej jałmużny, miało skutkować dostatkiem i obfitością. Jak pisze Beata Walęciuk-Dejneka: „na zgromadzonych przy mogile Krakusa biedaków [podkrakowska ludność] sypała obwarzanki, pierniki, jabłka, czy orzechy. Zgodnie z ludową wiarą (…) to im przyznawano większą moc wypraszania łask u Boga czy kontakt z transcendencją. Już sama czynność obsypywania zapewniała ludziom pożywienie, dostatek, bogactwo i pomyślność na cały rok, o którą się starano w tym szczególnym czasie – kiedy następowało cykliczne odradzanie świata (regeneracja sił przyrody)”.

Wielkanoc tłusta i duchowa
Poprzez te wszystkie obrzędy i obyczaje głośno triumfowało życie nad śmiercią, tak witano wiosnę, zaklinano miłość, przyzywano obfitość, płodność oraz pomyślność. Powyżej pozwoliłem sobie tylko na namiastkowy opis obyczajów wielkanocnych, symbolika ta jest bowiem niezwykle głęboka, różnorodna i złożona. Osobne miejsce należy się chociażby regionalnym tradycjom wielkanocnego zająca z Polski zachodniej czy święcenia pól spotykanego po dziś dzień zwłaszcza w Polsce południowo-wschodniej. Wszystkie te obyczaje stanowiły ważny element nie tylko roku liturgicznego, przełomu wiosennego czy astralnego, ale także wpisywały się w ludową wyobraźnię i swoiście rozumianą ludową teologię. Teologię zakorzenioną w nauczaniu Kościoła, która jednak adaptowała i dalsze tradycje. Należy pamiętać przy tym, że było to emocjonalne, zmysłowe, wręcz dotykalne doświadczanie sacrum, gdzie metafizyczne odniesienia miały swój wyraz w konkrecie. Religijność ludowa pozwalała się odnieść do świata wokół, do innych i zrozumieć siebie, mając przy tym silny komponent uchwytny, dotykalny, poręczny, a zarazem metafizyczny. Adekwatna jest tutaj charakterystyka Anny Niedźwiedź: „Religijność typu ludowego zakłada bezpośredniość, która powoduje, że przeżycia są niezwykle intensywne – i są to przeżycia duchowe”. Taka była Wielkanoc – obfita, rozrzutna, tłusta, magiczna, ale też osadzona w duchowości i wykładni religijnej, chrześcijańskiej prawdzie o ostatecznym zwycięstwie Chrystusa nad śmiercią.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki