Chciałabym zapomnieć o granicy Polski z Białorusią, ale nie udaje mi się. Nie dlatego, że liczy sobie ponad czterysta kilometrów, więc jest to całkiem spory kawałek. Trochę dlatego, że nie można się do niej zbliżyć, bo wciąż obowiązuje strefa zamknięta. Ale przede wszystkim dlatego, że wciąż są na niej łamane prawa człowieka. Te podstawowe.
Oto skrót wydarzeń: w lutym, podczas drugiego czytania ustawy wprowadzającej zawieszenie prawa do azylu, w polskim sejmie obecnych było dosłownie kilku posłów, drugiego dnia ustawa została przyjęta niemal jednogłośnie. Potem przyjął ją senat. Według organizacji pozarządowych ustawa ta jest niezgodna z Konstytucją RP, z Konwencją Genewską i Kartą Praw Podstawowych. Helsińska Fundacja Praw Człowieka uważa, że prawa do azylu nie można zawiesić w żadnej sytuacji. W nowej ustawie jest zapis o tzw. grupach wrażliwych, czyli np. kobietach w ciąży, osobach w złym stanie zdrowia, nieletnich. Ich ta ustawa miałaby nie dotyczyć.
Tyle że już na drugi dzień wypchnięto kobietę w zaawansowanej ciąży. To nic nowego, robiono to także przedtem, kiedy teoretycznie wszyscy mieli jeszcze prawo do bycia człowiekiem. Na przykład we wrześniu rodzinę z Iraku z czwórką dzieci i kobietę z Sudanu na wózku inwalidzkim. A teraz, przed chwilą: małoletni chłopak z Somalii – kilka godzin na polskim SOR-ze i już: gotowy na Białoruś. Nastolatek z Sudanu, kraju pogrążonego w okrutnej wojnie domowej, znaleziony bez kontaktu, w malignie, zawieziony do szpitala, gdzie spędził kilka godzin. Ożywiająca kroplówka i Białoruś. W tym przypadku jego pełnomocnicy zdążyli zdobyć decyzję o zastosowaniu środka tymczasowego od Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, czyli zakaz zawracania go do Białorusi.
Ale co z tego, jakie to ma znaczenie, kogo w ogóle obchodzą organizacje humanitarne i prawa walczące o człowieka, które powinny być niezbywalne i przyrodzone? Nie chcę się ciągle dziwić, nie chciałabym też wchodzić w dyskusje polityczne dotyczące bezpieczeństwa kraju czy intencji tych wędrujących po lepsze życie ludzi. Myślę raczej o człowieczeństwie i sumieniu. I o tym, że prawo można sobie naginać, jak się chce, czego nas zresztą uczy historia. Nie ma już nic pewnego, wszystko jest płynne i zależne od sytuacji, którą również można interpretować, jak się chce. Wszystko wolno. Nawet brutalnie potraktować wolontariuszki udzielające na bagnach pomocy ludziom z hipotermią. To były młode kobiety z warszawskiego KIK-u. Erytrejczyków oczywiście wypchnięto, przedtem opowiadali, że Białorusini siłą wepchnęli dużą grupę do Bugu.
Tych historii jest tak bardzo dużo i z pewnością nie jest to temat na świąteczny paschalny numer. Ale jednak trzeba wiedzieć. Chociażby po to, żeby modlić się i o bezpieczeństwo dla uchodźców i o siły dla wolontariuszy, którzy nie zawieszają praw człowieka nigdzie i nigdy.