Jeśli w jakimkolwiek państwie zapada wyrok dotyczący kompetencji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, każdemu obywatelowi tego kraju powinno się zapalić światło ostrzegawcze. Trybunał ten jest bowiem organem, do którego obywatele mogą składać skargi na naruszenie ich podstawowych praw. Jeśli więc władza próbuje ograniczać czy podważać kompetencje Trybunału, może się to bezpośrednio przełożyć na przestrzeganie praw człowieka w danym państwie.
Na wniosek ministra
Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPC), mający siedzibę w Strasburgu, został powołany przez Radę Europy zrzeszającą obecnie 47 państw. Nie jest więc organem Unii Europejskiej. Podstawowym dokumentem, którym się kieruje, jest Europejska Konwencja Praw Człowieka. Choć Rada Europy powstała w 1949 r., a Europejska Konwencja Praw Człowieka została przyjęta w 1950 r., Polska dołączyła do tego grona dopiero w 1991 r., a konwencję ratyfikowała w 1993 r. Prawa człowieka w państwach komunistycznych nie były przecież przestrzegane, a już zupełnie nie do pomyślenia było, by jakikolwiek zewnętrzny organ kontrolował przestrzeganie tych praw.
Kompetencjami Europejskiego Trybunału Praw Człowieka zajął się w ubiegłym tygodniu polski Trybunał Konstytucyjny (TK). Minister sprawiedliwości wniósł bowiem, aby Trybunał Konstytucyjny zbadał normy, którymi kierował się Europejski Trybunał Praw Człowieka, wydając w maju wyrok w sprawie wniesionej przez spółkę Xero Flor. Artykuł 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka mówi, że „każdy ma prawo do sprawiedliwego i publicznego rozpatrzenia jego sprawy w rozsądnym terminie przez niezawisły i bezstronny sąd ustanowiony ustawą”. W maju bieżącego roku Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził, że nie spełniał tych wymogów Trybunał Konstytucyjny rozpoznający skargę wniesioną przez Xero Flor, gdyż w jego składzie zasiadał tzw. sędzia-dubler, czyli powołany na miejsce już obsadzone. Minister sprawiedliwości chciał więc, aby Trybunał Konstytucyjny orzekł w sprawie, która go bezpośrednio dotyczy. W wyroku z 24 listopada TK odmówił Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka prawa do oceny tego, czy sędziowie Trybunału Konstytucyjnego zostali prawidłowo powołani.
Chodzi o prawa człowieka
Trzeba podkreślić, że art. 6 konwencji ma ogromne znaczenie. Co bowiem może zrobić człowiek, którego prawa zostają naruszone przez władzę państwową? Może mieć tylko nadzieję, że stanie przed sądem niezależnym od tej władzy i przed tym sądem będzie mógł się obronić. Jeśli nie będzie takiej możliwości, wszelkie prawa człowieka, choćby były najpiękniej opisane w konstytucji, mogą stać się tylko pustym zapisem.
Konwencja wprost mówi, że sąd, do którego mamy prawo, ma być nie tylko niezawisły i bezstronny, ale również ustanowiony ustawą. Logicznym wydaje się więc, że w świetle konwencji ocenie będzie podlegać zarówno to, czy sam organ sądowy został powołany na podstawie przepisów ustawy, jak i to, czy sędziowie zgodnie z ustawą zostali powołani. Władza przecież może doprowadzić do korzystnego dla siebie wyroku nie tylko przez to, że stworzy ad hoc specjalny sąd, ale również przez to, że naruszając procedury wyboru, powoła do istniejącego sądu posłusznych sobie sędziów.
Jak więc Trybunał Konstytucyjny uzasadnił swoje stanowisko? Cóż, w oficjalnym komunikacie znajdującym się na stronie TK stwierdza się jedynie, że „w polskim systemie prawnym nie istnieją organy ani mechanizmy umożliwiające weryfikację legalności wyboru sędziów TK”. To jest oczywiście prawdą, ale Europejski Trybunał Praw Człowieka nie ocenia przecież wypełniania polskiego prawa, tylko wypełnianie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Sędzia sprawozdawca Wojciech Sych w ustnym uzasadnieniu dodał jedynie, że Polska przystępując do konwencji, nie godziła się na taką interpretację art. 6.
Trybunał organem odwoławczym?
W osobnym punkcie wyroku Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że nie można go traktować jako sądu w rozumieniu art. 6 konwencji, bo nie zajmuje się indywidualnymi sprawami. Rzeczywiście główną rolą TK jest ocena zgodności prawa z konstytucją, jednak każdy obywatel może wnieść skargę konstytucyjną, jeśli uzna, że jakiś przepis narusza jego prawa. I choć oczywiście rozpoznając skargę złożoną przez obywatela TK, wypowiada się cały czas na temat prawa, a nie decyduje o konkretnej sprawie pojedynczego człowieka, jego decyzja będzie miała bezpośrednie przełożenie na sytuację osoby, która składa skargę konstytucyjną. W państwach demokratycznych zawsze dąży się do możliwie najszerszego zakresu ochrony praw człowieka, nie zaś do ich zawężania.
Trzeba też zauważyć, że uprawnień do kontroli orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka nie daje Trybunałowi Konstytucyjnemu ani Europejska Konwencja Praw Człowieka, ani polska konstytucja. Konwencja wprost mówi, że jedynym organem powołanym do jej interpretacji jest ETPC. Z kolei polski Trybunał Konstytucyjny ma, owszem, prawo do oceny zgodności z konstytucją umów międzynarodowych. Jednak nie zajmował się tak naprawdę oceną Europejskiej Konwencji Praw Człowieka – ani całej, ani jej artykułu 6. W istocie rzeczy była to próba zniweczenia skutków konkretnego wyroku wydanego w Strasburgu. Trybunał Konstytucyjny ustanowił sam siebie jakby organem odwoławczym dla polskiego rządu od wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, choć takich uprawnień nikt mu nie nadał.
Nie tylko Polska
Czy zdarzyło się wcześniej, że jakikolwiek kraj należący do Rady Europy zakwestionował kompetencje Europejskiego Trybunału Praw Człowieka? Tak. W 2015 r. uczyniła to Rosja. Rosja, gdy przystępowała do Rady Europy w 1995 r., za rządów Borysa Jelcyna, była zupełnie innym krajem niż obecnie. Jak teraz wygląda przestrzeganie praw człowieka w Rosji, nie trzeba mówić. Kraj ten nie wystąpił formalnie z Rady Europy, natomiast posłużył się swoim Sądem Konstytucyjnym, który w 2015 r. stwierdził, że jeśli wyroki trybunału będą sprzeczne z rosyjską konstytucją, nie będą respektowane. Później to zostało to wprost wpisane do rosyjskiej konstytucji. Gdy w lutym tego roku Europejski Trybunał Praw Człowieka nakazał zwolnienie z więzienia Aleksandra Nawalnego, stwierdzając, że jego proces nie był sprawiedliwy, przedstawiciel rosyjskiego ministerstwa sprawiedliwości nazwał orzeczenie trybunału „rażącą ingerencją w pracę wymiaru sprawiedliwości suwerennego państwa”. Nawalnego jak wiadomo z więzienia nie zwolniono. Może jeszcze warto dodać, że do Rady Europy nigdy nie należała Białoruś.
Przed Trybunałem Konstytucyjnym toczy kolejna sprawa dotycząca kompetencji ETPC. Europejski Trybunał Praw Człowieka w kilku już bowiem orzeczeniach dotyczących tym razem sądów powszechnych uznał, że wskutek zmian dokonanych w ostatnich latach w wymiarze sprawiedliwości (przede wszystkim dotyczących trybu powoływania sędziów) nie zapewnia się polskim obywatelom prawa do niezawisłego i bezstronnego sądu ustanowionego ustawą. Jaka była reakcja polskiego ministra sprawiedliwości? Złożenie kolejnego wniosku do Trybunału Konstytucyjnego, by ten stwierdził, że Europejski Trybunał Praw Człowieka nie może się tym tematem zajmować.
Nie należy sobie przy tym wyobrażać, że Europejski Trybunał Praw Człowieka w jakiś sposób dyskryminuje akurat Polskę. Orzecznictwo tego trybunału od lat uznaje, że prawidłowość powołania sędziego jest elementem objętym wymaganiami z art. 6 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Najlepszym przykładem jest wyrok wydany w grudniu ubiegłego roku dotyczący Islandii. Minister sprawiedliwości powołał tam do nowo utworzonego sądu sędziego z listy przedstawionej przez specjalną komisję oceniającą, nie zachowując jednak kolejności z tej listy. Miał do tego prawo, jednak odstąpienie od kolejności miał obowiązek uzasadnić, czego nie zrobił. Już sam brak uzasadnienia, a następnie głosowanie w parlamencie nad wszystkimi kandydatami razem, a nie osobno nad każdym, wystarczył do uznania, że sprawę osoby, która wniosła skargę, rozpoznawał sąd, który nie był powołany „zgodnie z ustawą”. Co zrobiła Islandia po tym wyroku? Podporządkowała się mu. Niestety, jak widać, Polska nie idzie śladami Islandii…