Pod koniec 2023 roku w samym tylko Sudanie przesiedlonych z powodu aktów przemocy zostało blisko jedenaście milionów ludzi. Od lat trwa tam wojna domowa. Nie istnieją instytucje rządowe, brakuje pomocy medycznej i wody, panuje głód. Ogromnym wyzwaniem jest transport. Większość w tym kraju stanowią uchodźcy wewnętrzni, którzy nie przekroczyli granic swojego kraju, ale koczują w prowizorycznych obozach, zdani wyłącznie na pomoc międzynarodowych organizacji humanitarnych. Dwa miliony ludzi zdołało uciec z Sudanu do sąsiednich krajów. Jednak z problemami boryka się cały tamtejszy region, więc uchodźcy nie znajdują tam pomocy.
Sudan, Gaza, my
Nic nie wskazuje na to, że sytuacja w Sudanie może zostać wkrótce rozwiązana. Tamtejszy biskup Yunan Tombe Trille mówi: „Nikt już nikogo nie słucha. Przywódcy przedłużają walkę oraz zabijanie, będąc przekonani, że dominują nad sobą nawzajem, a nikt nie ma w sobie skłonności do zrobienia kroku wstecz, a przede wszystkim do dialogu. Walczące frakcje mówią raczej o pozbyciu się drugiej strony niż o dialogu”.
To tylko Sudan. W Strefie Gazy liczba przesiedlonych sięga już blisko dwóch milionów. W Syrii jest ich blisko czternaście milionów. Większość z nich pozostaje w krajach sąsiednich o niskim średnim dochodzie. To nie są tylko trudne do wyobrażenia liczby. To są konkretni ludzie, z których każdy cierpi, mieszka w prowizorycznych warunkach i skrajnym ubóstwie i nie ma możliwości powrotu do własnego domu. Ci ludzie nie znikną z mapy świata. Nie poradzą sobie również sami.
W Polsce samo wspominanie o uchodźcach budzi zaniepokojenie i wrogość. Przywoływane są natychmiast obrazy mężczyzn, atakujących żołnierzy na naszej wschodniej granicy. Postrzeganie zjawiska migracji i uchodźstwa jedynie przez ten pryzmat jest ogromnym i szkodliwym uproszczeniem. Problem jest o wiele rozleglejszy i poważniejszy – i nie rozwiąże go żadna postawiona na granicy barykada.
Znak nadziei
W Europie myślenie o uchodźcach zaczyna powoli się zmieniać. We Włoszech w ramach obchodzonego w czerwcu Światowego Dnia Uchodźcy pomniki w jedenastu miastach (m.in. we Florencji, Neapolu, Palermo, Bari czy Genui) podświetlone zostały w ramach kampanii solidarności #WithRefugees. Z ankiety, którą Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) przeprowadził w pięćdziesięciu dwóch krajach, wynika, że postrzeganie uchodźców zależy od lokalizacji respondentów i od tego, czy z uchodźcami mieli bezpośredni kontakt – ale ponad 51 proc. pytanych na całym świecie jest przekonana, że „większość uchodźców przybywających do mojego kraju pomyślnie integruje się z nowym społeczeństwem”. Liczba ta stopniowo się zwiększa, co UNHCR odczytuje jako „krzepiący znak solidarności i nadziei”.
Filippo Grandi, wysoki komisarz ONZ ds. Uchodźców, przekonuje, że świat musi pilnie zwrócić uwagę na przyczyny wysiedleń. – Bez lepszej współpracy i wspólnych wysiłków na rzecz rozwiązania konfliktów, naruszeń praw człowieka i kryzysu klimatycznego liczba osób zmuszonych do ucieczki będzie nadal rosła, przynosząc nowe nieszczęścia i kosztowne reakcje humanitarne – mówił Grandi, apelując jednocześnie o wsparcie i dla samych uchodźców, i dla tych, którzy ich goszczą.
Wzór z Kenii
Filippo Grandi mówi również, że istnieje skuteczna droga integracji uchodźców, taka jak w Kenii, ale wymaga ona prawdziwego zaangażowania.
Kenia przez 30 lat przyjęła ponad 750 tysięcy uchodźców z Somalii, Sudanu Południowego, Republiki Demokratycznej Konga i Burundi. Większość z nich mieszkała w obozach bez prawa do przemieszczania się, z utrudnioną drogą do uzyskania pozwoleń na pracę. Sytuację tę traktowano jako awaryjną i przejściową, nie dostrzegając, że uchodźcy mogą mieć swój udział w gospodarczym rozwoju. Oni jednak powoli wkraczali w lokalną gospodarkę, zdobywając samodzielność. Jednocześnie dostrzeżono, że obozy dla uchodźców mają negatywny wpływ na środowisko naturalne, na zasoby wody i roślinność, co powodowało konflikty między uchodźcami a społecznością lokalną. W 2021 roku wprowadzono zatem w Kenii ustawę, zmieniającą całkowicie politykę wobec uchodźców. Dostali oni swobodę przemieszczania się, prawo do pracy i dostęp do usług finansowych. Obozy dla uchodźców zaczęły być przekształcane w miasta. Według portalu „Refugees International” w dawnym obozie w Kakuma jest w tej chwili chwili ponad dwa i pół tysiąca firm, które zapewniają utrzymanie jego mieszkańcom. Gospodarka tego nowego miasta jest warta 56 milionów dolarów i stanowi trzyprocentowy wkład w lokalny produkt regionalny brutto.
Kenijska ustawa o uchodźcach przewiduje również integrację uchodźców z lokalną społecznością – godząc się z sytuacją, w której ich powrót do kraju pochodzenia jest mało prawdopodobny. Cały czas trwają badania możliwości tejże integracji i sprawa traktowana jest na tyle poważnie, że włączona została do Zintegrowanego Planu Rozwoju Lokalnego. Dzięki zmianom w prawie uchodźcy mają większe możliwości integracji społeczno-gospodarczej, dostęp do edukacji, służby zdrowia i pracy. Samorządy lokalne mają możliwość szybkiego reagowania i wprowadzania własnych rozwiązań. Oczywiście wszystkie te wyzwania wiążą się z kosztami i są wspierane przez organizacje humanitarne. Jednak to właśnie Kenia w najodważniejszy sposób wprowadziła model, który nie opiera się na restrykcjach, ale na wsparciu – budowanym na przekonaniu, że uchodźcy nie stanowią ciężaru, ale jeśli zapewni im się sprzyjające okoliczności, mogą przyczynić się do rozwoju kraju przyjmującego.
Świadectwo
Sprzyjających okoliczności brakuje dziś w Europie. Brakuje nawet pomysłu, jak owe okoliczności miałyby wyglądać. Tylko specjaliści zdają sobie sprawę z tego, że populistyczne hasła zamknięcia granic i odsyłania ludzi do krajów pochodzenia trafiają wprawdzie w społeczne oczekiwania – ale w obliczu sytuacji geopolitycznej świata są nierealne do spełnienia i nie są w stanie zatrzymać fali migracji. Świadomość jednak problemu to jedno, to się w Europie zdarza. Pomysłu na rozwiązanie problemu – bezpiecznego dla Europy, a jednocześnie humanitarnego wobec uchodźców – jak się zdaje, nie ma nikt.
W ostatnich dniach zdecydowany głos na ten temat wybrzmiał z ust arcybiskupa Kalabrii Fortunato Morrone. – Te masakry migrantów powtarzają się zbyt często, i powoduje to nasze przyzwyczajenie i obojętność, nawet na szczeblu europejskim i politycznym – mówił. – Kościół mówi o pięknie człowieczeństwa, które jest otwarte i które rozpoznaje w innych, nawet jeśli są obcokrajowcami, istoty ludzkie. Istnieje świadomość człowieczeństwa, która skłania nas do jak największego otwarcia serc na tych, którzy znajdują się w trudnej sytuacji, nie zapominając, że sami jesteśmy dziećmi imigrantów.
W diecezji Kalabria zapewniono godny pochówek uchodźcom, którzy zginęli w czasie podróży przez morze. – Nie chodzi tu tylko o miłość, ale o świadectwo chrześcijańskie – tłumaczył biskup w Radiu Watykańskim. – Nie robimy nic wyjątkowego, ale staramy się dawać świadectwo Ewangelii pokazując, że Bóg jest Ojcem wszystkich i troszczy się o wszystkich, ale nie bez nas. Jak często powtarza papież Franciszek, nie możemy odwracać wzroku. Kiedy każdy myśli o sobie, rozpada się społeczeństwo i degraduje nasze człowieczeństwo.