Czy polska psychiatria stanie się ogniwem w procesie zabijania nienarodzonych? Pytanie brzmi dramatycznie, ale – po zapowiedziach premiera, że skoro w Polsce nie można dla aborcji otworzyć bramy, to jego rząd „otwiera furtki” – nie sposób go nie postawić. Po orzeczeniu przez psychiatrę, że ciąża zagraża zdrowiu kobiety – także zdrowiu psychicznemu – szpital będzie musiał jej dokonać, tłumaczy ministra Leszczyna. W przeciwnym razie placówka będzie karana i to, jak zapowiada, dotkliwie (szpital w Pabianicach, pierwszy, którego dopadły restrykcje, ma zapłacić ponad pół miliona zł).
Wszystko wskazuje na to, że właśnie zastosowanie przesłanki o zagrożeniu zdrowia psychicznego stoi za ogromnym wzrostem liczby aborcji, dokonanych w Polsce w ubiegłym roku (423 w porównaniu z kilkudziesięcioma rocznie w latach poprzednich).
Jawnie proaborcyjne stanowisko rządu budzi bardzo wiele wątpliwości, i to pomijając już nawet nauczanie Kościoła. Po pierwsze: przesłanka mówiąca o zdrowiu psychicznym jest w przypadku kobiety będącej w ciąży bardzo pojemna. Czy można naukowo orzec, że ciąża zagraża zdrowiu psychicznemu? Pewnie tak, bo przecież dla każdej kobiety, także pod względem psychicznym, bycie w ciąży jest dużym (czasem ogromnym) wyzwaniem. Ale czy uszczerbek na zdrowiu psychicznym kobiety (zapewne jednak czasowy) może stanowić wystarczającą podstawę do wydania orzeczenia skutkującego zabiciem istniejącego w niej życia? Ministra Leszczyna nazywa aborcję „świadczeniem medycznym” i na pewno nie przyzna, że chodzi tu o zabicie człowieka w jakimś stadium rozwoju, no ale – w skrócie mówiąc – wśród tych, którzy mają odmienne zdanie, znalazłby się także niejeden noblista.
Po drugie: straszenie szpitali karami finansowymi za niewykonanie aborcji w sytuacji, gdy kobieta ma stosowne zaświadczenie od psychiatry, jest de facto szantażem zastosowanym wobec tych placówek. A to oznacza, że z perspektywy etosu medycyny resort zdrowia już przegrał. Czy pani ministra zastanawiała się nad tym, skąd opór szpitali i dlaczego musi im grozić? Przecież nie dlatego, że są pod wpływem Kościoła, ojca Rydzyka czy abp. Jędraszewskiego, ale dlatego głównie, że lekarze starają się być wierni przysiędze Hipokratesa i wiedzą, że ich zadaniem jest ratowanie życia, a nie jego zabijanie. I taka zasada, pomimo iż w polskich szpitalach dokonuje się także aborcji, wciąż dominuje nad mentalnością, w której jest to „świadczenie medyczne”.
Nie mam wątpliwości, że wobec „otwierania furtek” polscy psychiatrzy będą poddawani trudnym próbom. Zwiększy się nacisk – instytucjonalny oraz ze strony samych kobiet w ciąży – na to, by orzekali o „zagrożeniu zdrowia psychicznego”. Wierzę, że nie zabraknie im odwagi do tego, by diagnozować zgodnie z najlepszą wiedzą medyczną i etyką zawodową. I że będą mieli świadomość, że ich orzeczenie może spowodować potężny konflikt sumienia u lekarzy ginekologów. A przede wszystkim, że podpisane przez nich zaświadczenie może oznaczać wyrok śmierci dla jakiegoś, jeszcze nienarodzonego, życia.