Dlaczego nie umiemy odpoczywać?
– Bo nie umiemy wdrożyć trybu beztroski. Od beztroski się odzwyczailiśmy, bo jest nam podawana jako coś niedobrego. Tymczasem prawdziwe, takie do dna odpocznienie, to pozwolenie sobie na beztroskę. Nie tylko fizyczną, polegającą na robieniu czegoś wyłącznie dla przyjemności, ale też beztroskę intelektualną – rezygnującą z chęci kontroli nad wszystkim, niemyślącą o niczym.
Oj, mamy trudność z niemyśleniem…
– Nie umiemy przestać myśleć. Znam wielu takich ludzi, którzy nie potrafią przypomnieć sobie momentu, gdy nie myśleli o czymś, czegoś nie analizowali, nie planowali. Ciągła gonitwa myśli wydaje się nam wręcz naturalną formą bycia człowieka w świecie – a to przecież nieprawda. Ponadto beztroska wpędza nas od razu w poczucie winy – przecież mamy być perfekcyjni i nie odpuszczać.
Czyli beztroska jako warunek odpoczynku ma polegać na odpuszczeniu kontroli?
– Na tym, żeby przestać się nakręcać, napędzać, oczekiwać, przestać się trudzić, przestać kontrolować. Gdy tak się już wszystko puści – to zostaje beztroska. Po prostu bycie. Jestem, bo jestem. Doświadczam. Wchodzimy w coś bardzo chrześcijańskiego – odpuszczenie kontroli, otwartość na siebie, innych i świat, zwykłe bycie tu i teraz, bez udawania, że da się zastąpić „być” jakimś „mieć” albo jakimś „działać”, jakimś „robić”. Może szaleństwem dzisiejszego człowieka jest przekonanie, że „jestem, gdy robię”, „będę, jak zrobię”, bo tyle jeszcze jest do zrobienia. Tymczasem w potrzebnej do odpoczynku beztrosce trzeba odpuścić przeszłość i przyszłość. Jestem tu i teraz, także z moim zmęczeniem.
Niektórych nawet zmęczenie wpędza w poczucie winy…
– Bo czują się przez to słabi. Przecież nie mogę być zmęczony, bo mam dzieci, pracę, cele do osiągnięcia, książki do przeczytania, karierę do zrobienia – a beztroska może odsłonić to zmęczenie. Jedną z form odczuwania zmęczenia jest wykrzyczenie: „Mam dosyć! Już nie chcę, dajcie mi spokój!”. Jednak to nasze „mam dosyć” powinno być też konstruktywne, jako stwierdzenie, że czegoś mi na teraz wystarczy, przestaję zabiegać o więcej. Nawet „mam CIĘ dosyć” może oznaczać po prostu: wystarczy, pozwól mi odpocząć; pozwól mi wrócić wypoczętym, odnowionym, życzliwym. W odpoczynku nie powinno chodzić o ucieczkę od czegoś – to złudzenie, że gdy „ucieknę w Bieszczady”, to odpocznę od dotychczasowego życia. Chodzi bardziej o odpoczynek mentalny, o reset w niemyśleniu. Jeśli umiem się w ten sposób zregenerować – nawet podczas 15-minutowego spaceru z psem – to wystarczy, by odnowić zasoby.
Tylko że świat nam dziś nie ułatwia odpoczywania.
– Bo niestety światem rządzi marketing, a ten żyje z naszego zaangażowania. Marketing walczy o naszą uwagę, nasz czas i o to, byśmy stale coś robili. Na człowieku bezczynnym się nie zarabia! Jeśli człowiek planuje, zmienia, remontuje, odnawia, ogląda, loguje się – to to rodzi decyzje zakupowe. Nawet jeśli sprzedadzą nam wakacje, to chcą, żebyśmy tam też byli aktywni, korzystali, kupowali dodatkowe opcje, atrakcje. Owszem, życie to jest ruch, życie to jest działanie, ale to także odpoczynek, by z nowymi siłami wrócić i ruszyć na nowo.
To znaczy, że ludzi współczesnych trzeba wręcz przekonywać do wzięcia urlopu?
– Nie tyle nawet do „wzięcia urlopu”, ile do prawdziwego odpoczynku, do tego puszczenia kontroli. Wielu ludzi, wyjeżdżając na urlop, ma poczucie, że coś ważnego ich omija, że ich w pracy brakuje, czują frustrację z powodu bycia poza, właśnie przez poczucie utraty kontroli. Dlatego tak często kompulsywnie sprawdzają na urlopie służbowego maila czy wymieniają wiadomości z kolegami z pracy, bo daje im to złudzenie kontroli, złudzenie brania udziału. Odpoczynek pozbawia udziału, „grozi” utratą czegoś. Ale paradoksalnie to jest nam potrzebne! A ku dobremu odpoczynkowi może, jak się okazuje, prowadzić stara, chrześcijańska asceza.
Asceza?
– Rozumiana jako dobry wybór: odpuszczenie dóbr niższego rzędu, aby otworzyć się i wybrać coś wyższego rzędu. Jeśli nie będę się objadał byle czym, to będę w stanie docenić dobrą, zdrową potrawę. Może nie będę miał stu przyjaciół i tysiąca znajomych w mediach społecznościowych – ale skupię się na tym, by mieć 3–4 prawdziwe przyjaźnie, nad którymi naprawdę popracuję, bo czuję ich smak i wartość. W dobrym odpoczynku też jest umiejętność wybierania: z czymś się witam, ale z czegoś rezygnuję. Zgoda na przemijanie, odrzucanie różnych opcji, różnych możliwości. Pojadę na wakacje, odpocznę. Oczywiście nie znikną wszystkie moje problemy, ale wrócę odnowiony, zregenerowany na tyle, by do działania zabrać się z nową siłą. Po dobrych wakacjach powinienem lepiej wiedzieć, kim jestem i czego chcę.
Wchodzimy tu już w taki wymiar nieco metafizyczny.
– Ależ oczywiście! Odpoczynek przecież odbywa się nie tylko w sferze fizycznej, jako regeneracja sił naszego organizmu, ale również w sferze intelektualnej, jako odpoczynek od myślenia czy twórczości. Obejmuje też sferę uczuć, jako zaproszenie do życia dobrych emocji, których brakuje nam na co dzień; w sferze społecznej, jako odnowienie relacji z innymi ludźmi – dlatego ważne, z kim na urlop jedziemy. No i wreszcie – odpoczywamy też w sferze duchowej, aby na nowo podłączyć się do Sensu; aby na nowo się zapytać: w imię czego się trudzisz?
To chyba taka idealna sytuacja?
– Wypoczęty człowiek to znaczy taki, który zregenerował się fizycznie, intelektualnie, emocjonalnie, społecznie i duchowo. Nie wiem, czy to możliwe na popularnych wakacjach typu all inclusive – myślę, że bardzo trudne… Trzeba dążyć. A może to powinno się stać nowym znaczeniem „all inclusive” – żeby już nie chodziło o bufet z jedzeniem i bar pełen alkoholu, tylko o ciebie całego, całą?
Tylko jak w takim razie te wszystkie wymiary zmieścić w urlopie, który trwa tydzień?
– No właśnie, pewnie dlatego mówi się, że w ciągu roku powinniśmy mieć przynajmniej jedne trzytygodniowe wakacje. Dodam również: nie bądźmy wyczynowcami, perfekcjonistami odpoczywania. Zadbajmy po prostu o to, by każdy dzień urlopu był dniem pełnym, szczęśliwym, niezależnie od tego, ile ten urlop trwa. Nie wszystko też trzeba realizować naraz! Po prostu rób to, co lubisz, bądź naprawdę, ucz się beztroski, odpuść. No i – jeśli już udzielam tego typu porad – dodam: zmapuj sobie swoje codzienne stresory i spróbuj je wyeliminować. Co takiego męczy cię bardziej, niż powinno? Czasami bowiem męczą nas nasze nieuzasadnione perfekcjonizmy, nieuzasadnione oczekiwania wobec życia, nieuzasadnione lęki, niedobre towarzystwo. Czasem męczy nas po prostu niepotrzebny pośpiech, do którego jesteśmy tak przyzwyczajeni, że spieszymy się nawet na urlopie. A po co? Do czego? Może wystarczy wyeliminować niepotrzebne stresory, nawet jeśli są to pewne relacje – albo nastawić się do nich tak, aby męczyły nas mniej. Najważniejsze, aby tych stresorów nie zawlekać ze sobą na urlop. Od nich przede wszystkim potrzebujemy odpoczynku.
---
Dariusz Duma
Filozof, przedsiębiorca, trener, coach, doradca, pionier i autorytet konsultingu biznesowego w Polsce, autor tekstów i treści popularyzujących mądre życie i sensowną pracę