Przez pierwszych trzynaście wieków Kościoła komunii udzielano zwykle pod obiema postaciami, z tym że były także sytuacje, kiedy komunikowano tylko pod jedną (np. chorym czy uwięzionym zanoszono tylko Ciało Pańskie, by uniknąć ryzyka rozlania lub skwaśnienia Krwi). Obie te formy funkcjonowały równolegle, a praktyka komunikowania tylko pod postacią Chleba przez świeckich i duchownych niecelebrujących akurat liturgii rozwinęła się szerzej dopiero w XIII wieku. Zmiana ta zaczęła się wcześniej i była powodem oskarżania Kościoła rzymskiego przez Kościoły wschodnie o znoszenie nauczania Pana, który polecił wszak, aby wszyscy jedli i pili z Jego ofiary (zob. np. Mt 26, 27). Między innymi dlatego św. Tomasz z Akwinu napisał traktat broniący komunikowania tylko pod postacią Chleba, jednak – podkreślmy – broniący tej praktyki, a nie wskazujący, że przyjmowanie przez innych wiernych niż celebrans Krwi jest niewłaściwe. De facto chodziło, i nadal chodzi, o kwestie praktyczne, a dokładnie ryzyko rozlania Krwi Pańskiej, o wydłużeniu komunikowania nie mówiąc.
Ostatecznie praktykę komunii pod jedną tylko postacią wprowadził jako obowiązującą podczas liturgii Sobór Trydencki, jednak nigdzie w jego orzeczeniach nie ma mowy o tym, że komunia sub utraque specie jest w ogóle niedopuszczalna. Ojcowie skupili się raczej na tym, że spożywanie Ciała Pańskiego jest wystarczające do osiągnięcia zbawienia, a z czasem narodziła się także argumentacja mówiąca, że taka forma komunikowania jest wyrazem wiary w… zmartwychwstanie, a dokładnie w to, że spożywamy ciało Zmartwychwstałego, żywe i dające dzięki temu życie.
Co z ust, to z pobożności
Usztywnienie praktyki w odpowiedzi na zarzuty najpierw chrześcijan wschodnich, potem husytów (nie bez powodu nazywanych także utrakwistami), wreszcie protestantów miało pewien nieciekawy skutek uboczny – osłabł, a miejscami nawet zanikł kult Krwi Pańskiej. Do dziś dźwięczy mi w uszach pytanie jednej ze znajomych: „To za karę?”, która była świadkiem, jak kapłan jednej z osób (prawdopodobnie chorej na celiakię) udzielił komunii wyłącznie z kielicha. Nie, pytanie nie było zadane żartem. Było przejawem tego, że skupienie wyłącznie na obecności całego Chrystusa w Ciele sprawiło, że ze świadomości wiernych znikła prawda, że także w Krwi jest cały Zmartwychwstały. I, jak widać z pytania przytoczonego wyżej, nawet rozszerzenie przez II Sobór Watykański możliwości przyjmowania komunii pod obiema postaciami nie wpłynęło, jak na razie, szerzej na świadomość katolików. Po prostu zbyt rzadko się z tych wyjątków korzysta (kult św. Uzusu i św. Wygody wciąż dominuje), ponadto Duch jednak nie pozwolił Kościołowi na zapomnienie o niej, za co Mu chwała. Szczególnym kultem otaczali ją święci, m.in. Bernard z Clairvaux i Katarzyna ze Sieny. W pismach tej ostatniej możemy znaleźć pełne pasji i miłości fragmenty dotyczące Krwi Pańskiej. Bóg Ojciec mówi mistyczce, że Kościół jest „piwniczką na Krew”, a następnie: „Kluczem królestwa niebieskiego jest klucz krwi Jednorodzonego Syna mojego; tym kluczem otworzyłem życie wieczne, które długi czas było zamknięte przez grzech Adama” (Dialog o Bożej Opatrzności). Zgodnie z tym, co przekazuje nam mistyczka, Krew ta jest mocą wszystkich sakramentów, od chrztu począwszy, bo w nim jesteśmy nią obmywani i tak oczyszczani z grzechu pierwszych rodziców. Nic dziwnego, że ostatnie słowa św. Katarzyny to było wołanie: „Krew! Krew!”.
Kult Krwi Pańskiej stał się zresztą nieodłączną częścią duchowości dominikańskiej, a bracia kaznodzieje na długo przed tym, zanim w Kościele wprowadzono uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, w piątek po oktawie Bożego Ciała oddawali cześć Ranie Boku.
Potomkowie setnika
U początków tego, że kult Krwi Pańskiej upowszechnił się w Kościele, stoi pewien możny rzymski ród – Savelli. Wywodzili oni swoje pochodzenie od setnika, który przebił bok Jezusa na krzyżu, i na dowód tego przechowywali fragment płaszcza, na którym były widoczne ślady krwi. Zgodnie z tradycją rodzinną była to tkanina wycięta z ubrania, które miał na sobie wspomniany żołnierz po krzyżem, a krew pochodziła od Ukrzyżowanego.
Na początku XVIII wieku rzymska gałąź rodu była na wymarciu, dlatego ostatni jej przedstawiciel przekazał relikwie do kościoła San Nicola in Carcere. Tam złożono je pod cudownym krucyfiksem i z czasem ich kult tak się rozwinął, że zaczęto co roku, na początku lipca, obchodzić ich święto. Przy nich też na początku XIX wieku ks. Francesco Albertini postanowił stworzyć bractwo kapłańskie, które miało za zadanie promocję tego kultu. Wtedy Pan postawił na jego drodze św. Kacpra de Bufalo, a ten założył najpierw Misjonarzy Krwi Chrystusa, a potem, razem ze św. Marią de Mattias, Zgromadzenie Adoratorek Przenajświętszej Krwi Chrystusa.
Na cały Kościół kult Krwi Pańskiej rozszerzył papież Pius IX, a rangę święta podniósł Pius XI. Nie ograniczało się ono jedynie do początku lipca – cały miesiąc poświęcono rozważaniu tej tajemnicy. Papież Jan XXIII z kolei, w którego domu szczególnie czczono Krew Pańską, zatwierdził tekst litanii o niej i powiązał jej odmawianie z odpustami.
Wołająca głośniej niż krew Abla
To odwołanie do Listu do Hebrajczyków (zob. Hbr 12, 22–24) wskazuje na znaczenie Krwi przelanej na krzyżu. Jest ona wyrazem Bożego miłosierdzia, tą, która przywraca życie jako doskonała ofiara przebłagalna za nasze grzechy, która ostatecznie i na zawsze nas obmywa.
W praktyce Kościoła jednak nadal świeccy mają rzadko okazję ją spożywać. Ogólne wprowadzenie do mszału rzymskiego wymienia dwadzieścia takich sytuacji, w tym nowożeńców na Mszy św., podczas której zawierają małżeństwo, i chorych oraz ich rodziny, jeśli otrzymują sakrament podczas Mszy odprawianej w ich domu. Biskup miejsca może wyrazić zgodę na powszechne praktykowanie takiej formy komunikowania w swojej diecezji, jednak jak dotąd nie znam zbyt wielu takich miejsc w Polsce.
Do tego w naszym kraju, poza miejscami, gdzie duszpasterzami są misjonarze Krwi Chrystusa lub kościół nosi takie wezwanie, cześć jej oddawana nie jest zbyt popularna. Lipiec kojarzy się raczej urlopowo niż z codzienną litanią do Krwi Pańskiej, czy to odmawianą prywatnie, czy przy wystawionym Najświętszym Sakramencie. Na każdej liturgii widzimy, jak wypełniony winem kielich zostaje konsekrowany, ale w większości wypadków nie mamy okazji czy to z niego się napić, czy spożyć Ciało zanurzone w Krwi.
Tymczasem od początku naszej wspólnoty wiary, o czym zresztą przypomniał papież Benedykt XVI w homilii wygłoszonej w katedrze westminsterskiej w 2010 roku, to właśnie Krew Pana umacnia nas do dawania świadectwa. Ona jest gwarancją naszej wolności od grzechu i jednocześnie źródłem nadziei na pełną szczęścia nieśmiertelność, dlatego z niej właśnie czerpali siłę ci, którzy zostali męczennikami. Mogli oddać życie, bo Chrystus ma moc im je przywrócić, właśnie siłą swojej Krwi.
Mam od wielu lat marzenie, by po odpowiednim przygotowaniu katechetycznym wrócono w Kościele do praktyki komunii pod obiema postaciami. Jak Katarzyna ze Sieny pragnę tej Krwi, która jest źródłem siły i uzdrowieniem mojego człowieczeństwa. Wierzę, że jest obecna w Chlebie, jednak ufam również, że nie bez powodu Pan nakazał nam jeść i pić, nie tylko jeść.