Logo Przewdonik Katolicki

Przebaczyć nie znaczy zapomnieć

Karolina Krawczyk

Wybaczyć nie zawsze jest łatwo, ale zawsze wiążą się z tym ogromne korzyści. Zarówno dla osoby skrzywdzonej, jak i krzywdziciela. Rozmowa z dr Anną Słysz

Początek roku za nami. Dla wielu to czas postanowień, zmian, podejmowania ważnych decyzji. Czy to dobry moment na to, by zająć się… przebaczeniem?
– I tak, i nie. W podjęciu decyzji o przebaczeniu ważne jest poczucie wewnętrznej gotowości. To musi być autonomiczna decyzja, niezależna od tego, jaką mamy datę w kalendarzu. Dla kogoś początek roku może być takim impulsem, owszem, jednak istotne jest to, by decyzję o przebaczeniu podjąć w zgodzie z sobą, bez zewnętrznych nacisków.

Czy można przygotować się na przebaczenie? Od czego zacząć?
– Ważnym momentem w procesie przebaczenia jest dopuszczenie do siebie różnych emocji, które do tej pory tłumiliśmy. Kiedy pozwolimy im wypłynąć, one w sposób naturalny zaczną opadać. Mamy tu do czynienia z pewnym paradoksem: w momencie, gdy nie pozwalamy emocjom dojść do głosu, one przybierają na sile. Gdy zaś „wypuścimy” je z siebie, będą miały coraz mniejszą moc.
Pytała pani o to, kiedy jest dobry moment na to, by przebaczyć. W rozpoznaniu tego czasu pomoże nam właśnie przyjrzenie się naszym emocjom: jakie one są? Czy wciąż na bardzo wysokim poziomie? A może mam już za sobą chłodny osąd zaistniałej sytuacji i nabrałam dystansu do tego wydarzenia czy osób, które mnie skrzywdziły? Trzeba podejść do tego analitycznie, z pewnym dystansem.

Boimy się tych emocji, które w nas niejako kipią? Czy raczej pozwalamy sobie na nie?
– To bardzo indywidualna sprawa. Może się okazać, że niektórzy bardzo intensywnie odczuwają żal. Inni z kolei mogą czuć smutek czy złość – ten repertuar emocji jest bardzo różny. Ważne, by w momencie przeżywania krzywdy mieć obok siebie kogoś zaufanego, jakiegoś towarzysza, z którym można będzie porozmawiać o tym, co dzieje się wewnątrz mnie. Czasem taką osobą będzie ktoś z rodziny, przyjaciel, a innym razem będzie to psycholog czy psychoterapeuta. Musimy też przyjąć, że w obliczu doznanej krzywdy odczuwanie takich właśnie emocji jest zupełnie naturalne.

Obecność drugiego człowieka może mieć terapeutyczny wpływ.
– Tak. Czasem wystarczy, żeby ktoś nas wysłuchał, zaakceptował stan, w jakim jesteśmy. Nie chodzi tutaj o dawanie (czasem nietrafionych) rad, a zwyczajne bycie przy osobie, która czuje się zraniona. Obecność kogoś zaufanego może sprawić, że łatwiej będzie skontaktować się ze swoimi emocjami i poradzić sobie z cierpieniem, którego się doświadczyło.

Czy „nieznajomość” swoich emocji, wypieranie ich może sprawić, że przebaczenie będzie niemożliwe?
– Lęk przed własną emocjonalnością, nieumiejętność „zarządzania” swoimi emocjami może mieć wpływ na moją decyzję o tym, czy chcę przebaczyć. I tutaj dochodzimy do ważnego wątku – w gruncie rzeczy przebaczenie możemy rozumieć jako pewien akt, decyzję podjętą w wolności. Z drugiej strony jest też pewną umiejętnością, którą możemy w sobie wypracować! Ktoś, kto ma za sobą proces przebaczenia, na pewno zauważy, jakie korzyści z tego płyną – chociażby poczucie ulgi, pewnej wolności od danego wydarzenia. W przyszłości, jeśli ponownie przyjdzie mu zmierzyć się z wybaczeniem jakiejś krzywdy, będzie mu łatwiej podjąć decyzję o odpuszczeniu i wybaczeniu.

To czym właściwie to wybaczenie jest? Stanem? Procesem? Decyzją?
– Muszę przyznać, że tych definicji jest wiele. Z mojej perspektywy wybaczenie jest przede wszystkim porzuceniem urazy względem drugiej osoby i zrezygnowaniem z chęci zemsty. Niektórzy twierdzą, że w chwili kiedy zostaliśmy skrzywdzeni, mamy wręcz prawo do odwetu czy negatywnych emocji względem krzywdziciela. Przebaczenie jest bezinteresowne, choć równocześnie przynosi korzyści każdej ze stron. Pomaga zobaczyć człowieka w drugim człowieku, nawet w tym, który nas skrzywdził. W tym procesie wybaczania najczęściej jest jednak tak, że na początku pojawia się chęć wybaczenia, następnie przychodzi decyzja, a emocje wyciszają się dopiero później, nie nadążają za „racjonalnym umysłem”.

Powiedziała Pani, że wybaczenie pomaga zobaczyć człowieka w człowieku. A co z moją krzywdą? Czy wybaczenie jest jednocześnie unieważnieniem moich emocji, przeżyć?
– Wiele osób boi się wybaczyć, bo myśli, że z chwilą gdy komuś podadzą dłoń w geście pojednania, ich krzywda automatycznie zostanie wykreślona, przestanie być zauważana. A to są dwie zupełnie różne rzeczywistości. Wybaczenie nie jest równoznaczne z zapomnieniem krzywdy. Ono jest darem, który mogę ofiarować drugiej osobie. Byłoby błędem, gdyby za wybaczeniem szło zapomnienie o pewnych granicach, które mogę wytyczyć. Jeśli decyduję się na to, że nie będę żywić do kogoś urazy, nie daję tym samym prawa do tego, by druga strona po raz kolejny mnie krzywdziła. Mam pełne prawo do stawiania wymagań czy granic oraz do ochrony siebie samego, zadbania o swoją psychikę i ciało.

Powróćmy jeszcze do zemsty, o której Pani wspomniała. Chęć „wyrównania rachunków” może być w gruncie rzeczy bardzo niebezpieczna, i to dla każdej ze stron konfliktu.
– Na pewno chęć odwetu nie jest zdrowa w takiej długoterminowej perspektywie. Przebaczając drugiej osobie, poprawiamy swoje samopoczucie, zmieniamy sposób patrzenia na drugiego człowieka, na otaczającą nas rzeczywistość. To zmienia nas także wewnętrznie, buduje jakiś kręgosłup moralny, otwiera na relacje z innymi, pomaga też osiągnąć spokój ducha. Dla wielu osób to właśnie ten aspekt relacyjny jest tym, co stoi za decyzją o wybaczeniu.

Czy istnieje jakiś schemat procesu wybaczania? Jakieś niezbędne punkty, kroki milowe? Mówi się, że dobrze przeżyta żałoba trwa rok. Czy o czymś podobnym możemy mówić w kontekście przebaczenia?
– Myślę, że to kwestia bardzo indywidualna. Niektórym osobom zajmie to znacznie więcej czasu, innym mniej. Badania pokazują, że osoby, które mają wyższy poziom empatii, przebaczają szybciej.
Z czego to wynika?
– Chociażby z faktu, że dzięki empatii są w stanie wczuć się w sytuację drugiej strony. Albo przypomną sobie momenty ze swojego życia, kiedy one same nie były w porządku wobec innych, skrzywdziły kogoś. Spotkałam się też z badaniami, które wykazały, iż istotnym czynnikiem sprzyjającym wybaczaniu jest… pokora. Z drugiej strony, co też jest ciekawe, częstość podejmowanych praktyk religijnych nie przekłada się w jakiś istotny sposób na to, że ktoś przebaczy.

W jaki sposób wspomniane przez Panią badania definiują pokorę?
– Pokora jest pewną cechą świadczącą o tym, że człowiek posiada dojrzałą osobowość. Bierze odpowiedzialność za to, co robi, jego działania są spójne z tym, co głosi, o czym mówi. Można powiedzieć, że pokora jest prawdą na własny temat, jest świadomością siebie, swoich słabych i mocnych stron.

Wróćmy jeszcze do etapów na drodze przebaczenia.
– Przede wszystkim ważne jest to, aby na nowo przywołać w pamięci tę sytuację, w której zostaliśmy skrzywdzeni, i poczuć jeszcze raz te emocje, które się pojawiają. Kolejnym etapem będzie odejście od siebie, a skupienie się na sprawcy, spojrzenie na to wydarzenie jego oczami. To pomaga nabrać dystansu i zrozumienia dla drugiej strony. Jednocześnie chcę tutaj bardzo wyraźnie podkreślić, że zrozumienie nie jest równoznaczne z usprawiedliwieniem krzywdziciela. Niektórym może się wydawać, że przyjęcie perspektywy sprawcy jest tożsame z tym, że umniejsza się własną krzywdę. A tak nie jest. Jednak wejście „w buty” drugiego człowieka pomoże też zobaczyć, czy już chcę podjąć decyzję o wybaczeniu i czy w ogóle jestem na to gotowa. Ważne jest też dostrzeżenie pobudek, z jakich chcę przebaczyć: czy może robię to, bo „tak trzeba”, może wynika to z poczucia moralnego bądź religijnego obowiązku, a może to efekt nacisków zewnętrznych. Na tym etapie trzeba uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie o to, kto stoi za tą decyzją: czy jestem to ja i czy moja postawa i działania są w pełni świadome i podjęte w sposób wolny i nieskrępowany.

Wcześniej powiedziała Pani, że w przebaczaniu pomocna jest empatia. A co z osobami, które tej empatii mają aż za dużo, są nad wyraz wrażliwe, być może przedkładają w ten sposób dobro innych nad własne, ale w taki niezdrowy sposób?
– Żeby odpowiedzieć na to pytanie, odwołam się do teorii wczesnych nieadaptacyjnych schematów wg Jeffreya Younga. W tej koncepcji wyróżniono schemat podatności na zranienie. Mówiąc „schemat”, mam na myśli zarówno emocje, jak i myśli oraz postawy przyjmowane w obliczu moich sfrustrowanych potrzeb. Odwołuję się do tego schematu, bo jeśli on jest u kogoś bardzo nasilony, to rzeczywiście u takiej osoby wiele sytuacji będzie wzbudzało poczucie zranienia. Wtedy wybaczenie będzie kosztowało znacznie więcej wysiłku, bo najpierw trzeba będzie wyjść poza dobrze znany i bezpieczny schemat, co może okazać się wyjściem na zupełnie nowy, nieznany ląd. W takich sytuacjach nadmierna wrażliwość rzeczywiście może przeszkadzać w procesie przebaczenia. Natomiast jeśli ktoś ma świadomość swojej wrażliwości i podejmuje refleksję na ten temat, to na pewno będzie w stanie wykorzystać swoje zasoby i łatwiej mu będzie wybaczyć.

Istnieje zjawisko, które nazywamy wtórną traumą. Czy powrót do tych trudnych wydarzeń nie jest wystawieniem się właśnie na taką wtórną traumę? Skąd mam wiedzieć, że te wspomnienia ponownie mnie nie skrzywdzą?
– To jest jedna z tych sytuacji, w której niezbędna może okazać się pomoc psychoterapeuty. Do traumatycznych wydarzeń często dochodzi w sytuacji opuszczenia, braku wsparcia ze strony najbliższych. Z kolei gabinet specjalisty, okoliczności terapii są środowiskiem zupełnie odmiennym od tego, w którym wydarzyła się krzywda…

… już dziś mówiłyśmy o tym, ile daje obecność drugiego człowieka.
– Właśnie o to chodzi. Już sama obecność terapeuty może być „lecząca” w tym sensie, że osoba nie jest osamotniona ze swoimi trudnymi emocjami związanymi z traumą. Poza tym specjalista może pomóc rozpoznać moment, w którym ktoś ma gotowość do przebaczania i chce to zrobić. Sposobów na wychodzenie z traumy jest wiele – każda historia jest przecież wyjątkowa i niepowtarzalna i nie da się do wszystkich dopasować jednego schematu. Wspomnę chociażby o tym, że już zwyczajne pisanie pamiętnika, zapisanie tych trudnych wspomnień na kartce czy w zeszycie, może mieć terapeutyczny wpływ na ofiarę.

Przebaczyłam. I co dalej?
– Po podjęciu takiej decyzji można o sprawcy zacząć stopniowo myśleć w sposób bardziej neutralny, „puszczać” uczucia gniewu czy żalu, zacząć dostrzegać w tym drugim człowieku jakieś jego dobre cechy i strony. Jeśli to za dużo, można zatrzymać się na tym neutralnym, wolnym od chęci zemsty, spojrzeniu. Kolejnym etapem będzie ciągłe podtrzymywanie decyzji o przebaczeniu. To ważne dlatego, że na przykład przy ponownym spotkaniu z moim krzywdzicielem znów mogą pojawić się we mnie emocje gniewu, uczucie krzywdy itd. Ich wzniecanie czy podsycanie nie będzie dobrym rozwiązaniem, bo to oznaczałoby krok w tył w procesie przebaczenia.

W naszej rozmowie skupiamy się głównie na perspektywie osoby skrzywdzonej. Ale jest też krzywdziciel, który może poprosić o wybaczenie. Dlaczego się na to decyduje?
– Osoba krzywdząca chce przebaczenia od swojej ofiary, ponieważ wtedy zwykle łatwiej jest przebaczyć sobie samemu. O wiele łatwiej jest poradzić sobie z poczuciem winy i wstydu, mając perspektywę, że druga strona już nie pragnie zemsty. Badania są w tym względzie jednoznaczne – kiedy mam świadomość, że moja ofiara mi wybaczyła, jestem zdolny do tego, by samemu sobie ofiarować ten akt przebaczenia.

---

ANNA SŁYSZ
Dr hab. prof. UAM, psycholog, filozof, psychoterapeutka, wykładowczyni akademicka. Prowadzi m.in. psychoterapię indywidualną, konsultacje psychologiczne oraz warsztaty rozwoju osobistego. Członkini Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich oraz European Association of Psychological Assessment. Pracuje w Poradni VINEA w Poznaniu

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki