Logo Przewdonik Katolicki

Odnajdywanie sensu w codzienności

Bogna Białecka, psycholog
fot. Archiwum

Bywają w naszym życiu okresy gwałtownych zmian, np. dojrzewanie, rozpoczęcie nowej pracy, małżeństwo. Jednak tak naprawdę doznajemy ciągłej psychicznej przemiany. Jest ona jednak trudno zauważalna, dlatego możemy mieć poczucie stagnacji.

Czym się różni prędkość od przyspieszenia? Gdy wchodzimy do samochodu lub samolotu i rusza on z miejsca, rozpędzając się – czujemy to. Przyspieszenie wgniata nas w fotel, jesteśmy go w pełni świadomi. Jednak gdy osiągniemy docelową prędkość – na autostradzie czy w powietrzu – przestajemy ją odczuwać. Możemy mknąć z ogromną szybkością, ale nie czujemy tego, nadchodzi stagnacja.
Podobnie dzieje się w naszym życiu. Bywają okresy gwałtownych zmian – np. dojrzewanie czy przekształcenia związane z rozpoczęciem nowego etapu życia: pierwsza praca, małżeństwo itp. Jednak tak naprawdę doznajemy ciągłej, choć niezauważalnej przemiany. „Jedyna stała rzecz to zmiana” – powiedział dawno temu Heraklit. I miał rację. Po przekroczeniu progu najbardziej gwałtownych przeobrażeń (etapu przyspieszenia) nadal ich doświadczamy, subtelniejszych, trudniejszych do zauważenia. I nie mówię tu o pojawiających się zmarszczkach czy reumatyzmie, a o zmianach psychicznych. Może nam się wydawać, że jesteśmy już całkowicie stabilni – mamy określone cechy charakteru, osobowości, ustalony system wartości. A jednak badania naukowe pokazują, że zmiany, których doświadczamy są większe, niż nam się wydaje.
Na przykład badania nad poczuciem własnej wartości pokazują, że w okresie dojrzewania nasza samoocena gwałtownie spada, ale po osiągnięciu dorosłości systematycznie, choć na pozór niezauważalnie, podnosi się. Oznacza to na przykład, że w wieku emerytalnym będziemy bardziej pewni siebie niż na początku pracy zawodowej.
Poczucie stagnacji może powodować, że nie tylko przestajemy zauważać te pozytywne zmiany, a wręcz zaczynamy mieć wrażenie, że życie osiągnęło etap stabilnej nudy lub nawet udręki. Niektóre osoby przeżywają w związku z tym kryzys wieku średniego i poszukując poczucia przyspieszenia, radosnych, gwałtownych zmian, rzucają się w wir niedostosowanego do możliwości wieku hedonizmu. A jednak satysfakcję z pozornie stabilnego i nudnego życia można osiągnąć też w bardziej twórczy i zdrowszy sposób.

W poszukiwaniu logosu – Victor Frankl
Choć swoją koncepcję logoterapii – czyli terapii nastawionej na poszukiwanie sensu życia – Frankl tworzył sto lat temu, jest ona jak najbardziej odpowiedzią na współczesne czasy. Psychiatra ten uważał, że istotą życia człowieka jest dążenie do sensu. Dopiero odkrycie sensu swojego życia i realizacja w praktyce ważnych dla nas wartości daje poczucie szczęścia, spełnienia. Osoby, które nie zadały sobie trudu odkrycia sensu życia, próbują według niego „na skróty” osiągnąć to, co tak naprawdę jest rezultatem życia z sensem. Jeśli ktoś poszukuje przyjemności (tak jak widział człowieka Zygmunt Freud) lub władzy nad innymi (według koncepcji Alfreda Adlera), nieuchronnie kończy z poczuciem zgorzknienia. Według Frankla wiele osób cierpi na nerwicę egzystencjalną. Jeżeli ignorujemy potrzebę odkrycia sensu swojego życia i przestajemy go poszukiwać, odbija się to nie tylko na sferze duchowej, lecz też emocjonalnej człowieka. Cierpiący emocjonalnie, sfrustrowany lub znużony człowiek skupia się na swoich negatywnych emocjach, co z kolei nieuchronnie prowadzi do nerwicy lub wręcz depresji.
Co zatem zrobić, by poszukiwanie sensu życia z abstrakcyjnego pojęcia stało się realnym, możliwym do zrealizowania praktycznie zadaniem?
Prowadzi do tego odpowiedź na kilka pytań.
Przede wszystkim: Kim jestem? Jaka jest moja tożsamość? Odpowiedź na to pytanie wymaga odrobiny pobycia ze sobą samym w ciszy (minimum 10 minut – sam na sam ze sobą, bez szumu tła, muzyki, powiadomień itp.). Dzięki temu otrzymujemy szansę głębszego zastanowienia się – tak, by nie odpowiedzieć automatycznie na poziomie najbardziej oczywistych cech czy ról społecznych. Jestem kobietą, psychologiem, matką, blondynką, ale co jeszcze? Odpowiadając na to pytanie, zastanówmy się też, czy definiujemy siebie przez pryzmat wartości i potencjału, czy zaburzeń lub problemów. Rozmawiałam niedawno z dziewczyną, która stwierdziła, że wreszcie wie, kim jest – autystykiem z ADHD i borderline. „Zdiagnozowała się”, biorąc za źródło informacji filmiki z internetu. A diagnoza doprowadziła ją do wyjaśnienia, dlaczego czuje się źle sama z sobą – bo świat jest nieprzyjazny dla osób neuronietypowych, a zatem będzie szczęśliwa, gdy otoczenie zacznie ją w końcu akceptować taką, jaką jest naprawdę. To nie ta droga. Odpowiedź na pytanie: „Kim jestem?” powinna koncentrować się na pozytywnym potencjale, a nie służyć dalszemu podcinaniu sobie skrzydeł.
Drugie pytanie to: jak się zmieniam w czasie? Warto zastanowić się nad sobą i swoim poczuciem sensu życia i szczęścia. Kiedy w swojej historii miałam momenty gorsze, kiedy lepsze? Jakie wydarzenia i czynniki na to wpłynęły? Stworzenie takiej linii życia z upadkami i wzlotami pomaga lepiej zrozumieć, kim jestem dziś i zauważyć zmiany.

W poszukiwaniu ikigai
Kiedy odpowiemy sobie na te podstawowe pytania, można skorzystać z metody wypracowanej przez Japończyków. Określają oni ją mianem poszukiwania ikigai. Choć nie istnieje dokładne tłumaczenie tego słowa, jest ono kombinacją japońskiego czasownika „ikiru”, oznaczającego „żyć” oraz „kai” oznaczającego zdanie sobie sprawę z tego, na co mamy nadzieję. Ikigai można rozumieć jako sens, sprawiający, że warto żyć.
Japończycy prowadzili na ten temat badania i okazało się, że dzięki odnalezieniu ikigai człowiek staje się mniej skłonny do konfliktu, niepokoju, a nawet że jego układ nerwowy lepiej reaguje w sytuacjach stresowych (produkując mniej hormonów stresu). W rezultacie wzmacnia to układ odpornościowy i zwiększa długość życia.
Jak to zatem osiągnąć? Należy odpowiedzieć sobie na cztery pytania, jednak każdemu z nich poświęcając dużo czasu (nie poprzestając na pierwszych odpowiedziach, które przyjdą nam do głowy). Te pytania to: Jakie rzeczy uwielbiasz robić? W jakich rzeczach jesteś dobry? Za robienie jakich rzeczy ludzie ci płacą? Co z tego, co robisz, jest potrzebne światu – zmienia go na lepsze?
Rzeczy, które uwielbiasz robić i w których jesteś dobry to twoja pasja. Rzeczy, które uwielbiasz robić, a jednocześnie świat ich potrzebuje, to twoja misja. Rzeczy, za które ci płacą, a jednocześnie potrzebuje ich świat, to twoje powołanie. A rzeczy, za które ci płacą i jesteś w nich dobry, to zawód.
Ikigai to punkt, w którym zbiegają się te cztery obszary (patrz grafika).
Odpowiedź na pytanie: Gdzie jest moje ikigai to też odpowiedź na pytanie o sens, pozwalająca zaplanować swe dalsze życie. Gdy znamy swój punkt ikigai, możemy zastanowić się na tym, czego świat potrzebuje, co powinno się w nim zmienić, a jednocześnie popatrzeć trzeźwo na swoje zasoby, talenty, mocne strony, doświadczenie, wiedzę i umiejętności. Co mogę zrobić, by zmieniać świat na lepsze?
Taka refleksja zapobiega zarówno pogrążeniu się w defetyzmie (i pogrzebaniu swoich talentów), jak i rzucaniu się z motyką na słońce – próbie zmiany świata w zakresie, na który nie mam wpływu.

-----
Odkrywanie ikigai oraz zadawanie sobie pytań o tożsamość i adaptację do zmian to klucz do pełniejszego życia. Zmiany są nieuniknione, jednak od nas zależy kierunek: czy pójdziemy ku stagnacji, rozżaleniu, czy w stronę realizowania ważnych wartości na miarę swoich możliwości. Dążenie do zrozumienia siebie i świata wokół nas jest więc nie tylko wyzwaniem, lecz i drogą do prawdziwego spełnienia.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki