Logo Przewdonik Katolicki

Prawdziwa cena sukcesu i bycia najlepszym

Bogna Białecka, psycholog
fot. Malte Mueller/GettyImages

W pogoni za tym, czego pragniemy, możemy zaniedbać to, czego naprawdę potrzebujemy. W pogoni za sukcesem często tracimy zdolność życia z poczuciem sensu, który daje spełnienie.

Dążenie do doskonalenia się w jakiejś dziedzinie może nas rozwijać – o ile weźmiemy pod uwagę kilka istotnych czynników. Warto też odpowiedzieć sobie na pytanie o cenę, jaką przyjdzie zapłacić za sukces, a przede wszystkim o to, jaki jest prawdziwy cel i sens naszych starań.

Pieniądze szczęścia nie dają?
Problem dotyczy szczególnie pogoni za sukcesem finansowym. Joshua Becker, autor wydanej w 2022 r. książki Things That Matter, tłumaczy to w następujący sposób: „Sukces finansowy jest potężnym motywatorem. Kontroluje życie wielu osób. Wybiera zawody. Dyktuje, w jaki sposób człowiek wykorzystuje swój czas, energię i zasoby. Wpływa na relacje, plany i rodziny”.
Oczywiście to nie do końca prawda, że pieniądze szczęścia nie dają. Pieniądze dają dostęp do wielu ułatwień życia codziennego. Jeżeli dziecko ma na przykład problemy z matematyką, pieniądze dają możliwość wynajęcia korepetytora; jeśli psują nam się zęby, możemy iść do droższego, lecz lepszego dentysty itp. Jednak wiele osób wpada w pułapkę, gdy zamiast korzystać z zarabianych pieniędzy tak, by móc lepiej żyć tu i teraz, stawiają sobie coraz bardziej ambitne cele finansowe, odkładając każdy grosz, by osiągnąć kolejny próg świadczący o sukcesie.
Gdyby w tej chwili zatrzymać się na moment i przemyśleć ostatnie 10 lat, czy bylibyśmy zadowoleni z wyborów, których w tym okresie dokonaliśmy? Jeżeli nie, warto zastanowić się nad tym, co dalej chcemy robić ze swoim czasem i życiem. Prawdziwe pytanie brzmi: czy warto poświęcać „dziś”, by osiągnąć to, do czego dążymy jutro? Czy to jest tego warte?
Jeżeli patrzymy na sukces w znaczeniu finansowym, przekładający się na rzeczy, które posiadamy, czy dostępność prestiżowych sposobów spędzania wolnego czasu i rozrywek (niekoniecznie lepszych czy przyjemniejszych od ich tańszych odpowiedników), odpowiedź brzmi prawdopodobnie: nie.

Poświęcenie w imię misji
Sprawa się komplikuje, gdy sukces wiąże się nie tylko z pieniędzmi i prestiżem, lecz z czymś więcej: z nadawaniem znaczenia życiu swojemu i życiu innych osób.
Weźmy pod uwagę na przykład sportowców. Choć z pewnością pieniądze czy satysfakcja z bycia sławnym odgrywają znaczącą rolę w ich karierze sportowej, jednak sukces daje im o wiele więcej. Dla sportowca świadomość, iż miliony rodaków utożsamiają się z nim i śledzą jego losy podczas zawodów, a zwycięstwo daje im ogromną radość i dumę z przynależności narodowej, jest ważnym motywatorem do działania.
Nie trzeba być słynnym sportowcem, by swój sukces wiązać z poczuciem życiowej misji. Rozmawiałam niedawno z influencerką mającą konto na Instagramie, śledzone przez dziesiątki tysięcy młodych dziewcząt. Było to konto poświęcone zdrowemu trybowi życia, ćwiczeniom fizycznym i zdrowej diecie. Influencerka otrzymywała wiele podziękowań w prywatnych wiadomościach za inspirowanie do pozytywnych zmian w swoim życiu. A zatem prowadzenie konta na Instagramie poza zarobkiem dawało tej konkretnej osobie poczucie zwiększenia puli dobra w świecie. Okupywała to ciężką pracą, codziennym poświęcaniem wielu godzin na tworzenie materiałów na Instagrama, utratą satysfakcji z aktywności fizycznej i jedzenia, ponieważ każde ćwiczenie i każdy kęs przygotowywała z myślą o jak najlepszym przedstawieniu tego na zdjęciu czy filmie, wielokrotnie powtarzając ujęcia w poszukiwaniu tego idealnego.
Prawdziwy sukces wymaga poświęcania ogromnej ilości czasu i wysiłku w budowaniu go. Oraz gotowości do poniesienia tego kosztów. Problem powstaje, gdy kosztem jest zaniedbanie relacji z bliskimi osobami. Badania naukowe wciąż na nowo potwierdzają, że jako istoty społeczne potrzebujemy bliskich, przyjacielskich więzi z innymi ludźmi, by prawidłowo funkcjonować.
Sztuką jest zatem odnalezienie tak zwanego złotego środka, tzn. miejsca, gdzie to, co robię, daje mi poczucia sensu, a jednocześnie nie powoduje rozpadania się życia osobistego. Jest to szczególnie trudne dla osób, których praca zawodowa związana jest z jakąś misją życiową. Pytanie o refleksję nad ostatnimi dziesięcioma latami swojego życia powinni zadać sobie nie tylko ludzie podążający za sukcesem finansowym, lecz za swoją życiową misją.

Presja bycia „numerem jeden”
Odnalezienie równowagi szczególnie trudne jest dla ludzi, którzy znajdują się w najściślejszej czołówce osób sukcesu w swoim zawodzie.
Bycie numerem jeden jest związane z nieustanną presją i niepokojem. Widać to chociażby w sporcie. Jeżeli ktoś jest numerem jeden, żyje w nieustannym napięciu, ponieważ ma rzeczywiście przeciwko sobie cały świat. Wyobraźmy sobie dla przykładu kogoś, kto ma zagrać przeciwko Idze Świątek. Oczywiście czuje stres, jednak jeżeli przegra, nie ma się czego wstydzić. W końcu przegrało się z mistrzynią świata. Jeżeli wygra, będzie mieć z tego podwójną satysfakcję, zarówno z wygranej, jak i pokonania najlepszego. Z punktu widzenia mistrzyni sytuacja jest o wiele bardziej stresująca. Aby utrzymać swój tytuł, musi niemal nieustannie wygrywać, każda porażka jest klęską i zagrożeniem kariery.
Stres związany ze spektakularnym sukcesem widać po osobach, które niejako „fuksem” zwyciężyły w zawodach sportowych. Zwycięstwo było w części wynikiem pracy, ale też łutu szczęścia, np. gorszej kondycji fizycznej rywali. W rezultacie wygrana była po części przypadkowa, jednak idą za nią kontrakty i sława. Wiele osób sobie z tym nie radzi, angażują się w chaotyczne w gruncie rzeczy działania i szybko idą w dół w rankingach, w dodatku grubo poniżej swoich możliwości.
Osoby odnoszące sukces za sukcesem, będące ciągle u szczytu, to osoby, które muszą mieć absolutnie doskonale zorganizowany każdy aspekt swojego życia. Dla przykładu David Beckham ma osobistego coacha od snu, czyli osobę, której jedynym zadaniem jest takie zorganizowanie wieczoru i warunków spania mistrza, by zoptymalizować jego sen i w rezultacie funkcjonowanie kolejnego dnia. Z byciem numerem jeden wiąże się żelazna dyscyplina, wręcz asceza. Dodatkowy problem stanowi fakt, że na każdego mistrza świata przypadają tysiące osób, którym się nie udało. Poświęciły mnóstwo czasu na doskonalenie, jednak ten ostateczny sukces ciągle im się wymyka.
Dlatego myśląc o karierze w wysoce rywalizacyjnym zawodzie, warto zadać sobie pytanie, o jakim poziomie sukcesu marzymy. Można mieć talent i predyspozycje, jednak wejście do ścisłej czołówki wymaga specyficznych cech osobowości, wyrzeczeń i prowadzenia ascetycznego wręcz trybu życia.

Ważne pytania
Do czego aspirujemy? Do lepszego domu, samochodu? Do kolejnej wygranej w konkursie, wzmianki w prasie, kolejnych tysięcy obserwatorów konta w mediach społecznościowych? Do bycia numerem jeden w danej dziedzinie? Czy następna rzecz, do której aspirujesz, da ci prawdziwe szczęście? Czy widzisz, że z reguły wymarzony sukces okazuje się tylko kolejnym stopniem na drodze do „prawdziwego” sukcesu?
Dlatego naprawdę ważne jest zastanowienie się nad tym, jak zaplanować swoje życie, by wyważyć sukces z umiejętnością cieszenia się tu i teraz oraz pielęgnowaniem relacji z ludźmi.
Warren Buffett, amerykański inwestor giełdowy, ujął to następująco: „Nigdy nie ryzykuj tego, co masz i potrzebujesz, na rzecz tego, czego nie masz i nie potrzebujesz”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki