Logo Przewdonik Katolicki

Zbyt wiele do stracenia

Tomasz Królak
fot. Magdalena Bartkiewicz

Wierni nie oczekują publicznego piętnowania kogokolwiek czy wytykania mu błędów, bowiem wiedzą, że grzech dotyka każdego. Oczekują, że będą traktowani poważnie

Wciąż mocno uwiera mnie styl, w jakim Watykan ogłosił dymisję arcybiskupa ze Szczecina, to znaczy nie informując o jej przyczynach. Nawet wówczas, gdy biskup przechodzi na emeryturę, w komunikacie powoływano się zwykle na stosowny paragraf Kodeksu prawa kanonicznego. Podobnie postępowano wtedy, gdy powodem odwołania biskupa były zaniedbania w reagowaniu na wykorzystywanie seksualne małoletnich. Tym razem – cisza.
Ale biorąc pod uwagę, że sprawa tego akurat hierarchy była przedmiotem publicznej dyskusji, ta cisza wydawać się musiała przejmująca i dezorientująca. Wywołała powszechne poruszenie, żal i sprzeciw. Także wśród biskupów, z których kilku publicznie dało temu wyraz. Być może to zadecydowało o powtórnym komunikacie Nuncjatury, w którym poinformowano o prawdziwych powodach dymisji.
Smutna była ta informacyjna „czkawka” i zupełnie niezrozumiała. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że będzie to możliwe w roku 2024. Bo jednak w ciągu minionych paru lat Kościół w Polsce przebył długą drogę ku otwartości i przejrzystości. Zbudował nawet system prewencji i pomocy, zaś teraz, gdy powstaje narodowy program ochrony dzieci i młodzieży przed wykorzystywaniem seksualnym oraz każdą inną formą przemocy, jego doświadczenia okazują się bardzo przydatne.
Nie tak dawno prowadziłem debatę na ten temat, m.in. z udziałem rzeczniczki praw dziecka, i byłem dumny z ogromnych przemian, jakie dokonały się w mentalności i świadomości Kościoła. Bo przecież jeszcze parę lat temu pogrążony był we wstydzie i upokorzeniu spowodowanym przypadkami grzesznych i przestępczych działań niektórych duchownych. Ale z tego wyszedł i zaczął mierzyć się z problemem, przyznawać do błędów i zaniechań, a obecnie szeroko dzieli się swoimi doświadczeniami po to, by dzieci mogły być chronione wszędzie, w każdym środowisku. W tej sytuacji komunikat z 24 lutego podziałał na znaczącą część Kościoła jak grom z jasnego nieba, oznaka ponurego regresu i relikt przeszłości, wydawałoby się, bezpowrotnie minionej.
Coś takiego nie może się powtórzyć. Nie chodzi tu wyłącznie o tak zwaną komunikację i wcale nie o postać tego konkretnego hierarchy. Chodzi o coś zdecydowanie poważniejszego: o zaufanie do Kościoła, a więc i jego zdolności do skutecznego przekazywania Ewangelii. Zdumiewa mnie, że tego właśnie nie dostrzeżono, że to zbagatelizowano.
Jeśli komuś w watykańskich strukturach odpowiedzialnych za komunikację wydaje się, że nie ma związku pomiędzy rzeczowym, jasnym informowaniem opinii publicznej (oraz wspólnoty wiernych) a praktykami religijnymi oraz – co najważniejsze! – układaniem osobistych relacji człowieka z Bogiem, to się po prostu myli.
Wierni nie oczekują publicznego piętnowania kogokolwiek czy wytykania mu błędów, bowiem wiedzą, że grzech dotyka każdego. Oczekują, że będą traktowani poważnie: jak ludzie myślący, jak osoby, które chcą budować opartą na zaufaniu wspólnotę Kościoła. Wydaje mi się, że tego zaufania w tym przypadku zabrakło. To się musi zmienić. Zbyt wiele jest do stracenia.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki