Polacy wchodzą w nowy rok podzieleni. Można powiedzieć: nic nowego, podziały to nasza specjalność. A jednak trudno się z tym pogodzić, bo wszechobecne i „ponadnormatywne” emocje, z jakimi każda ze stron chce wykazać, iż ma rację, powodują marnotrawstwo energii, którą można byłoby spożytkować dla wspólnego dobra. Myślę, że co do tego nikt nie ma wątpliwości, ale chyba za rzadko ta banalna skądinąd myśl staje nam przed oczyma.
Mam nadzieję, że kategoria „dobra wspólnego” tli się nawet w głowach tych polityków, którzy najgłośniej i najczęściej wykrzykują czy wypisują kalumnie pod adresem swoich adwersarzy. Ale podział idzie od góry do dołu: dotarł pod strzechy, do rodzin, miejsc pracy. I wszędzie tam czyni spustoszenie, powodując rozdźwięki wśród najbliższych i wzrost liczby byłych już przyjaciół. Przed świętami Bożego Narodzenia publikowano nawet specjalne poradniki, jak nie pokłócić się przy wigilijnym stole. Trochę to żenujące, ale w istocie przerażające, bo obnaża nie tylko nasze wady narodowe (skądinąd znane), ale także stawia pytanie (także nie po raz pierwszy) o to, czy deklarowana wiara rzeczywiście kształtuje naszą duchową postawę, czy może jest tylko kulturową fasadą.
Spór, jaki rozgorzał wokół mediów publicznych, po raz kolejny pokazał, jak nam do siebie daleko. Wzajemna nieufność, oskarżanie się o łamanie prawa, przypisywanie najgorszych intencji. Który to już raz w ostatnich latach urządzamy sobie taki sabat? Jaka jest szansa na to, że zaczniemy ze sobą rozmawiać? A ta rozmowa to nie jest jakiś luksus, na który możemy – ale nie musimy – sobie pozwolić. Tu nie ma alternatywy, bo gra toczy się o coś więcej: o to, czy Polacy będą wspólnotą czy zbiegowiskiem. A nie będziemy prawdziwą wspólnotą, jeśli nie podejmiemy wysiłku na rzecz wspólnej rozmowy o tym, co najważniejsze.
U progu nowego roku marzy mi się, by do tego właśnie doszło: by ludzie z różnych obozów politycznych, światopoglądowych, religijnych taką rozmowę (a raczej całą ich serię) odbyli. Ta różnorodność jest niezbędna, bo taka właśnie, zróżnicowana i pluralistyczna, jest współczesna Polska. Wierzę, że takie spotkania byłyby wielką wartością dla wszystkich: mogłyby obalić szkodliwe stereotypy, wzbogacić horyzonty duchowe i intelektualne oraz ostatecznie przybliżyć nas wszystkich do prawdy.
Rozpocząłbym od tego, co najgorętsze: od misji mediów publicznych.
Następnie: co to znaczy być dziś patriotą i co – uwzględniając sytuację w Polsce i Europie (chodzi o wojnę w Ukrainie, ale też sposób naszej obecności w Unii Europejskiej) – jest, a co nie jest polską racją stanu. Ważna byłaby też rozmowa wokół kluczowych kwestii światopoglądowych, bardzo często medialnie zniekształcanych, jak społeczna misja Kościoła, religia w szkole, aborcja, in vitro. Cały ten konglomerat tematów można byłoby zamknąć w ogólnym temacie „demokracja a świat wartości”. Bardzo dziś potrzebujemy rozmowy wokół tej kwestii. Wykażmy się mądrością i rozmawiajmy. To odbuduje wspólnotę, a razem będziemy silniejsi.