N iedawno czytałam w „The Guardian” krótki artykuł poświęcony artystom mieszkającym na terytorium Gazy. O tym, jak tworzą, mimo trwającej izraelsko-egipskiej blokady, spowodowanej przejęciem władzy przez Hamas. Artyści więc wykorzystują to, co jest dostępne, w tym gruz i metal pochodzący z izraelskich rakiet. Przedstawiciel izraelskiego rządu odpowiedzialny za sprawy cywilne na okupowanych terenach mówi dziennikarzowi, że twórcy muszą pisać wnioski o import materiałów plastycznych i wtedy taki wniosek ocenia się indywidualnie. Na koniec artykuł cytuje słowa jednej z palestyńskich artystek, Shireen Abdul Kareem: „Oddałabym wszystko, żeby opuścić Gazę, a dzięki sztuce czuję się wolna w tym miejscu, ale to wciąż mój dom, część mnie”. To artykuł z 1 października. Kilka dni później zmieniło się wszystko.
Obrazy masakr, jakich dokonał Hamas na ludności cywilnej Izraela, nie dają mi spać. Artyści z Gazy schodzą na plan dalszy. Myślę o młodych ludziach bawiących się na festiwalu muzycznym wymordowanych i porwanych przez bojówki Hamasu i o całych rodzinach z kibucu zabitych z niezwykłym okrucieństwem. Chciałam napisać: „przez Palestyńczyków”, ale zawahałam się. Przez zbrodniarzy z Hamasu, organizacji, z którą wielu mieszkańców Gazy wcale się nie utożsamia. I dlatego mam gęsią skórkę, gdy patrzę, jak Gaza, ta enklawa, to „więzienie pod gołym niebem”, jak niektórzy mówią, znika z powierzchni ziemi, a katastrofa humanitarna dotyka nie tyle terrorystów, co zwykłe palestyńskie rodziny. Nie podoba mi się nazywanie ludzi zwierzętami i taka izraelska retoryka przypomina mi nazistowskie odhumanizowanie Żydów (zresztą takie samo odczucie mam, gdy Ukraińcy mówią o Rosjanach „orki”: że zabijają orki, bo to łatwiejsze niż zabicie człowieka – nawet nie zabicie, a zlikwidowanie). Patrzę z przerażeniem na tysiące młodych Izraelczyków idących na rzeź. Czytam pożegnania publikowane w „The Jerusalem Post” 19-, 20-, 21-, 22-latków.
Gdy patrzę na bombardowaną Gazę, myślę o Shireen. Zanim się to wszystko wydarzyło, tworzyła instalacje i rzeźby, poprzez które mówiła o przemocy, jakiej doświadczają w Gazie kobiety. Blokada Gazy sprawiła, że maltretowane i molestowane kobiety nie miały się gdzie zgłaszać po pomoc. Ich życie zamknięte w czterech ścianach, teraz obróconych w gruz. Pozbawieni wody i prądu artyści palestyńscy nie myślą już o farbach. Myślę i o nich, i o moich znajomych Izraelkach, których mężowie zostali powołani do wojska. I o tym, dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane. Wyciągam książkę, której dotąd ostatecznie nigdy nie przeczytałam. Napisał ją palestyński prawnik i działacz na rzecz pojednania Raja Shehadeh. Palestyńskie wędrówki opowiadają o wędrówkach gdzie oczy poniosą po ukochanej ziemi. Nikt do tej miłości nie ma wyłącznego prawa.