Wojna w Izraelu, która wybuchła na początku maja, a później trochę przygasła, przypomniała kilka minionych dekad. W latach 90. i początku dwutysięcznych niemal każdy serwis informacyjny zaczynał się od wiadomości o zamachu dokonanym przez islamistów w Izraelu. W ostatnich latach było znacznie spokojniej. W 2014 r. wybuchł konflikt, który trwał sześć tygodni, zginęło wówczas 2 tys. osób. Zmieniła się też technologia – samobójcze zamachy bombowe zastąpił ostrzał Izraela rakietami z terytorium Gazy. W odpowiedzi Izrael wprowadził dwie innowacje – pierwszą był system Żelazna Kopuła, czyli tarcza antyrakietowa wyłapująca palestyńskie rakiety, który okazał się niebywale skuteczny. Dość powiedzieć, że w wyniku wystrzelenia z Gazy 4 tys. pocisków, zginęło w Izraelu podczas tego konfliktu około tuzina osób. Drugą metodą zabezpieczania się były płoty i mury, którymi ogrodzono Strefę Gazy oraz tzw. Zachodni Brzeg (Izraelczycy nazywają to Judeą i Samarią). Efekt był również widoczny – liczba zamachów samobójczych lub innych form terroru przeprowadzonych z terytoriów palestyńskich radykalnie spadła.
Ale miało to swój koszt. Gaza stała się strefą zamkniętą, 2 mln ludzi stłoczonych na powierzchni dwóch trzecich Warszawy, z przerywanymi dostawami prądu, z blokadą morską itp. Kryzys humanitarny narastał. Kłopot w tym, że duża część międzynarodowej pomocy trafiała w ręce Hamasu, islamistycznej organizacji, która przez UE i USA uznana została za terrorystyczną. Pozostałe kraje za terrorystyczne uważają militarne skrzydło Hamasu. I to właśnie Hamas ustawił w gęsto zaludnionych miejscach Gazy wyrzutnie rakiet, w budynkach mieszkalnych miał magazyny broni, a pod miastem zbudował sieć podziemnych tuneli, którymi przemieszczali się bojownicy, gdzie produkowano rakiety, gdzie budowano schrony. Hamas co jakiś czas atakował Izrael, Izrael zbombardował siedziby Hamasu, ale ginęli cywile. Mieszkający w Gazie Palestyńczycy padali ofiarą Hamasu i izraelskich nalotów. Izraelskie wojsko szacuje, że nawet 10 proc. rakiet spadło na terytorium Gazy, zabijając mieszkańców.
Dlatego warto pamiętać, że ta wojna nie była wojną Izraela z Palestyńczykami, ale wojną z Hamasem. Choć Palestyńczycy byli jego ofiarą. Warto też pamiętać, że Hamas atakując Izrael, atakuje głównie cele cywilne – odpala rakiety, by zabić jak najwięcej niewinnych ludzi. Palestyńscy cywile nie są celem ataków Izraela, giną przy okazji nalotów na cele Hamasu, które terroryści stawiają w gęsto zaludnionym terenie.
Tym, co było w tym konflikcie wyjątkowe, to również rozruchy w samym Izraelu. Palestyńczycy mieszkają w Gazie, na Zachodnim Brzegu, ale też ponad milion Arabów jest obywatelami Izraela. I właśnie w mieszanych miastach, na przykład w Lod, doszło do zamieszek. Nacjonaliści żydowscy atakowali arabskich sąsiadów, Arabowie niszczyli żydowskie sklepy, zdemolowano kilka synagog. Ostrość ataków izraelskich sprawiła, że ludność arabska poczuła się lojalna wobec mieszkańców Gazy i protestowała. Było to zaś efektem długotrwałej polityki Izraela, który stopniowo buduje żydowskie osiedla na terytoriach palestyńskich. Jednym z punktów zapalnych było wysiedlenie kilku palestyńskich rodzin ze wschodniej Jerozolimy, z budynków, które należą do Żydów. Kłopot w tym, że w konflikcie, który trwa kilkadziesiąt lat, rachunki krzywd są wielkie i po obu stronach. Warto pamiętać, jak skomplikowana jest ta sytuacja, oceniając ten konflikt.