Kim dla Pana jest człowiek?
– Nie da się tego opisać, nie wspominając o tym, kim dla mnie jest twórca logoterapii, czyli Viktor Emil Frankl. Jego myśl poznałem w czasie studiów. Byłem wtedy studentem pedagogiki, a także poradnictwa i mediacji. Podczas zajęć z resocjalizacji usłyszałem o książce Człowiek w poszukiwaniu sensu. To był przełom. Zafascynowała mnie też sama historia Frankla, jego doświadczenie życiowe, przeżycie obozu koncentracyjnego…
To był czas, kiedy zastanawiałem się także nad podjęciem szkolenia psychoterapeutyczego. Pierwszym moim wyborem była terapia uzależnień prowadzona w ujęciu poznawczo-behawioralnym, z elementami psychodynamiki. Tym zresztą zajmuję się na co dzień. Natomiast później miałem okazję ukończyć kurs logoterapii prowadzony przez ks. prof. Kazimierza Popielskiego w Instytucie Karola Wojtyły. Tam jeszcze głębiej odkryłem, czym zajmuje się logoterapia. Zafascynowały mnie tematy dotyczące sensu życia, pustki egzystencjalnej, kryzysów, poszukiwania tożsamości, celu.
Wtedy też zrozumiałem, że mogę pracować terapeutycznie z pacjentem, uwzględniając nie tylko sferę ciała i psychiki, ale także wymiar duchowy tego, kto przede mną siedzi. Odkryłem, że logoterapia wypełnia lukę, która pojawia się w innych podejściach terapeutycznych. Pod emocjami, potrzebami, relacjami kryje się coś więcej: wymiar duchowy człowieka.
Dziś wciąż często przedstawia się terapię jako zagrożenie dla przeżywanej przez siebie wiary. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że chrześcijanin nie powinien w ogóle korzystać z pomocy terapeutów.
– Logoterapia nie jest żadnym „zagrożeniem duchowym”. Wręcz przeciwnie – Papieska Rada do spraw Duszpasterstwa Służby Zdrowia [dziś już nieistniejąca, jej kompetencje przejęła powołana przez papieża Franciszka Dykasteria ds. Integralnego Rozwoju Człowieka – red.] w dokumencie z 1995 r. zarekomendowała logoterapię jako ten „bezpieczny” nurt terapeutyczny. Stało się to właśnie ze względu na to, że wizja człowieka zaproponowana przez logoterapię jest integralna. Frankl mówi, że wymiar duchowy jest centralny w człowieku. Chciałbym jednak tutaj rozróżnić duchowość od wymiaru duchowego – to dwa różne pojęcia. Mamy ciało, psychikę, ale nie mamy duchowości – raczej jesteśmy wymiarem duchowym. To subtelne, ale ważne w logoterapii rozróżnienie.
Dzięki temu terapia nie staje się religijną indoktrynacją.
– Właśnie tak. Duchowość często jest mylona z religijnością, a jest czymś o wiele większym. Religijność to konkretny system wierzeń, który wybieramy, to Kościół czy inna wspólnota religijna, do której możemy należeć. A duchowość ontologicznie przynależy każdemu człowiekowi – niezależnie od tego, czy deklaruje się jako katolik, buddysta, ateista.
Zauważyłem też, że często terapeuci boją się dotykać tematu duchowości, wiary, religijności. A logoterapia świetnie się sprawdza w odkrywaniu duchowego wymiaru w człowieku. Z drugiej strony pojawiają się też pacjenci, którzy przeszli już terapię w jakimś innym nurcie i odkryli, że czegoś im brakuje. Mówią, że chcą podjąć pracę nad tym, co w nich duchowe. I nie ma znaczenia, czy są wierzący, czy niewierzący. Jeszcze raz podkreślę, że logoterapia nie jest tylko dla wyznawców określonej religii. Z kolei ci, którzy deklarują się jako wierzący, często podkreślają, że właśnie w tym nurcie czują się bezpiecznie. Odnajdują tu przestrzeń do bezpiecznych rozmów o duchowości, nie boją się tego, że ich wiara osłabnie, zostanie zredukowana, źle zrozumiana czy że terapeuta będzie próbował ich „odciąć” od Kościoła. Wiedzą, że tutaj będą mogli porozmawiać na tematy egzystencjalne.
Jak poszukuje się tego wymiaru duchowego? Czy da się uchwycić coś tak… nieuchwytnego? Jak wygląda praca z pacjentem?
– Dla mnie to fascynująca podróż. Z jednej strony faktycznie jest to jakaś tajemnica. Mówi się, że można ją rozjaśnić, ale nie wyjaśnić, bo przecież gdyby tak się stało, to przestałaby być tajemnicą. Wymiar duchowy to takie miejsce w człowieku, gdzie podejmowane są przeróżne decyzje, odkrywane jest powołanie, gdzie pacjent spotyka się z cierpieniem, często niezawinionym. To też przestrzeń konfrontacji z historią swojego życia… Myślę, że ten wymiar jest o wiele głębszy i ciekawszy, może nam powiedzieć o wiele więcej o człowieku niż tylko jego emocje czy ciało. Owszem, są to jakieś drogi do wyrażania tego, co czuję, ale nigdy nie odpowiedzą na pytanie o to kim jestem, po co żyję, dokąd zmierzam, jaki cel i sens ma moje istnienie. Dopiero praca w obszarze duchowym człowieka pozwala popatrzeć całościowo na jego życie. I zafascynować się nim.
Brzmi jak zachęta do podróży w głąb siebie. To przeciwległy biegun do stwierdzeń „Bóg tak chciał”, „pomódl się, to ci pomoże” i innych, równie pokrętnych „odpowiedzi”, które otrzymujemy w obliczu trudności czy bólu.
– Często spotykamy się z pojęciem sensownego cierpienia. Tylko że ono jest… bez sensu. Już sam Frankl powiedział, że cierpienie, które nie jest konieczne, jest masochizmem. Logoterapia mówi, że człowiek ma wpływ na to, jaką postawę przyjmie wobec cierpienia. Łatwo jest powiedzieć np. pacjentowi onkologicznemu, że „Bóg tak chciał”, ale to nie będzie prawda. Choroba sama w sobie nie ma sensu. Natomiast to cierpienie może być okazją do tego, żeby przyjąć sensowną postawę wobec niego. Mogę uciec w używki, w zaprzeczanie, a mogę też popatrzeć na to wydarzenie choroby jako na zaproszenie do nowego otwarcia się na własne życie. Frankl pokazał, że nawet w obozie, w miejscu tak tragicznym, można było zachować wolność w podejmowaniu decyzji. Byli tacy, którzy rzucali się na druty, bo poddali się rozpaczy, a byli też tacy, którzy heroicznie dzielili się ostatnim kawałkiem chleba. Nawet w tym, co wydaje się ze wszech miar bezsensowne, można odnaleźć sens.
Frankl mówił także, że zbyt szybka próba odnalezienia sensu może być dla człowieka niebezpieczna. Dlaczego?
– Bo sens pewnych wydarzeń jest do odnalezienia niekoniecznie tu i teraz. Widać to chociażby w mądrości ludowej odnośnie do przeżywania żałoby po śmierci bliskich. Mówi się, że dobrze przeżyta żałoba trwa mniej więcej rok. Podobnie jest z odnajdywaniem sensu – zbyt szybkie jego odnalezienie może być tak naprawdę fałszywym czy pozornym nadawaniem sensu jakimś wydarzeniom. Tutaj Frankl widział niebezpieczeństwo. Sztuczne nadanie sensu może być ucieczką przed prawdą, przed przeżyciem cierpienia. W efekcie prowadzi do jakiejś patologii w człowieku. Patologia to dosłownie „cierpienie sensu” (od greckich słów: pathos – cierpienie oraz logos – które możemy przetłumaczyć także jako „sens”). Widać to np. u pacjentów, którzy zbyt szybko „pogodzili się” ze stratą kogoś, kogo kochali. Nie dali sobie czasu na to, żeby przepłakać nagromadzony w nich żal czy rozpacz, co paradoksalnie sprawiło, że przez lata nie potrafią spać, wracają do tej relacji, są w nią uwikłani, choć tej drugiej osoby już od dawna przy nich nie ma. Oni zatrzymali się w przeszłości, a ich życie jest tu i teraz.
I wzywa ich do tego, by wziąć odpowiedzialność za siebie dzisiaj.
– Właśnie to podkreślał Frankl: niezależnie od okoliczności, w jakich się znajduję, mam w sobie wolność, dzięki której mogę wybrać postawę, która będzie miała sens; mogę podjąć decyzję, która mnie zaprowadzi dalej, do odkrywania siebie, swojego istnienia jeszcze bardziej. Wyraźnie zaznacza to, że człowiek jest zdolny do autotranscendencji. Logoterapia odróżnia osobowość (która np. może chorować, być zaburzona) od osoby, która nie choruje i jest nienaruszalna. Dzięki temu łatwo jest uciec od zagrożenia determinizmem i jednocześnie podkreślić, że człowiek ma swoją niezbywalną godność, wartość i może w sposób wolny przekraczać siebie czy wybierać lub odnajdywać to, co jest sensem w jego życiu.
Z drugiej strony trudno mówić o wolności chociażby w kontekście uzależnień, zaburzeń czy chorób psychicznych.
– Trzeba pamiętać, że uzależnienie jest pewną dysfunkcją. Nawet jeśli pacjent ma postawione jakieś rozpoznanie, to ono nie zmienia tego, co w człowieku najgłębsze. Nie zmienia jego godności, nie definiuje tego, czy jest on człowiekiem, czy nie. Uzależnienie jest tylko częścią rzeczywistości w człowieku. Osoba to „coś” więcej niż tylko objaw jakiejś choroby czy zaburzenia. Moim pacjentom powtarzam, że sam fakt, że spotykamy się w gabinecie na terapii, świadczy o tym, że szukają czegoś więcej, że są zdolni do tego, by podjąć jakąkolwiek wolną decyzję. A to już dobry punkt wyjścia do tego, by umieć sobie w przyszłości wzmocnić ten „mięsień” odpowiedzialności, wolności, umiejętność odnajdywania czy przyjmowania sensownej postawy wobec swojego życia.
Z drugiej strony istnieje ryzyko redukcjonizmu i złego zrozumienia tego, czym wolność jest. Mam na myśli wszystkie te stwierdzenia typu: „mogę być, kim chcę”, „mogę wszystko”, czy chociażby „sky is the limit”. Rodem z pseudocoachingowych mów i wystąpień.
– Frankl miał świadomość pewnych ograniczeń człowieka. Jesteśmy przecież umiejscowieni w jakimś konkretnym momencie historycznym, sytuacji społecznej, mamy taką a nie inną rodzinę i różne uwarunkowania. Nie chodzi o to, żeby zaprzeczać temu, na co obiektywnie nie mamy wpływu. Elisabeth Lukas, uczennica Viktora Frankla, użyła obrazu dwóch półkul – jedna półkula oznacza możliwości, jakie są w człowieku, a druga symbolizuje potrzeby, które są w świecie. Samorealizacja zakłada, że realizuję swoje pragnienia. Natomiast logoterapia mówi, że potencjał osoby, którą jestem, realizuję wtedy, kiedy odkrywam potrzeby, które są w świecie i kiedy te moje możliwości się spotkają z potrzebami świata.
Czy to nie zaproszenie do relacji?
– Właśnie tak. Rozwój mnie jako osoby następuje wtedy, kiedy odnajduję to, do czego zaprasza mnie (zaprasza, a nie oczekuje ode mnie) świat. Gdy człowiek realizuje tylko swoje pragnienia, to prędzej czy później dojdzie do szczytu piramidy potrzeb. A dopiero za osiągnięciem wszystkich swoich potrzeb jest to „coś więcej”, coś, co przekracza jego granice – to właśnie wola, pragnienie sensu. A relacja do drugiego człowieka, do Boga, podjęcie jakiejś życiowej misji czy postawa, jaką przyjmuje on wobec cierpienia – to wszystko może stać się źródłem sensu, tym najważniejszym wymiarem życia.
---
DR ROMAN SOLECKI
Certyfikowany logoterapeuta, psychoterapeuta uzależnień, pedagog, mediator, nauczyciel akademicki. Dyrektor Krakowskiego Instytutu Logoterapii