Z robiłam w życiu kilka dobrych zdjęć. Wydaje mi się, że uchwyciłam w nich to, co Bresson nazywał teorią decydującego momentu. Jedno z nich, wykonane na starym mieście w Jerozolimie w dzielnicy żydowskiej, przedstawia małego chłopca w jarmułce na głowie, którego matka odciąga od żołnierzy zebranych na placu. Siedziałam na ławce niedaleko placu od dłuższej chwili i widziałam gromadzących się tam chłopców i dziewczęta w mundurach i z bronią. Być może mieli zbiórkę lub coś w tym stylu. Widziałam też matki idące odebrać dzieci ze szkoły. Młode kobiety w turbanach na głowach. Matkę tego małego chłopczyka dokładnie pamiętam: rozmawiała przez telefon, kiedy szła w kierunku szkoły. Po chwili wracała, prowadząc go za rękę. I wtedy on, wyraźnie zafascynowany wojskiem i karabinami, zaczął ją szarpać w tamtą stronę. A ona go odciągała.
Zrobiłam to zdjęcie, bo zafascynowała mnie przeciwwaga niewinnego dzieciństwa i tego, do czego ono prowadzi. Możemy wszyscy powspominać, jak w dzieciństwie bawiliśmy się w wojnę, ale w Izraelu to jest milion razy bardziej realne niż w Polsce. Tam stoi się w sklepie po lody za osiemnastolatkami, które mają przez ramię przewieszoną broń z ostrą amunicją. Tam matka odciąga swego ośmiolatka od żołnierzy. Robi to intuicyjnie i być może podświadomie nie chce, po prostu nie chce, żeby był żołnierzem.
Bo nie chce, aby zginął – a prawdopodobieństwo jest duże… I jeszcze coś: nie chce, żeby jej syn i jej córka traciły niewinność. A to stanie się z pewnością. Tyle że o tym mało kto w Izraelu mówi głośno.
Moje zdjęcie przypomniało mi się, kiedy oglądałam film dokumentalny Niewinność Guya Davidiego podczas tegorocznego festiwalu filmów dokumentalnych Docs Against Gravity. Nie wiem, czy będzie go można oglądać na dużym ekranie poza festiwalem, który już się zakończył. Uważam, że powinno się go zobaczyć. „Jutro nauczą mnie legalnego zabijania. Czy jestem w stanie to znieść?” – to słowa młodego człowieka, którego pamiętnik cytowany jest w filmie. Davidi korzystał z listów i pamiętników napisanych przez izraelskich nastolatków, którzy nie byli w stanie znieść służby wojskowej, bo traktowali ją jako udział w machinie zła. Poszli do wojska, choć nie chcieli. Poszli jak wszyscy ich koledzy i koleżanki, jak wszyscy w Izraelu poddani od przedszkola odpowiedniemu
PR-owi. Ale nie mogli się pogodzić z tym, że sprzeniewierzyli się sobie.
Samobójstwa w izraelskiej armii to rzecz, o której się nie mówi. Takie postawy, pełne wrażliwości i skłonności do pacyfizmu są w tym kraju traktowane jako narodowe zagrożenie, nieakceptowane ani w grupie rówieśniczej, ani – często – w rodzinie. Przedziwny to i nieprawdopodobnie smutny film, który pokazuje wychowywanie w miłości do munduru i w nienawiści do wroga. Nie chodzi w nim wcale o to, kto ma rację, ale o to, jakie są koszty obowiązku służby wojskowej i narodowej narracji.