Mogłabym nawet zapłakać nad sytuacją ukraińskich żołnierzy w Bachmucie, bo tam to jest dopiero piekło. I jeszcze po raz kolejny przypomnieć o zmarłych uchodźcach na białoruskiej granicy, w lasach Puszczy Białowieskiej, potopionych w moczarach pogranicza, odnajdywanych przez wolontariuszy, którzy specjalnie w tym celu organizują poszukiwawcze wyprawy.
Z całych sił nie pragnę brać udziału w wojnach polsko-polskich, wolałabym nigdy nie mieszać się do polityki i zajmować się tylko i wyłącznie własnym ogródkiem. Otoczyć się książkami, filmami i poteoretyzować na temat antropologii kulturowej. A jeśli chodzi o rozwój mojej wiary, mam szczęście należeć od ponad dwudziestu lat do wspólnoty katolickiej, z którą kroczę drogą wtajemniczania w wiarę i nawrócenia osobistego i właściwie mogłabym się obejść od kontekstu szerszego. Ale nie mogę. Bo to mój Kościół i kto ma się nim przejmować jak nie my, jego dzieci? Należę do pokolenia, które długo nie wyobrażało sobie papiestwa bez Jana Pawła II. Był stałą mojego życia, więc pamięć o nim także. Nie, nie mam za złe dziennikarzom, którzy obraz „naszego papieża” zaczęli nieco odbrązawiać, zawsze uważałam, że prawda, choćby najbardziej bolesna, jest najważniejsza. Tego nauczyła mnie Ewangelia. I jeszcze tego, że nawet najbliżsi Chrystusowi mogą się Go zaprzeć, upaść, zwątpić i zadawać pytania. Nie wydaje mi się atakiem na Kościół zadanie pytania, czy św. Jan Paweł II mógł postąpić jak apostoł Piotr. Święty czy nie święty, to wciąż człowiek.
Nie mogę pominąć milczeniem ostatniego reportażu Macieja Gutowskiego Franciszkańska 3. Nie mogę otrzepać rąk i powiedzieć, że to wrogie siły prowadzą wojnę hybrydową przeciwko Polsce. Nie mogę wzruszyć ramionami i spokojnie stwierdzić, że to przecież atak na matkę Kościół i największego Polaka w historii. Że to haniebne kalanie jego pamięci, chęć rozbicia naszego narodu i niszczenie jego dziedzictwa. Trudno mi też zrozumieć nagłą niechęć do badania dokumentów bezpieki znajdujących się w IPN. Ale żeby nie było: widziałam ten reportaż i dokumenty z IPN nie są jedynymi dowodami na to, że kardynał Wojtyła wiedział o przestępstwach seksualnych i mógł brać udział w ich, jak byśmy to dzisiaj określili, tuszowaniu. Wobec faktów trudno zrozumieć jego działania tak typowe: przenoszenie z parafii do parafii księży, także tych, którzy zostali skazani za molestowanie i to wielokrotne.
Ale najgorsze, najgorsze ze wszystkiego jest to, że wszyscy, którzy krzyczą o pohańbieniu pamięci Świętego Jana Pawła II,
nawet nie zająknęli się o ofiarach. O dorosłych dzieciach, którym złamano życie. Więc nic, naprawdę nic się nie zmienia? Czy można mieć w ogóle nadzieję na zmianę? Naprawdę, ciężka to dla mnie próba.