Jest Pan jedną z nielicznych osób, która po emisji reportażu Marcina Gutowskiego Franciszkańska 3 nie ulega „logice wahadła”. Dominują głosy radykalne. Dla jednych to obiektywna prawda, dla drugich – podły atak na papieża, naród i ojczyznę. Dostrzega Pan braki filmu, lecz nie potępia dziennikarzy za to, że stawiają pytania o rolę głowy Kościoła w, jak to się dziś mówi, tuszowaniu pedofilii w jego strukturach. Uda się w Polsce wyjść poza ten dziwny dualizm?
– Będzie to trudne. Najpierw musimy sobie zadać pytania: kim jest Jan Paweł II dla nas i co to znaczy, że był święty? Jeśli właściwie rozumiemy te słowa, czyli autorytet i świętość, godzimy się na to, że tak ważna postać jak papież Polak mogła popełniać błędy, mylić się czy przeżywać dylematy, jaką podjąć decyzję. Jan Paweł II miał ogromny wpływ na przemiany społeczne, sposób myślenia milionów ludzi i dokonał rzeczy wielkich. Ale każdy człowiek jest uwarunkowany kulturą i epoką, która go ukształtowała. Kilkadziesiąt lat temu była inna wrażliwość na krzywdę dziecka, co wynikało z jego pozycji w społeczeństwie, poziomu wiedzy psychologicznej itd. Na słowa ofiar przemocy seksualnej reagowano niewłaściwie – co było normą. Uwzględniając oczywiste fakty, nie musimy się bać tego, że śledztwa dziennikarskie odsłonią jakieś braki w reakcjach świętego na dany przypadek. Chcielibyśmy, żeby zawsze były wzorcowe. Wiemy, że mogły takie nie być. I to nie uwłacza jego świętości. Przeciwnie, czyni go tylko bardziej ludzkim.
Świętość ocenia się według kryterium miłości do Boga i człowieka przez całe życie kandydata. Jest dla zwykłych ludzi. Myli nam się z doskonałością?
– Tak. Jeżeli będziemy się uparcie trzymali mitu herosa, osoby nieskazitelnej czy bezbłędnej, który sami wytworzyliśmy, pozostaniemy przy złudzeniu zamiast prawdzie o realnej osobie.
Dziennikarze mogą stawiać pytania. Mam świadomość, że przekaz medialny zależy od światopoglądu, polityki i wielu rzeczy. Zawsze więc będą to pytania z tezą. Wymaganie krystalicznie obiektywnego, wolnego od wartości, niezaangażowanego dziennikarstwa jest kolejną iluzją. Reportaż ma to do siebie, że posiada jakąś ukrytą tezę (lub punkt widzenia) i często powstaje po to, by ją udowodnić. Nie przekreśla to jednak wszystkiego, co w nim ujawniono.
To nie jest praca naukowca, który trzyma się uznanej metodologii badań. Ponieważ jednak dziennikarze nie mają dostępu do kluczowych źródeł, szukają tam, gdzie otrzymali zgodę na kwerendę. Archiwa kościelne są niedostępne. To prowokuje do szukania tam, gdzie się da – w tym w IPN. Marcin Gutowski dotarł jednak do nieznanych dokumentów, takich jak choćby list kard. Wojtyły (nikt nie kwestionuje jego autentyczności) do kard. Königa, metropolity Wiednia, polecający jego trosce… księdza pedofila. Pozostają pytania o interpretację tych faktów, brakujące elementy układanki i kontekst.
– Śledztwo dziennikarskie to gatunek wymagający zaangażowania autora. Temat jest trudny, to są kwestie bardzo wrażliwe. Badanie tych dokumentów powinno się odbywać na maksymalnie profesjonalnym poziomie. Gdybyśmy mieli do czynienia z komisją, zespołem niezależnych ekspertów, którzy prowadziliby badania zgodnie z wymogami metodologicznymi swojej dyscypliny naukowej (komisja interdyscyplinarna), wynik prac mógłby dać maksymalnie zbliżony do obiektywnego obrazu wydarzeń. Jestem przekonany, że ustalenia takiej komisji nie zburzyłyby autorytetu Jana Pawła II, pozwoliłyby natomiast uniknąć fatalnej sytuacji, jaka wytworzyła się obecnie – wzajemnego zwalczania się w imię prawdy o papieżu.
Milczenie rodzi podejrzenie, że Kościół ma coś okropnego do ukrycia. W XXI wieku, w epoce mediów, które z definicji patrzą każdej władzy na ręce, nie da się nikomu zamknąć ust zapewnieniami, że w archiwach nic nie ma. Plotki są najgorsze, bo niszczą więzi.
– Niestety Kościół w podejściu do zarzutów o pedofilię cały czas jest reaktywny, czyli reaguje dopiero wtedy, kiedy ktoś ujawni skandal.
Defensywny. Jakby go zmuszano.
– A powinien być prospektywny, wyprzedzać pytania. Ponieważ nie jest, mamy nieustanny proces badania i ujawniania nowych przypadków, na co Kościół reaguje zbyt nieporadnie. Nie uczymy się na własnych błędach. Wrażliwość ludzi na kwestię wykorzystania seksualnego dzieci jest dziś ogromna, powstaną dalsze artykuły, filmy, programy telewizyjne. Tylko krok wyprzedzający ocali wiarygodność Kościoła. Niestety, nadal widać wewnętrzną inercję, która nie pozwala zmobilizować wszystkich sił i zasobów w obronie dzieci. Jan Paweł II nie lękał się prawdy. Ona wyzwala, oczyszcza. Buduje zdrową wspólnotę opartą na zaufaniu, z gwarancją bezpieczeństwa dla najmłodszych.
---
Aleksander Bańka
Dr hab. filozofii, politolog, świecki lider Centrum Duchowości Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Katowickiej; autor książek, artykułów oraz audiobooków poświęconych filozofii i duchowości chrześcijańskiej